Szczecin - śladami II wojny światowej. Schron jak salon

Naszemu spacerowi towarzyszy huk bomb i wycie syren alarmowych

Najnowszej atrakcji turystycznej Szczecina nie musimy długo szukać - wejście do ogromnego schronu przeciwlotniczego z II wojny światowej znajduje się w przejściu podziemnym na dworcu Szczecin Główny.

***

Choć mieszkam w Szczecinie od dziecka, nigdy o nim nie słyszałem. I nic dziwnego - przez cały okres powojenny był ściśle tajny. Jego historia sięga 1941 r. Podczas II wojny światowej Szczecin podobnie jak wiele innych niemieckich miast przeżył ciężkie naloty - angielskie i amerykańskie bombowce zniszczyły znaczną część miasta. Aby ludność cywilna miała się gdzie schronić, w parkach, na skwerach, trawnikach, boiskach, słowem: wszędzie, gdzie się dało, budowano niewielkie schrony przeciwlotnicze. Są ich setki, szpecą miasto do dziś. Przy okazji powstał dużo solidniejszy schron przy dworcu. Miejsce nadawało się znakomicie, bo leży on nad Odrą, przyklejony do wysokiej skarpy. Obyło się więc bez kopania w głąb ziemi, wystarczyło wydrążyć korytarze w samej skarpie. Po wojnie zaadaptowano go na schron przeciwatomowy Obrony Cywilnej i na wiele lat utajniono. Dopiero pod koniec lat 90. przestał być potrzebny. Przed dwoma laty schron wynajęła firma turystyczna i urządziła w nim dwie trasy - "II wojna światowa" i "Zimna wojna".

- Schron jest dwupoziomowy, mogło tu przebywać ok. 2,5 tys. osób - mówi przewodnik Michał Dłużak. - Betonowych korytarzy i pokoi jest 70, ich powierzchnia wynosi ok. 1900 m kw. - to największy cywilny schron z II wojny światowej w Polsce.

Jak na tamte czasy był bardzo bezpieczny. Wylane z żelazobetonu ściany mają 3 metry grubości, sufit ok. 2,8 metra. Schron był wyposażony w agregat prądotwórczy, filtry powietrza i ujęcie wody, czyli rurę wpuszczoną w podłogę, w której prześwieca lustro wody. W razie potrzeby zatapiano w niej niewielką pompę. Wodę trzymano w zachowanych do dziś dwóch 1200-litrowych stalowych beczkach. Na wypadek ataku chemicznego w schronie były też śluzy powietrzne. Osobne pomieszczenia przeznaczone były dla mężczyzn, osobne dla kobiet, były też salki dla matek z dziećmi. W części pomieszczeń betonowa podłoga jest wyłożona płytkami z czerwonego korka, który był dobrym izolatorem i wytłumiał hałas. Siedziało się na drewnianych ławkach. Tu i ówdzie na ścianach wiszą reprodukcje niemieckich plakatów z czasów wojny. Na jeden z nich, wzywającym do zaciemniania domów, straszy kościotrup siedzący okrakiem na brytyjskim bombowcu, na innym płaczące dziecko przypomina matkom, by podczas nalotu pilnowały swoich pociech. Gdy przewodnik w pewnej chwili gasi światło, na suficie widać smugi farby fluorescencyjnej. Podczas wojny były nią wymalowane wszystkie pomieszczenia. Z zachowanych relacji wynika, że farba świeciła ok. pięć godzin, a w pomieszczeniach było tak jasno, że dało się czytać gazetę. Dla większego realizmu naszemu spacerowi towarzyszy dobiegający z głośnika huk bomb i wycie syren alarmowych.

Na górnej kondygnacji przenosimy się w czasy PRL-u, gdy urządzono tu schron przeciwatomowy. - Zmiany były niewielkie - twierdzi przewodnik. - Nie sądzę, by przetrwał wojnę atomową.

Zwiedzamy centralę telefoniczną, centrum dyspozycyjne Obrony Cywilnej dworca, salę wykładową, gabinety lekarskie i magazyny. Na ścianach pełno plakatów z instrukcjami ochrony przed bronią masowego rażenia. Dobra okazja, by przyjrzeć się różnym typom ubrań ochronnych i masek przeciwgazowych. Można je też przymierzyć. W jednej człowiek wygląda jak słoń, w drugiej jak goryl. Jest też maska dla strzelca wyborowego z pochłaniaczem z boku, który nie znajdował się w zwykłym miejscu, czyli na brodzie, bo strzelec nie mógłby przyłożyć się do kolby karabinu.

Na podziemny spacer radzę ubrać się ciepło - temperatura jest tu stała, ok. 10 st. C.

Zwiedzanie w grupach, w dni powszednie godz. 10, 12 i 14, w soboty - 10 i 12, pojedyncza trasa - 15 zł, podwójna 25, bilet ulgowy 13 i 21. Centrum Wynajmu i Turystyki, ul. Kolumba (tuż obok dworca), tel. 091 434 08 01, 0 607 211 500,

http://www.schron.szczecin.pl