Egipt. Radź sobie w Kairze: Taxi?

Można ich znienawidzić od pierwszego wejrzenia. Ale równie łatwo polubić

W porównianiu z taksówkarzami z Sharm El-Sheikh czy Hurghady, kairscy taksówkarze są nadzwyczaj delikatni. Nie krzyczą "Taxi! Taxi!", tylko trąbią albo delikatnie podjeżdżają najeżdżając niemal na stopy. Wystarczy jednak nieznacznie ruszyć głową na "Nie" i już ich nie ma. Żółte taksówki mają liczniki, klimatyzację i kierowców, którzy choć trochę mówią po angielsku. Taksówki czarno białe to lady, polononezy ("Bardzo dobry, mocny samochód"), fiaty 125p (a jakże!). Tych czarno-białych jest więcej - bywa, że drzwi otwierają się tylko od zewnątrz, bagażniki się nie domykają, okna są na stałe otwarte, a siedzenia zwykle są tak zapiaszczone, że aż trudno w to uwierzyć. Jeśli kierowca jest miły, uśmiecha się, częstuje papierosami - może to oznaczać (ale nie musi), że będzie chciał z nas zedrzeć pieniądze i będzie się o to wykłócał - po arabsku napotkanemu policjantowi czy innemu przypadkowemu rozjemcy może powiedzieć, że zabrał nas z bardziej odległego miejsca niż to miało rzeczywiście miejsce. W zatłoczonym Kairze nietrudno jednak o sojusznika - cudzoziemca mówiącego po arabsku albo policjanta. Beata, która od ponad dziesięciu lat mieszka w Kairze, radzi: zanim pojedziesz, zapytaj kogoś, ile może kosztować dany kurs, nie bierz taksówki, która ciebie chce - trąbi, podjeżdża - zatrzymaj następną, wsiadając podaj dzielnicę, ulicę i charakterystyczne miejsce, płać, kiedy już wysiądziesz z taksówki - odliczone pieniądze podaj przez okno, nie przejmuj się krzykami (jeśli nie było korków i masz pewność, że dałaś/dałeś tyle, ile należy), jeśli nie znałaś/nie znałeś trasy, zapłać trochę więcej, jeśli są święta, też zapłać trochę więcej, jeśli nie masz drobnych- pokaż kierowcy, ile masz pieniędzy i poproś o resztę - nie ma wydać, idź do sklepu i rozmień. Kierowca cię zabiera nawet jak nie wie, gdzie dokładnie ma cię podrzucić. Właściciel pensjonatu, do którego jechałam, adres podawał mi przez telefon. Taksówkarzowi powiedziałam: - Zamalek. Falah El Diri. Near Polish Embassy - Bolanda. - Aywa - odparł. Wsiadłam i pojechaliśmy. O drogę pytał już pierwszych napotkanych policjantów - nie wiedzieli. Potem taksówkarza - też nie wiedział. Któryś z kolei policjant w końcu zaskoczył: - Ach, Salah El Din! This way, please. W 20-milionowym mieście można nie znać każdej małej uliczki. Gorzej wykazać się nieznajomością historii - Salah El Din, czyli Saladyn, XII-wieczny sułtan Egiptu, który podbił tereny od Sudanu po Syrię. Aleksandra Krzyżaniak-Gumowska

Więcej o: