Kenia - autentyczny Czarny Ląd, dziki i zaskakujący.

Miłośnikom przygody polecamy wspaniałą, dziką, nie skażoną jeszcze Kenię. Z pięknymi parkami narodowymi, gdzie zwierzaki żyją sobie swoim rytmem, nie przejmują się podglądającymi ich turystami, gdzie dzień jest równy nocy i gdzie nad głową pali się Krzyż Południa.

W Afryce można się zakochać. Nie tylko w pięknych plażach, wspaniałych owocach, szalonym słońcu i powszechnym "hakuna matata" (czyli spoko, spoko, wszystko OK). Również, a może nawet zwłaszcza, w tych bezkresnych sawannach, gdzie dostojnie kroczą słonie, gdzie stada antylop i zebr maszerują spokojnie i cierpliwie w poszukiwaniu wody. W tych samotnych baobabach wśród czerwonej ziemi Tsavo, o bajecznych rozłożystych akacjach, w których cieniu co krok trafisz na jakiegoś mieszkańca tych dzikich terenów. W nieskażonej jeszcze na szczęście przyrodzie i w majestatycznych śniegach Kilimandżaro na granicy z Tanzanią. Góra Złego Ducha - tak ją miejscowi nazywają. Skryta zwykle za chmurami, wyglądająca przy wschodzie i zachodzie słońca, jak oblubienica odkrywająca tajemniczo rąbek welonu.

KeniaKenia Jolanta S.

Tam można poczuć się całkowicie wolnym! Nie ma cywilizacji, nie ma zegarków, drogi też tylko na słowo honoru. Gdy lwica polując na zebrę przejdzie obojętnie 2 metry od samochodu - ogarnia zachwyt! Co ja tu robię? Dlaczego jej przeszkadzam? Albo ta słonica stojąca kilka metrów od drogi i patrząca bystro, czy jej małemu nic nie zagraża. Gdy ten maluch podszedł za blisko i patrzył na nas kaprawymi oczkami wesoło machając trąbą, zafalowała gwałtownie uszami, postąpiła dwa kroki do przodu i gniewnie ryknęła. Nie mówię o stadzie bawołów, które po wschodzie słońca nie dały nam przejechać i zmusiły nas do cierpliwego oczekiwania, aż raczą zleźć z drogi! Albo te żyrafy, które w ilości 12 pasły się tuż koło nas. Tak! Tak chyba wyglądał raj i daj Boże, aby ten nie został zniszczony czyjąś głupotą.

A nocleg w lodgiach w środku parków narodowych był równie wielkim przeżyciem! Na wyciągnięcie ręki taplał się w bajorku hipcio, a w nocy nie dało się spać, bo albo cosik ryczało, albo trąbiło, albo ocierało się o ściany chatki, oddzielonej od buszu tylko siatką jak w namiocie na Mazurach! A nad wszystkim tak wygwieżdżone niebo jakiego w snach nie widziałam. Krystaliczne powietrze zapewniło spektakl nie do opisania. No i ten Krzyż Południa, dokładnie nad głowami. Tak...Rozumiem tych, którzy w Afryce pozostali...To miejsce dla romantyków, zwariowanych czcicieli natury, przyjmujących z pokorą ten potworny upał, wszechogarniający kurz,czerwony pył wdzierający się do każdej szczeliny, do oczu, uszu, barwiący skórę twarzy jak najdoskonalszy puder. Mogłabym tak długo.

KeniaKenia Jolanta S.

Jednego dnia w trakcie naszego safari odwiedziliśmy wioskę Masajów. Że też ludzie tak mogą mieszkać! Wioska składa się z 40 lepianek - bo na miano domów to coś nie zasługuje - ułożonych w krąg średnicy może z 60 metrów. Do wioski można wejść przez otwór szerokości może dwóch metrów, na noc pilnie zasłaniany ciernistymi krzewami w obawie przed atakiem lwów. W środku tego kręgu nocują krowy, które są jedynym dobytkiem tej społeczności. Oczywiście jeśli jest ich kilkadziesiąt, to możecie sobie wyobrazić ile nawozu zostawiają. No i on jest używany m.in. do budowy tych domków. Okropne ilości much wciskających się w oczy i uszy, dzieci bawiące się w tym nawozie, a dookoła barwnie ubrani dumni synowie tych ziem. Pozwolono im zamieszkać na terenie parków narodowych, bo gdy wiele lat temu chcieli ich stamtąd wysiedlić, zaczęły się dziać różne straszne rzeczy. Prawdziwy Masaj spożywa jedynie na zmianę - krowie mięso, pije mleko i krowią krew, którą upuszczają w stosownych ilościach. Dalej dziewczynki są obrzezywane, mimo, że w mediach podają, że jest to już przeszłość. Mówił nam o tym sam wódz plemienia, człowiek wykształcony, władający piękną angielszczyzną, który wrócił do korzeni. Kilkaset metrów za wioską - czekał prawdziwy szok! Szkoła! A w niej mnóstwo przefajnych dzieciaków, garnących się do wiedzy, czyściutko ubranych, całkowicie i bezdyskusyjnie zdyscyplinowanych. A w tle - Góra Złego Ducha - Kilimandżaro, patrząca dumnie znad wianuszka chmur. I wszędzie ten potworny upał, pył, bieda, a jednocześnie uśmiechnięte twarze i dumne spojrzenia. Bieda w Kenii aż piszczy! Przejeżdżając przez centrum Mombasy nie wierzyłam, że to jest największy ich port i drugie co do wielkości miasto. Slamsy, slamsy i jeszcze raz slamsy...I to takie najgorszego gatunku! Budulcem ich "domów" są stare pordzewiałe blachy, dykta, folie, opakowania, stare deski... Ludzie żyją praktycznie na ulicach, nie wiem co jedzą, bo w życiu nie weszłabym nigdzie aby cokolwiek spróbować, bo chociaż lubię ryzyko - to byłoby zbyt duże - mimo szczepień. Wszędzie dookoła bystre oczy obserwują każdy ruch i zupełnie się nie dziwiliśy, kiedy kierowcy busików, którymi się poruszaliśmy, kazali nam zamykać okna i broń Boże nie wystawiać aparatur, czy kamer, bo na 100% ktoś ci je wyrwie. Samemu pojechać do Miasta to sport dość ekstremalny, bo nie wiadomo w którym momencie wejdziesz w dzielnicę somalijskich uchodźców, czy innych dziwnych ludzi, wśród których możesz już pozostać. Samo centrum, stary port i nabrzeże fajne, ale wolałam oglądać to z okien samochodu. Oczywiście ci ludzie, którzy tak czy inaczej związani są z turystyką są niezwykle mili, opiekuńczy,starają sie jak mogą, bo dobrze widzą co się porobiło z gospodarką kraju po ucieczce większości turystów. I choć nie wyczuwa sie żadnego napięcia politycznego, ani śladów tych walk, o których było u nas tak głośno, to jednak nie radziłabym tego kraju zwiedzać samopas.

AUTOR: JOLANTA S.

Zobacz więcej zdjęć Jolanty S.

Zobacz też:

Wakacje z naturą w Nowej Zelandii

Więcej o: