Świeradów-Zdrój i okolice. Szukając Flinsa nad Kwisą

W kurorcie cudowne źródło i lecznicze wody, a dookoła ciekawe szlaki dla wędrowców

Lubię ten widok. Spod schroniska Na Stogu Izerskim Świeradów-Zdrój przypomina półksiężyc wygięty wedle zakrętu Kwisy, która wraz z Małą Kamienną przecina Góry Izerskie na dwa grzbiety: wyższy Wysoki od południa i niższy Kamienicki od północy. Przez stulecia wydobywano w tej rzece złoto (znani byli z tego Walończycy - patrz ramka), a nawet perły wielkości ziaren grochu. Do początku XX w. występowała tu skójka perłorodna - słodkowodny małż żyjący wyłącznie w zimnych, bystrych, czystych i ubogich w wapń górskich potokach. Wreszcie bez Kwisy Świeradów nie byłby Zdrojem. To w jej pobliżu tryskają źródła rzadkich w Polsce wód mineralnych z dodatkiem radonu (cząsteczki radonowe znajdują się także w glebie i w powietrzu).

Pierwsza informacja o nich pochodzi z 1572 r., z dzieła śląskiego lekarza Leonarda Thunneyssera. Świeradów-Zdrój był wówczas osadą robotników leśnych pracujących w dobrach Schaffgotschów, właścicieli niemal całych Karkonoszy i Gór Izerskich. XVIII-wieczna kronika parafii ewangelickiej w Mirsku podaje legendę o genezie miejscowości związanej z zachodniosłowiańskim plemieniem Milczan czy Bieśniczan, którzy "przy cudownym źródle" czcili w tych okolicach bożka, pana życia i śmierci zwanego Flinsem (miał ponoć postać złotego lwa). Źródło rzeczywiście musiało czynić cuda, bo miejscowi pasterze słynęli nie tylko jako wytwórcy świetnego masła, ale przede wszystkim jako znachorzy.

***

Historia uzdrowiska zaczyna się na początku XVIII w., od powołania przez hrabiego Hansa Antona Schaffgotscha komisji lekarskiej, która przebadała skład chemiczny wód nad Kwisą i uznała je za lecznicze. Już w połowie XVIII w. powstał pierwszy dom zdrojowy - przyjmował gości tylko latem. Chętnych przybywało z roku na rok i w 1795 r. na lewym brzegu rzeki powstał nowy Dom Zdrojowy, a naprzeciwko niego pijalnia wód. Po utworzeniu Cesarstwa Niemieckiego (1871) Świeradów-Zdrój stał się znany w całych Niemczech. W 1893 r. przybyło tu pięć tysięcy kuracjuszy, czyniąc zeń jedno z największych na owe czasy uzdrowisk sudeckich. Wśród znanych Polaków, którzy tu gościli, znaleźli się m.in. ojciec polskiej sceny teatralnej Wojciech Bogusławski oraz nauczyciel Fryderyka Szopena i kompozytor Józef Elsner.

Kuracjusze poddawali się borowinowym zabiegom pomocnym w leczeniu reumatyzmu, schorzeń ginekologicznych i narządów wewnętrznych (obecnie leczy się także choroby narządów ruchu, układu krążenia i układu nerwowego). Popijali niskomineralizowane szczawy wodorowęglanowo-wapniowo-magnezowe zawierające żelazo, fluor oraz radon i korzystali z dobrodziejstw łagodnego klimatu (uzdrowisko leży w dolinie otoczonej wzgórzami gęsto porośniętymi świerczyną, chroniącymi od zimnych, północnych wiatrów). Od 1899 r. mogli gościć w nowym Domu Zdrojowym (starsze zabudowania spłonęły w 1895 r.) z największą w sudeckich uzdrowiskach krytą Halą Spacerową, długą na 80 m. Wzniesiono go - podobnie jak wystawne, pełne wykuszy i wieżyczek domy przy głównej ul. Zdrojowej - w uzdrowiskowym stylu, pod wpływem ludowej architektury szwajcarskiej i południowoniemieckiej. Stanął u północno-wschodnich podnóży Stogu Izerskiego (1107 m n.p.m.), skąd w pogodne dni prezentuje się bardzo okazale. Na parterze znajdowały się salony: gier, muzyczny i taneczny (dziś jest tu restauracja z salą do tańca), a na piętrze luksusowe pokoje gościnne. Całość wieńczy 46-metrowa wieża zegarową z galerią widokową na szczycie. Przeszkloną modrzewiową Halę Spacerową zdobią witraże i finezyjne polichromie o motywach roślinnych. Nad muszlą koncertową widnieje herb Schaffgotschów.

Przed Domem Zdrojowym niewielki pomnik z płaskorzeźbą żaby upamiętnia odkrycie w 1874 r. radoczynności tutejszych wód (uczonych zastanowiło, że znalezione w nich zwłoki żaby nie rozkładały się).

***

Przechadzam się po hali, popijając szczawę żelazistą radoczynną kwaśną ze źródła tuż przy głównym wejściu (wraz z kubeczkiem - 70 gr). Zaglądam do sklepików z pamiątkami, a zwłaszcza do jednego, który przypomina połączenie galerii sztuki ze starą szafą ubraniową. Siadam w bambusowym fotelu w kawiarni obok, zamawiam zieloną herbatę i podziwiam świerki za oknem - właściwie mogłabym się stąd nie ruszać...

Wokół rozciąga się założony w drugiej połowie XIX w. park. Równolegle do Domu Zdrojowego biegnie promenada wystrojona w wielkie donice z równie wielkimi agawami, poniżej malownicze tarasy (w jednym z nich mieści się sztuczna grota). Jest i Domek Myśliwski wybudowany dla dzieci Schaffgotschów. Przechadzają się tu mieszkańcy, kuracjusze i wędrowcy z plecakami. Ale tłoku nie ma. Mam wrażenie, że goście "rozchodzą się" i po innych częściach liczącego ok. 4,5 tys. mieszkańców kurortu, choćby po Górecznie, Kamieńcu czy Górnej, gdzie zachowały się liczne wieńcowe i przysłupowe chaty sudeckie z XIX w., niektóre pieczołowicie odremontowane. Te pierwsze wzniesiono z poziomo ułożonych belek drewnianych, łączonych w narożach (węgłach) na zamki, raczej bez ostatków, czyli wystających końców (często są otynkowane i trudno rozpoznać ich konstrukcję). Te drugie mają wysunięte przed ściany słupy podtrzymujące piętro lub dach. Dolną część chat zbudowano z kamiennych ciosów; wszystkie są prostokątne, mają szerokie fronty i strome, zwykle dwuspadowe dachy.

W Czerniawie-Zdroju, parę kilometrów na zachód od centrum, tuż przy granicy z Czechami, znajduje się Czarci Młyn z ok. 1890 r., z zachowanym oryginalnym wyposażeniem. Można zjeść wypiekany wedle dawnych receptur chleb, ogrzać się przy stuletnim chlebowym piecu i zapakować do plecaka dopiero co zmieloną mąkę (prowadzi tu zielony szlak turystyczny, szlak rowerowy przez Góreczno i droga samochodowa przez wieś Krobica)

***

Mnie jednak nie daje spokoju myśl o Flinsie, który miał swoją kryjówkę i świątynię na wzgórzu Wyrwak (400 m), tuż przy drodze ze Świeradowa-Zdroju do Mirska. Pod koniec XIX w. archeolodzy odkryli tu fragmenty przyziemia sanktuarium, w którym składano ponoć krwawe ofiary z ludzi i zwierząt, a we wschodniej części wzgórza (do 1965 r. nazywanego Zmarlakiem) - ok. 150 urnowych grobów. Czciciele Flinsa - w obawie przed nadciągającym chrześcijaństwem - mieli przenieść jego figurkę na Izerskie Garby (1084 m). To z tego powodu szczyt nazywano Weisse Flins (Biały Lwiniec), a od jego miana powstała nazwa miejscowości - Bad Flinsberg.

Postanawiam ruszyć w góry, odwiedzając po drodze skromny, neogotycki kościół św. Józefa Oblata i Najświętszej Marii Panny z XIX w., strzelający w niebo dwoma smukłymi wieżami. Idę ulicą Spacerową, dalej Graniczną i już jestem na czerwonym Głównym Szlaku Sudeckim im. Mieczysława Orłowicza (bierze swój początek właśnie w Świeradowie-Zdroju). Wokół - jak wszędzie w Górach Izerskich - mocno pachnie świerczyna. Droga jest stroma, potem nieco łagodnieje i znów wiedzie ostro w górę. Wkrótce z miasta do schroniska Na Stogu Izerskim, do którego zmierzam, będzie się można dostać gondolą - ja wędruję półtorej godziny, przejazd zajmie 8 minut. Dolna stacja leży na 620 m, a górna na 1060 m (mają być dostosowane także dla niepełnosprawnych). Ośmioosobowa gondola, która w ciągu godziny zabierze na górę ponad 2 tys. osób, ma działać przez cały rok.

***

Ciekawe co na to Flins? Czy spłoszony liczbą wjeżdżających na Stóg Izerski łazików, narciarzy i rowerzystów nie umknie na Grzbiet Kamienicki? Nie, to jednak wątpliwe, Grzbiet to wedle tutejszych legend rewir wiedźm, dla Flinsa nie ma na nim już miejsca.

