Podróże po Hiszpanii. Avila - miasto świętych i łasuchów

Avilczycy czują pewnie głęboko skrywany żal, że w ich mieście znajduje się zaledwie jeden palec świętej Teresy

Wczoraj zjadłam dwa ostatnie Yemas de Santa Teresa. W sklepiku Za Murami niepozorne pudełeczka szły jak woda, kupiłam ostatnie. W domu obejrzałam je dokładnie, wpatrzyłam się w napisy "Le Flor de Castilla" i tajemnicze "Ye+D 1860". Po rozpakowaniu ukazał się rząd żółciutkich łakoci w cukrowej posypce, każde opatulone w bibułkę. "To chyba żółtka w cukrze?". Podejrzenia potwierdziły składniki na odwrocie opakowania: "Ingredientem: yema de huevo y azucar". Św. Teresa z Avila, wizjonerka i Doktor Kościoła, była podobno wielką amatorką tego smakołyku.

***

Wszystkie opowieści o niej wskazują, że była kobietą z krwi i kości. Krążą na jej temat różne anegdotki. Na stronie www.mateusz.pl znalazłam takie np. historyjki. "W XVI w. w Hiszpanii i gdzie indziej podróżowało się konno. Zdarzyć się miało, że przed gospodą zatrzymał się wóz. Wysiadająca zakonnica niechcący odsłoniła stopę, więc stojący u wrót hidalgo jęknął w olśnieniu: O, ho... ho! A zakonnica na to z zimną krwią: A cóżeś ty myślał, senior, żem pokraka?". A gdy pewien pobożny karmelita, ale marny artysta, nomen omen, Jan od Nędzy namalował jej portret, podobno wykrzyknęła: "Niech ci Bóg przebaczy, bracie! Zrobiłeś mnie paskudną i kaprawą!".

Taka była Teresa Sanchez de Cepeda y Ahumada - piękna dziewczyna kochająca muzykę i taniec. Urodziła się 28 marca 1515 r. w Avila jako córka don Alonsa Sanchez de Cepeda i Beatriz de Ahumada. Jej dziadkowie byli maranami, czyli nawróconymi na wiarę katolicką Żydami. Pewnego dnia jako kilkuletnia dziewczynka namówiła młodszego kuzyna, aby wspólnie ewangelizować pogan (muzułmańscy sąsiedzi żyli dosłownie za miedzą). Bogu dziękować, że któryś ze starszych krewnych dowiedział się o wszystkim i zdążył chwycić za kołnierz małych misjonarzy niezły kawałek drogi za miejskimi murami.

Mimo wszystko pociągało ją świeckie życie. Zaczytywała się w romansach o rycerzach, liczni wielbiciele uwielbiali jej popisy z kastanietami. Ojciec, Alonso, zaniepokojony powodzeniem córki u płci przeciwnej, posłał ją do szkoły klasztornej augustianek. Życie zakonne początkowo jej nie odpowiadało, ale właśnie w klasztorze pod wpływem ciężkiej choroby przeżyła duchową przemianę. Na jakiś czas wróciła do domu. Na dobre do życia zakonnego przekonała ją lektura "Wyznań" św. Augustyna. Od zawsze miała poczucie misji. Energiczna, jednoznaczna i zwięzła, tak jak jej słynne powiedzenie "Solo Dios, basta!" Podpisała się pod tym przewodnim hasłem swego życia jako Teresa de Jesus.

2 listopada 1535 r. o świcie, więc pewnie potajemnie, Teresa opuściła dom rodzinny, by udać się do klasztoru Karmelitek Convento Encarnacion w Avila. Kiedy tam przybyła, Encarnacion zamieszkiwało ponad 200 zakonnic. Jej energia znalazła ujście w pracy nad reformą karmelu. Po 28 latach gotowa była rozpocząć dzieło swego życia - 24 sierpnia 1563 r. założyła pierwszy klasztor Karmelitanek Bosych pod wezwaniem św. Józefa. Dokonała znaczących zmian w regule. Przede wszystkim zmniejszyła liczebność w konwentach - odtąd mogło przebywać w nich na stałe tylko kilka mniszek. Dopiero wtedy atmosfera stawała się prawdziwie kontemplacyjna. Zakonnice oddały się życiu w modlitwie, umartwieniom i samotności, w ścisłej klauzurze.

Teresa natomiast prowadziła bardzo aktywne, ruchliwe życie. Zakładała coraz to nowe klasztory, żeńskie i męskie, przy wsparciu innej wybitnej osobowości z Avila - św. Jana od Krzyża. Oddana pracy, przemierzała nieustannie Hiszpanię, szczególnie region Kastylii i Andaluzji, już to na grzbiecie muła, już to na trzęsącej się taradejce. Trzeba było zabiegać o pieniądze, wykłócać się o czynsze, no i paktować z decydentami świeckimi i kościelnymi. Nie wszyscy byli jej życzliwi. Księżna Eboli po przeczytaniu pierwszej książki Teresy złożyła na nią donos do inkwizycji. W tym wypadku najwyższy trybunał zachował dalece idący rozsądek.

