I do takiej grupy - pracowników naukowych i studentów geologii Uniwersytetu Śląskiego - dołączyłem jako lekarz, nie znając nikogo poza jej kierownikiem. Gdy na lotnisku zostałem przedstawiony reszcie, jedna ze studentek powiedziała: - Proszę siadać obok mnie, bo jestem chora. A mama puściła mnie na wyprawę pod warunkiem, że będę się trzymać lekarza... Moja podopieczna Bożenka szybko wyzdrowiała, a z czasem została moja żoną. W Indiach szczególne wrażenie wywarł na mnie maleńki stan Goa. Ta była kolonia portugalska bardzo różni się od reszty kraju, mieszkańcy wyznają hinduizm i chrześcijaństwo. W orientalnym zgiełku takich miast jak Pańdzim, Margao czy Vasco da Gama odnajdziemy wiele pięknych barokowych kościołów. Kościółki, kaplice czy krzyże spotkamy niemal w każdej wiosce, a każda ma swojego katolickiego patrona i organizuje na jego cześć ceremonie religijne, jarmarki i festyny.
miał miejsce w Rio de Janeiro, gdy zdecydowałem się na lot paralotnią nad miastem. Pierwszy raz w życiu nogi zatrzęsły mi się ze strachu, gdy stojąc na stromym stoku górującego nad Rio masywu Gávea, spojrzałem w ponad 500-metrową przepaść. Sekundy grozy, a potem niebiańskie wrażenia: spokojny, wręcz majestatyczny lot nad jednym z najpiękniejszych miast świata i bezproblemowe lądowanie na plaży Sao Conrado.
pogranicze Ruandy i Konga - jedyne miejsce na naszym globie, gdzie na wolności żyją goryle górskie. Dotarłem tam za sprawą mojego nieżyjącego już przyjaciela, prof. Wiktora Prandoty - znawcy i miłośnika Czarnego Lądu. Pośród wspaniałych krajobrazów można poczuć klimat filmu "Goryle we mgle", obserwując igraszki młodych i popisy ich rodziców. Ten zakątek najdłużej pozostawał białą plamą na mapie Afryki, odkryto go zaledwie 100 lat temu. To część Wielkiego Rowu Afrykańskiego, z czynnymi wulkanami, łagodnym klimatem, malowniczym jeziorem Kivu, źródłami Nilu. Niestety, stykają się tu dwa wojujące plemiona Hutu i Tutsi, co czyni ten rejon niebezpiecznym.
różnymi środkami transportu, ale najbardziej pomysłowe widziałem na Filipinach. Dość wspomnieć o słynnych jeepneyach - kolorowych "potomkach" amerykańskich dżipów z II wojny światowej. Z wyspy Cebu na wyspę Boracay najpierw leciałem archaicznym samolocikiem śmigłowym (po włączeniu klimatyzacji, nastała taka mgła, że ledwo było widać pasażerów i stewardesę). Potem wsiedliśmy na tricykle (motocykle z bocznymi wózkami), a następnie na wąskokadłubowe łódki z plastikowymi zasłonkami chroniącymi przed wodą. Gdy te wpłynęły na płyciznę, z plaży nadbiegli "noszowi", którzy przenieśli wszystkich pasażerów "na barana" (nie było pomostów, do których można by przycumować).
z rodzicami i rodzeństwem, gdy objeżdżaliśmy niestrudzoną warszawą 223 kraje "demoludów". A z mniej odległych była to wyprawa do Egiptu z żoną i dziećmi, Pawłem i Anitą. Zaczęliśmy od Hurghady, potem był Luksor i Dolina Królów z imponującymi zabytkami, dalej rejs po Nilu, Asuan i ogromne jezioro Nasera, Abu Simbel na granicy z Sudanem, no i Kair z piramidami w Gizie i Sakkarze. A na koniec - Góra Synaj z klasztorem św. Katarzyny i bajeczny, podwodny świat w Szarm el Szejk.
Jurę Krakowsko-Częstochowską. To nie tylko niezwykła kraina ostańców, jaskiń, flory i fauny; to również ciekawy kawałek polskiej historii, którego symbolem jest Szlak Orlich Gniazd. Bardzo lubię też Tatry i Góry Stołowe z ich unikalnymi formacjami skalnymi. Uważam, że - jak wiele innych miejsc - mogą konkurować ze światowymi atrakcjami.
zapałem, wiedzą o miejscach, które zamierzam odwiedzić, no i z dobrym towarzystwem. Część wyjazdów ma związek z udziałem w kongresach okulistycznych - wówczas podróżuję w towarzystwie szefowej i współpracowników z Kliniki Okulistycznej w Sosnowcu.
Praktycznie nie ma takich, do których wracam. Ale jest kilka, w których chciałbym zatrzymać się ponownie, np. Damai Beach na Borneo. Leży na malowniczym klifie, w malezyjskiej części wyspy, rozpościera się stąd fantastyczny widok na Morze Południowo-Chińskie. Wśród tropikalnej roślinności spacerują... kilkumetrowe legwany.
na Vanuatu, wyspiarskiej republice na północ od Nowej Zelandii. Właściciele bungalowów, w których mieszkaliśmy, zaproponowali lokalny specjał: kraba kokosowego. Ostrożność podpowiadała, by zamówić jakieś wypróbowane danie, jednak przypomniałem sobie słowa Andrzeja Wawrzyniaka, dyrektora Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie, że można tu poczuć niebo w gębie, próbując miejscowych potraw. Tak więc żółto-pomarańczowy krab kokosowy pojawił się wieczorem na naszym stole - smakował wyśmienicie.
sprzęt fotograficzny, dobry humor, pozytywne myślenie, no i maskotkę od córki Anity - pluszową kaczkę, która jest moją telepatyczną łączniczką z domem.
Chyba niewiele jest takich miejsc... Uważam, że nawet z negatywnych sytuacji można czerpać pozytywne doświadczenia i przemyślenia. A miejsca i ludzie często się zmieniają i warto niekiedy spojrzeć na wszystko z dystansu. Jednak moja noga chyba już nie postanie w przypominającym ruderę hotelu Modern Lodge w Kalkucie, w którym ponad 20 lat temu spędziłem kilka dni.
na Ukrainę. Cieszę się z tego wyjazdu, bo zawsze chciałem odwiedzić Lwów, Podole, Wołyń, dotknąć polskiej historii tych miejsc, poczuć atmosferę "Trylogii" Sienkiewicza.
najbardziej lubię tropiki, ale pociąga mnie też Antarktyda. Dla zapalonego fotografa, jakim jestem, to z pewnością niezwykłe wyzwanie (namiastkę podobnych plenerów miałem na Alasce). A potem chętnie wygrzałbym się na wyspach Oceanii.
*Krzysztof Muskalski odwiedził 59 krajów (pierwszą w życiu podróż odbył jako 5-latek), miał 14 indywidualnych wystaw fotograficznych i 24 zbiorowe