Krzysztof Muskalski, lekarz okulista*

Serce zostało w... Największym sentymentem darzę wyprawę do Indii i Sri Lanki w 1986 r. Jedynym sposobem na wyrwanie się z siermiężnej rzeczywistości PRL-u było skrzyknięcie na wyjazd grupy zapaleńców

I do takiej grupy - pracowników naukowych i studentów geologii Uniwersytetu Śląskiego - dołączyłem jako lekarz, nie znając nikogo poza jej kierownikiem. Gdy na lotnisku zostałem przedstawiony reszcie, jedna ze studentek powiedziała: - Proszę siadać obok mnie, bo jestem chora. A mama puściła mnie na wyprawę pod warunkiem, że będę się trzymać lekarza... Moja podopieczna Bożenka szybko wyzdrowiała, a z czasem została moja żoną. W Indiach szczególne wrażenie wywarł na mnie maleńki stan Goa. Ta była kolonia portugalska bardzo różni się od reszty kraju, mieszkańcy wyznają hinduizm i chrześcijaństwo. W orientalnym zgiełku takich miast jak Pańdzim, Margao czy Vasco da Gama odnajdziemy wiele pięknych barokowych kościołów. Kościółki, kaplice czy krzyże spotkamy niemal w każdej wiosce, a każda ma swojego katolickiego patrona i organizuje na jego cześć ceremonie religijne, jarmarki i festyny.

Niezapomniany dzień...

miał miejsce w Rio de Janeiro, gdy zdecydowałem się na lot paralotnią nad miastem. Pierwszy raz w życiu nogi zatrzęsły mi się ze strachu, gdy stojąc na stromym stoku górującego nad Rio masywu Gávea, spojrzałem w ponad 500-metrową przepaść. Sekundy grozy, a potem niebiańskie wrażenia: spokojny, wręcz majestatyczny lot nad jednym z najpiękniejszych miast świata i bezproblemowe lądowanie na plaży Sao Conrado.

Ciekawe jest...

pogranicze Ruandy i Konga - jedyne miejsce na naszym globie, gdzie na wolności żyją goryle górskie. Dotarłem tam za sprawą mojego nieżyjącego już przyjaciela, prof. Wiktora Prandoty - znawcy i miłośnika Czarnego Lądu. Pośród wspaniałych krajobrazów można poczuć klimat filmu "Goryle we mgle", obserwując igraszki młodych i popisy ich rodziców. Ten zakątek najdłużej pozostawał białą plamą na mapie Afryki, odkryto go zaledwie 100 lat temu. To część Wielkiego Rowu Afrykańskiego, z czynnymi wulkanami, łagodnym klimatem, malowniczym jeziorem Kivu, źródłami Nilu. Niestety, stykają się tu dwa wojujące plemiona Hutu i Tutsi, co czyni ten rejon niebezpiecznym.

Podróżowałem...

różnymi środkami transportu, ale najbardziej pomysłowe widziałem na Filipinach. Dość wspomnieć o słynnych jeepneyach - kolorowych "potomkach" amerykańskich dżipów z II wojny światowej. Z wyspy Cebu na wyspę Boracay najpierw leciałem archaicznym samolocikiem śmigłowym (po włączeniu klimatyzacji, nastała taka mgła, że ledwo było widać pasażerów i stewardesę). Potem wsiedliśmy na tricykle (motocykle z bocznymi wózkami), a następnie na wąskokadłubowe łódki z plastikowymi zasłonkami chroniącymi przed wodą. Gdy te wpłynęły na płyciznę, z plaży nadbiegli "noszowi", którzy przenieśli wszystkich pasażerów "na barana" (nie było pomostów, do których można by przycumować).

Najlepsze wakacje spędziłem...

z rodzicami i rodzeństwem, gdy objeżdżaliśmy niestrudzoną warszawą 223 kraje "demoludów". A z mniej odległych była to wyprawa do Egiptu z żoną i dziećmi, Pawłem i Anitą. Zaczęliśmy od Hurghady, potem był Luksor i Dolina Królów z imponującymi zabytkami, dalej rejs po Nilu, Asuan i ogromne jezioro Nasera, Abu Simbel na granicy z Sudanem, no i Kair z piramidami w Gizie i Sakkarze. A na koniec - Góra Synaj z klasztorem św. Katarzyny i bajeczny, podwodny świat w Szarm el Szejk.

W Polsce lubię...

Jurę Krakowsko-Częstochowską. To nie tylko niezwykła kraina ostańców, jaskiń, flory i fauny; to również ciekawy kawałek polskiej historii, którego symbolem jest Szlak Orlich Gniazd. Bardzo lubię też Tatry i Góry Stołowe z ich unikalnymi formacjami skalnymi. Uważam, że - jak wiele innych miejsc - mogą konkurować ze światowymi atrakcjami.

Podróżuję z...

zapałem, wiedzą o miejscach, które zamierzam odwiedzić, no i z dobrym towarzystwem. Część wyjazdów ma związek z udziałem w kongresach okulistycznych - wówczas podróżuję w towarzystwie szefowej i współpracowników z Kliniki Okulistycznej w Sosnowcu.

Mój ulubiony hotel...

Praktycznie nie ma takich, do których wracam. Ale jest kilka, w których chciałbym zatrzymać się ponownie, np. Damai Beach na Borneo. Leży na malowniczym klifie, w malezyjskiej części wyspy, rozpościera się stąd fantastyczny widok na Morze Południowo-Chińskie. Wśród tropikalnej roślinności spacerują... kilkumetrowe legwany.

Niebo w gębie poczułem...

na Vanuatu, wyspiarskiej republice na północ od Nowej Zelandii. Właściciele bungalowów, w których mieszkaliśmy, zaproponowali lokalny specjał: kraba kokosowego. Ostrożność podpowiadała, by zamówić jakieś wypróbowane danie, jednak przypomniałem sobie słowa Andrzeja Wawrzyniaka, dyrektora Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie, że można tu poczuć niebo w gębie, próbując miejscowych potraw. Tak więc żółto-pomarańczowy krab kokosowy pojawił się wieczorem na naszym stole - smakował wyśmienicie.

Na wyprawę zawsze zabieram...

sprzęt fotograficzny, dobry humor, pozytywne myślenie, no i maskotkę od córki Anity - pluszową kaczkę, która jest moją telepatyczną łączniczką z domem.

Nigdy więcej nie powrócę do...

Chyba niewiele jest takich miejsc... Uważam, że nawet z negatywnych sytuacji można czerpać pozytywne doświadczenia i przemyślenia. A miejsca i ludzie często się zmieniają i warto niekiedy spojrzeć na wszystko z dystansu. Jednak moja noga chyba już nie postanie w przypominającym ruderę hotelu Modern Lodge w Kalkucie, w którym ponad 20 lat temu spędziłem kilka dni.

Wkrótce będę w drodze...

na Ukrainę. Cieszę się z tego wyjazdu, bo zawsze chciałem odwiedzić Lwów, Podole, Wołyń, dotknąć polskiej historii tych miejsc, poczuć atmosferę "Trylogii" Sienkiewicza.

Wymarzony cel podróży:

najbardziej lubię tropiki, ale pociąga mnie też Antarktyda. Dla zapalonego fotografa, jakim jestem, to z pewnością niezwykłe wyzwanie (namiastkę podobnych plenerów miałem na Alasce). A potem chętnie wygrzałbym się na wyspach Oceanii.

*Krzysztof Muskalski odwiedził 59 krajów (pierwszą w życiu podróż odbył jako 5-latek), miał 14 indywidualnych wystaw fotograficznych i 24 zbiorowe

Więcej o: