Ciepłe kraje pod choinkę

Za sprawą taniego dolara ceny niektórych wycieczek są nawet o połowę tańsze niż przed rokiem

Jeszcze w styczniu amerykańska waluta wyceniana była na 3 zł, dziś kosztuje 2,5 (trzy lata temu - 4, a w 2000 r. - 4,7 zł). Wiele produktów - sprzęt elektroniczny, samochody czy ubrania - są teraz w USA nawet o 40 proc. tańsze niż w Europie. Nic dziwnego, że także Polacy zaczęli robić zakupy za oceanem, via internet. W prezencie gwiazdkowym można też sprawić sobie lub bliskim egzotyczne wakacje - ceny są coraz bardziej przystępne.

Polscy touroperatorzy rozliczają się z właścicielami hoteli i linii lotniczych najczęściej w dolarach. Dlatego najtańsza dwutygodniowa wycieczka do Indii czy Wenezueli po przeliczeniu na złotówki kosztuje 2,5 tys., podczas gdy jeszcze parę lat temu była niemal dwa razy droższa. Ceny wypoczynku w średniej klasy hotelach, np. w Kenii, Meksyku, Chinach, rozpoczynają się od ok. 3 tys. zł - to tyle, ile dwa lata temu trzeba było wydać na sam bilet lotniczy. W ofertach last minute można znaleźć dwutygodniowy pobyt na Maderze za 1,2 tys., na Goa za 2 tys. czy w Brazylii za niecałe 2,5 tys. zł... Niższe ceny to także efekt zwiększonego popytu - te same osoby, które było stać na wypad jedynie do niezbyt odległych krajów, jak Grecja czy Egipt, dziś mogą sobie pozwolić na wakacje w Azji bądź w Ameryce (Instytut Turystyki ocenia, że stać na to co dziesiątą rodzinę). Jak podaje "POLSKA Gazeta Opolska", ponad 100 tys. rodaków - czyli o 30-40 proc. więcej niż rok temu - wyjedzie tej zimy do egzotycznych krajów. Oznacza to, że touroperatorzy mogą zamówić więcej czarterów i pokoi. To zaś przekłada się na rabaty, jakie otrzymują od właścicieli linii lotniczych i hoteli, a stąd już prosta droga do obniżenia cen wyjazdów. Byłyby one zapewne jeszcze tańsze, gdyby nie roczny okres kontraktowania - wycieczki na rok 2008 organizatorzy wykupywali do czerwca/lipca 2007 r., kiedy dolar był trochę droższy niż teraz.

Biura podróży coraz chętniej proponują też niedrogie miejsca w czarterach osobom, którym zależy tylko na dostaniu się w jakiś odległy zakątek świata, a nie na wyjeździe all inclusive .

Poza tym rośnie konkurencja pomiędzy liniami lotniczymi i przybywa połączeń międzykontynentalnych. Na przykład Iberia uruchomiła w listopadzie loty z Warszawy przez Madryt m.in. do Argentyny, Urugwaju i Meksyku za 2,5 tys. zł (ze wszystkimi opłatami); za tyle samo dostaniemy się z Finnair do Japonii. Ale poważne zmiany dopiero przed nami - w kwietniu zostanie otwarte niebo nad Atlantykiem i każdy przewoźnik z USA i UE będzie mógł uruchomić dowolną liczbę lotów przez ocean do dowolnego miasta (teraz są ścisłe ograniczenia). W niedługim czasie możemy się spodziewać, że połączeń będzie nawet o połowę więcej, a ceny znów spadną. Eksperci Air Transport Association, stowarzyszenia największych północnoamerykańskich przewoźników, przewidują, że latem bilety stanieją co najmniej o 150 dol.

Jeżeli relacja amerykańskiej waluty do złotówki będzie się nadal zmieniać w tym tempie co teraz (ekonomiści są w tej sprawie podzieleni), to za dwa lata wakacje w Brazylii będą nas kosztować tyle samo co nad Bałtykiem czy nad Adriatykiem (te ceny już się niemal zrównały).