W ostatni weekend września Oddział Górali Śląskich Związku Podhalan i Związek Górnośląski zorganizowali symboliczny rosod, czyli rozchod owiec - uroczyste zakończenie wypasu owiec na halach. Tradycyjnie rosod odbywa się na św. Michała, czyli 29 września. Istnieje nawet powiedzenie: "Kto po św. Michale pasie, wiosny nie doczeka się". Ale ponieważ klimat nieco się zmienił, warunki do wypasu są dobre jeszcze i w październiku, owce pozostaną więc na halach, dopóki mróz nie zetnie traw.
Święto rozpoczęło się w sobotę wykładami na temat Wołochów (zwanych też Wałachami), którzy przynieśli w Beskid Śląski tradycję wypasu owiec. Po uroczystej mszy w niedzielę rano zaproszono gości na Ochodzitą - malowniczą górę wznoszącą się 895 m nad Koniakowem. Z jej szczytu mamy jedną z piękniejszych panoram Beskidu Śląskiego. Tutaj też przebiega granica działu wodnego w Europie - woda wylana na Ochodzitej spłynie do Morza Czarnego.
Zanim dotarłam na szczyt, mocno się zasapałam, wchodząc po zachodnim, stromym zboczu. Po drodze spotkałam wdrapującą się równie mozolnie ludową kapelę. Muzycy ubrani w czarne spodnie i kamizelki, białe koszule i filcowe kapelusze targali harmonię, bębny, flety. Nad nimi unosiły się paralotnie. Pogoda była przepiękna - granatowe niebo, białe baranki chmur, ostre słońce i przejrzyste powietrze. Widać było rysujące się w oddali Tatry.
Na szczycie Ochodzitej było już sporo ludzi. Nad ogniskiem w miedzianym kociołku bulgotał gulasz z baraniny. Młoda para w ludowych strojach rozdawała go chętnym z pajdą grubego chleba. Ubrani na sportowo turyści mieszali się z góralskimi rodzinami w tradycyjnych strojach śląskich, żywieckich, podhalańskich, z Zaolzia. Jednym z gości był Jan Rzymełka, Górnoślązak, geolog, poseł na Sejm. Miał na sobie kamizelkę, tzw. bruclik, z czerwonymi kutasikami i dużymi metalowymi guzikami - oriełkami. - Tradycyja kazała, żeby guziki z orłem w koronie pochodziły z munduru austriackiego. Nasi dziadowie służący w tych wojskach podkradali więc guziki - opowiadał mi pan Rzymełka. On sam ma przy brucliku guziki zrobione z monet 100-złotowych, tych pierwszych z orłem w koronie z lat 90. XX w., kiedy inflacja powodowała, że po kilku tygodniach 100 zł warte było 10 groszy.
Wokół drewnianej zagrody gromadziło się coraz więcej ludzi. Mistrz ceremonii zaczął nawoływać gości, by odsunęli się z dróżki i zrobili miejsce dla stada owiec pędzonych przez Piotra Kohuta, gazdę z Koniakowa. Góral odgrywający rolę bacy zapędził owce do zagrody. Zbiły się ciasno, przywierając jedna do drugiej. Wielki wełniany kłąb drżał poruszany krótkimi, urywanymi oddechami. Wystarczyło, że jedna owca oderwała się od stada, a pozostałe podążyły za nią (zrozumiałam, co znaczy określenie owczy pęd). Baca przywitał się z prowadzącym imprezę i zaczęło się liczenie owiec (ich liczbę zaznaczano nacięciami na pieńku) oraz sprawdzanie, czy są zdrowe. Chrome przeznacza się na ubój, zdrowe będą czekać w gospodarstwach na kolejną wiosnę.