***

Do Avili wyruszamy słonecznym rankiem. Jest niedziela. Madryt świeci pustkami, ruch na drodze niewielki. Powoli wydostajemy się z miasta i ruszamy w kierunku ośnieżonych szczytów Sierra de Gaudarrama. Po drodze, gdzieś po lewej, mijamy Eskurial. Nieopodal - 150-metrowy krzyż, który wieńczy wykutą w litej skale świątynię upamiętniającą ofiary wojny domowej. Tu został pochowany generał Franco.

Pejzaż urozmaicony, wyżynny, pełen jarów, kotlinek, kamienisty, żółto-pomarańczowy. W tej scenerii łatwo sobie wyobrazić tragikomiczne peregrynacje bohatera "Pamiętnika znalezionego w Saragossie", zwłaszcza gdy zbliżamy się do gór i krajobraz nieco dziczeje. Tylko patrzeć, a zza skały wyskoczy tajemniczy Don Pedro ze sztyletem w zębach...

Po chwili wracamy do cywilizacji. W dali pojawiają się wioski i miasteczka. Po poletkach przechadzają się majestatyczne, na pierwszy rzut oka, byki. Pojedyncze sztuki stopniowo przechodzą w coraz większe stada. Aż takiego zapotrzebowania nie mają przecież hiszpańskie areny! Kto pyta, nie błądzi, więc po chwili okazało się, że mijamy rejon słynący z hodowli bydła mięsnego - tutejsza wołowina uchodzi za najwyborniejszą w Hiszpanii. A na szczytach wzgórz stoją wiatraki nowej generacji, których białe potężne skrzydła powoli przeczesują błękit nieba.

Na rogatkach Avili mijamy okazały szpital, oczywiście imienia św. Teresy, która wywarła na tym mieście niezatarte piętno. Autokar zatrzymuje się przy centrum informacji turystycznej, wtulonym w miejskie mury z biało-szarego kamienia, podobno najstarsze z zachowanych w Hiszpanii. Liczą ok. 2,5 km. Groźnie szczerząc blanki, wzmocnione 88 wieżami, szczelnie obwarowały Avilę - musiały budzić respekt wrogów, których nie brakowało na przestrzeni dziejów. Do dziś bram ostało się dziewięć.

Mimo słońca panuje przenikliwy chłodek. Powietrze jest rześkie, a przez miasto przelatują porywiste podmuchy wiatru. Położona na wysokości ok. 1120 m n.p.m. Avila jest typowym górskim miasteczkiem. W ciągu ulic zakończonych bramami dują cugi, przed którymi nie uchowa się żaden kapelusz (trzeba o tym pamiętać i zapakować do podręcznej torby sweter, kurtkę i koniecznie coś na głowę). Drepczemy wzdłuż muru do katedry San Salvador, najstarszej w Hiszpanii, sięgającej swymi początkami wieku XII, ale budowanej przez następne trzy. Na wieżyczkach, pinaklach krzątają się swojskie boćki. Stojący jedną nogą na głowie kamiennego aniołka ptak przekrzywia łebek i obserwuje turystów. Inny buduje gniazdo na rzygaczu wysuwającym wykrzywioną paszczę spod sąsiedniej wieży. Hiszpańska gałąź tych ptaków dorównuje liczebnością linii środkowo-europejskiej (na katedrze w Alfaro doliczono się ponad setki gniazd). Co parę kroków w Avili napotykamy budowle, głównie sakralne, zamieszkane przez bociany.

Mszę w katedrze - przy umiarkowanym udziale wiernych - odprawia miejscowy biskup. Liturgia sprawowana jest w bocznej kaplicy, bo w głównej części świątyni trwa remont (na koszt ministerstwa kultury, jak głosi napis). Idąc tam mijamy tył głównego ołtarza oddzielony aleją kolumn. Wysoko w górze witraże, niżej - głęboko osadzone niewielkie okienka. Świątynia wpasowana w trzymetrowej grubości miejskie mury stanowiła integralną część systemu obronnego, jakże ważnego w czasach, kiedy mieszkańcy Avili i okolic musieli stawiać opór muzułmanom z pogranicza. W kaplicy, gdzie odprawiana jest msza, przyciągają wzrok dwie przeszklone szafki podzielone na ciasne przegródki, w których gęsto od relikwiarzy. Szkatułki i dzbany wieńczą rzeźbione głowy czy dłonie sygnalizując, jakie cząstki szczątków świątobliwych osób kryją ich wnętrza.