Przy schronisku Na Stogu Izerskim (drewniany, piętrowy budynek z 1924 r. o stromych dachach i wielkiej przeszklonej werandzie, 1060 m) wkraczam na zielony szlak i przez polski Smrek (1123 m), a dalej już niebieskim szlakiem turystycznym maszeruję na czeski Smrk (1124 m). Zajmuje to chwilę, bo Smrek to po prostu dwuwierzchołkowy szczyt, najwyższy w zachodniej części Grzbietu Wysokiego, a zarazem najwyższy w czeskich Górach Izerskich. Widoki przyprawiają o zawrót głowy. Na szczycie stoi wieża widokowa - metalowa, ażurowa i każdy krok tutaj wydaje się krokiem na poły w chmurach. Polskie i czeskie Góry Izerskie z ładnie zarysowanym na północy Novym Mestem pod Smrkem widać stąd jak na dłoni, Z granitowego pomnika przy wieży spogląda Theodor Körner, XIX-wieczny poeta niemiecki, autor patriotyczno-wojennych pieśni "Leier und Schwert" (1863), które upowszechnione z muzyką Webera, wzbudzały w narodzie niemieckim opór wobec Napoleona.

Schodzę z wieży, przy okazji pomagam czeskiemu psu Barinkowi, który przybiegł tu za swoim panem, ale z zejściem ma już spore problemy. Znów na Stóg Izerski i czerwonym szlakiem przez Świeradowiec (1002 m) i Polanę Izerską (965 m), a stąd dalej niebieskim wracam do Świeradowa-Zdroju.

Wędrówka trwała dwie godziny. A Flinsa ni widu, ni słychu. Tylko łysa głowa księżyca ukazała się na granatowym niebie.

Warto wiedzieć

Dojazd. Do Świeradowa-Zdroju najłatwiej dotrzeć z Jeleniej Góry autobusami, które jadą przez Gierczyn albo Mirsk (kursują dość często). Malownicza droga do kurortu wiedzie także ze Szklarskiej Poręby - tzw. Droga Sudecka, odcinek nieukończonej samochodowej trasy turystycznej wzdłuż całych Sudetów (niestety jest dość dziurawa, a autobusy spod Szrenicy kursują tędy tylko dwa razy dziennie, latem cztery razy).

Nocleg. Ze znalezieniem go w Świeradowie-Zdroju, nawet w sezonie letnim i zimowym, nie powinno być problemów, nie ma tu tłumów, w przeciwieństwie do położonej nieopodal Szklarskiej Poręby czy Karpacza. Są luksusowe hotele, pensjonaty, prywatne kwatery, pola kempingowe i namiotowe. Informacja Turystyczna: 075 781 63 50, tel./faks 075 781 61 00.

Kalendarz kulturalny: maj - Dni Kwitnących Rododendronów (odbywające się od 1979 r. święto miasta), lipiec - Elektroniczny Festiwal Multimedialnych Form Muzycznych "El-Izerie", sierpień - Międzynarodowy Festiwal Orkiestr Młodzieżowych "Eurochestries", październik - "Świeradowskie Spotkania z Muzyką Dawną", czyli festiwal średniowiecznej muzyki dworskiej i kościelnej.

Spiski walońskie

Walończycy - znający się na poszukiwaniach metali, minerałów i kamieni szlachetnych przybysze z pogranicza Belgii, Francji i Niemiec - w Góry Izerskie trafili najpewniej w XIII w. Od następnego stulecia mianem tym określano także innych poszukiwaczy skarbów (tutaj i w Karkonoszach), choćby rodowitych Ślązaków, Wenecjan czy Florentczyków, których w Sudety Zachodnie zwabiła wizja szybkiego wzbogacenia się. Walończycy szczególnie intensywnie działali pomiędzy XV a XVI w. By ułatwić sobie dojście do zasobnych w bogate złoża miejsc, na skałach, kamieniach i drzewach ryli sekretne znaki, m.in. słońce, księżyc, gwiazdy, otwarte dłonie, krzyże, kilofy, strzałki, cyfry i litery - częściowo zachowały się, uważane są za odległe pierwowzory znaków turystycznych. Przypuszczalnie działalność Walończyków w Sudetach Zachodnich ustała w okresie wojny trzydziestoletniej (1618-48). Sporządzone przez nich "spiski walońskie", czyli notatki lub księgi pisane po łacinie, niemiecku, przeplatane czeskimi określeniami, w sekretny sposób objaśniające drogi dojścia do górskich cudów, znane są jedynie z dawnych przedruków, niewolnych od pomyłek. Historie te stały się inspiracją dla wielu zapaleńców, jak choćby członków założonego w 1999 r. Sudeckiego Bractwa Walońskiego ze Szklarskiej Poręby.

W sieci

www.swieradowzdroj.ig.pl

www.swieradowzdroj.pl/index.php?opMP10

www.swieradow.pl

www.karkonosze.info.pl/miasta/miasta_swieradow.htm

www.stogizerski.prv.pl