Potem baca z pomocnikiem poczęstowali gości kawałkami oscypka odcinanymi kozikiem. Odważnym mistrz ceremonii serwował kieliszek zakopanej, wódki, którą dawniej wychodzący na hale bacowie zakopywali w ziemi. Śliwowica dojrzewała w niej przez cały sezon, a po powrocie z hal była uroczyście odkopywana.
Zespół Wałasi zaczął wygrywać na gajdach i skrzypcach tradycyjne góralskie nuty. Rzewne dźwięki leciały ze szczytu Ochodzitej w świat. Ludzie rozłożyli się na trawie, wystawili twarze do świecącego jeszcze mocno słońca. Ostatnim punktem programu był koncert zespołu Ćwieklice z okolic Pszczyny. Czterech mężczyzn wygrywało na trąbce, bębnie, flecie i akordeonie skoczne, porywające do tańca kawałki. Goście włączali się, nucąc śląskie melodie.
Zrobiło się późno, zostało mi tylko pół godziny do odjazdu autobusu do Wisły. Zbiegłam z Ochodzitej do Koniakowa. Chciałam jeszcze odwiedzić Kolybę na Szańcach, bacówkę Piotra Kohuta (Koniaków 33, tel. 033 855 70 78, czynna codziennie od maja do października, godz. 8-20, poza sezonem trzeba się umówić telefonicznie).
Co chwila wchodzili tu amatorzy bundzu, żentycy i oscypków wędzonych nad tlącym się ogniskiem przez trzy dni. Można też było kupić długie serowe warkoczyki, malutkie redykołki i bryndzę, a w sklepiku obok bacówki - wełnę, owcze skóry, kierpce, korale i inne wyroby rękodzieła.
Wracałam do Wisły obładowana pachnącymi serami. Wokół falowały łagodne pagórki Beskidu Śląskiego porośnięte wiecznie zielonymi świerkami, złocące się w jesiennym słońcu brzozami, rudziejące bukami. Poruszona pięknem okolicy i wrażeniami z rosodu postanowiłam przyjechać tu wiosną. Na miyszani łowiec, czyli wyjście owiec na hale.
Z Wisły do Koniakowa najprościej dotrzeć samochodem (ok. 8 km), kursują też PKS-y - bilet w jedną stronę ok. 6 zł. Centrum Rezerwacji Noclegów w Wiśle znajduje się naprzeciwko dworca kolejowego; można zanocować np. w 100-letniej góralskiej chacie w Istebnej - Leśniczówka, Istebna Centrum 423, tel. 033 855 10 69, dwójka z łazienką 80 zł
Przejęty od Wołochów system gospodarki sałaszniczo-pasterskiej był zorganizowany na zasadzie spółek tworzonych przez kilku właścicieli owiec. Na czele spółki stał wybierany przez gromadę sałasznik, który ustalał dzień wyjścia owiec na halę (miyszani łowiec) i sprowadzenia ich z pastwisk (rosod). Baca odpowiadał za porządek, zapisywał ilość zrobionego sera, który po zakończeniu wypasu rozdzielał między wspólników. Grał też na pasterskich instrumentach: rogach, trombitach i fujarkach. Owczor doglądał stada, pasł owce, doił i leczył, pomagał mu w tym hólajnik. Młode owce pasł jałowior. Z dojonego codziennie mleka robiono bundz, dodając podpuszczkę zwaną klogiem. W kilka minut po wlaniu klogu mleko ścinało się, czyli było sklagane. Po zrobieniu sera zostawała żyntyca (serwatka). Produkowano też sery wędzone - redykołki i oscypki.
Odkąd w XIX w. zaczęto na tych terenach masowo sadzić świerki potrzebne rozwijającemu się przemysłowi, tradycja pasterska zaczęła zanikać, a wraz z nią owce.
Od paru lat zapaleńcy z okolic Wisły powracają do tradycji swoich dziadów, zakładając spółki sałasznicze, wypasając owce i produkując owcze sery i tak jak dawniej, organizując uroczystości związane z kulturą pasterską.