Zaglądamy do innej bocznej kaplicy, gdzie przy barokowym, kipiącym od ornamentów relikwiarzu wysłuchujemy dziejów św. Teresy w języku hiszpańskim (życzliwe koleżanki z Malty przekładają nam skrót długiego wykładu na angielski). Zwiedzanie obiektów związanych z osobą Doktor Kościoła, niestety, polega głównie na oratorskich popisach dwóch przewodników, z których jeden peroruje po hiszpańsku, a drugi po włosku. Trochę też konfabulują, np. pokazują wydrążony fragment w ścianie jakiegoś domostwa, twierdząc, że tu właśnie przez dziewięć miesięcy po śmierci spoczywały zwłoki Teresy. Nie jest to prawda, gdyż święta została pochowana tam, gdzie zmarła, w klasztorze w Alba de Tormes koło Salamanki (jeden z kilkunastu, które założyła). Avilczycy czują pewnie głęboko skrywany żal, że w ich mieście znajduje się zaledwie jeden palec świętej. Podobno skrywa go klasztor św. Józefa, nazywany też klasztorem św. Teresy, mieszczący się na niewielkim placyku na miejscu dawnego domu rodziny Sanchez de Cepeda. W sionce, gdzie znajduje się sklepik z pamiątkami, dosłownie o krok od kontuaru w przeszklonym, ale zakratowanym pomieszczeniu ulokowano wytworną barokową trumnę, w której podobno sypiała za życia. Do klasztoru przylega kaplica św. Bartłomieja z obrazem przedstawiającym Teresę. Święta w glorii ducha świętego stoi zapatrzona w Chrystusa na krzyżu. W jednej dłoni trzyma ostro przycięte gęsie pióro, które za chwilę skieruje ku księdze trzymanej przez usłużnego aniołka. Drugi cherubin, w dwornym przyklęku, podaje kałamarz z inkaustem i zanurzonymi w nim piórami, trzeci pokazuje zapisaną księgę. W górnej partii przeciwległej ściany niewielkie okienko potrójnie zabezpieczone: drucianą, drewnianą i metalową kratą zakończoną ostro zaostrzonymi szpikulcami. To symboliczny łącznik karmelitanek ze światem - spoza tej karty przysłuchiwały się odprawianej w kaplicy mszy.

***

Avila to nie tylko kościoły i klasztory. Dawną architekturę reprezentują również budowle świeckie, rezydencje niegdysiejszych wielmożów. Część z nich spełnia obecnie praktyczne funkcje, np. w Palacio de los Velada przy placu Katedralnym mieści się luksusowy hotel z pięknym atrium (w nim restauracja).

Czeka nas jeszcze spacer po starówce, która zapełniła się avilczykami korzystającymi ze słonecznej pogody. Najtłoczniej jest na placu św. Teresy Wielkiej, między monumentalną Puerta de Alcazar z jednej strony i ładnym kościółkiem San Pedro z drugiej (nad portalem głównego wejścia efektowna rozeta). W podcieniach kamieniczek mieszczą się restauracje i kafejki. Na koniec wycieczki kupujemy przesławne "Yemas de Santa Teresa".

Z wąskiej uliczki ponad dachami położonych na skarpie domów rozciąga się boski widok na dolinę Ambles tonącą w powodzi słońca i błękitu, zwieńczoną górskim łańcuchem na krawędzi odległego horyzontu.

***

Zatrzymujmy się na parkingu, półtora kilometra za Avilą, by podziwiać jej niewyobrażalnie piękną panoramę. Znakomity punkt widokowy to skalisty pagórek z konstrukcją wspartą na czterech filarach i centralnie usytuowanym krzyżem - Cuatro Postes, miejsce, do którego dotarła pragnąca nawracać pogan mała Teresa. Stąd jak na dłoni widać położoną na sąsiednim wzgórzu Avilę, ze wszystkimi jej domami, pałacami, wieżami i kościołami. Miasto zdaje się spływać ze stromizny wzgórza i tylko solidne mury nie pozwalają na to, aby ta urbanistyczna lawa wypłynęła na biegnącą w dole drogę. W porywistym wietrze, na tle przeczystego nieba wyraźnie rysuje się każdy szczegół. To widok, który zostaje w pamięci.

Św. Teresa od Jezusa zmarła 4 października 1582 r. w Alba de Tormes. Błogosławioną ogłosił ją Paweł V 24 kwietnia 1614 r., a kanonizował Grzegorz XV 12 marca 1622. Była pierwszą kobietą, którą 27 września 1970 r. Paweł VI ogłosił Doktorem Kościoła

Więcej o: