Podróże marzeń. Kanada i bobrzy ogon na wiele sposobów

Ottawa jest wdzięcznym miastem. Mieszka się tu przyjemnie, dzięki wspaniałemu położeniu i pięknu przyrody

Zamów przewodnik z kolekcji Podróże Marzeń

- Gdzie mieszkasz w Kanadzie? - pytają mnie czasami.

- W stolicy - odpowiadam.

- W Toronto - pada uściślenie. - W Montrealu - słyszę, jeżeli pytający jest profrancuski. Moi rozmówcy słyszeli też o Vancouver, chociaż nie spotkałam się jeszcze z nikim, kto uważa, że to stolica.

- Nie - mówię - mieszkam w Ottawie.

- A, w Ottawie - powiadają bez przekonania. Kto słyszał o Ottawie?

***

Kanadyjczycy oczywiście wiedzą, gdzie leży stolica ich kraju, chociaż wielu nie do końca uważa, że właśnie tam być powinna. Anegdotka historyczna, chętnie przytaczana, mówi, że dawno temu, kiedy Kanada była kolonią angielską, królowa Wiktoria, znudzona toczącymi się od dłuższego czasu dyskusjami, czy zrobić stolicę w Toronto, Kingston, Montrealu czy Québec City, stuknęła palcem w mapę i wyszło, że gdzieś pomiędzy tymi metropoliami. I tak to w 1857 r. powstała stolica kanadyjska. W miejscu tym na mapie (i w rzeczywistości) była osada Bytown nad rzeką Ottawą. Od tego czasu ta niewielka miejscowość znacznie urosła, zmieniła nazwę i wypiękniała. Kanada od dawna już nie jest kolonią brytyjską, ale stolica pozostała w Ottawie, która leży w prowincji Ontario nad rzeką Ottawą. Żeby sytuację bardziej zagmatwać, Toronto, o którym wszyscy w Polsce słyszeli (żyje tam duża kolonia polska), jest stolicą prowincji Ontario. Montreal, jedno z trzech największych miast kanadyjskich, należy do prowincji Québec, której stolicą jest miasto Québec. No tak, Ottawa nie jest metropolią - nawet po przyłączeniu do niej kilka lat temu przyległych miejscowości. Nie ma tu pięknych zabytków w europejskim rozumieniu, nie ma patyny, nawet licząc coś, co pokrywa miedziane dachy budynków parlamentu. Ottawa razem z tzw. regionem stołecznym (w tym z miastem Gatineau po quebeckiej stronie rzeki) liczy około 1 mln mieszkańców i jest zlepkiem dwóch głównych kultur - angielskiej i francuskiej. Chociaż dzięki takim jak ja przybyszom z dalekich krajów, kultur i obyczajów jest tu bez liku. Imigranci z egzotyczniejszych stron świata znajdują też w Kanadzie... cztery pory roku.

***

Zacznijmy od Ottawy wiosennej. Pas zieleni, który rozciąga się wzdłuż rzeki Ottawy i Rideau, roi się od białych, fioletowych i żółtych krokusów. Często zakwitają one pomiędzy płatami brudnego śniegu. Tuż po krokusach nadchodzi czas, kiedy w górę, już spomiędzy młodej trawy, wystrzelają żonkile. Potem przychodzi maj. Queensway, czyli drogę (nie zawsze) szybkiego ruchu, obrosły niezliczone krzewy bzów i forsycji. Na szczęście nie wszystkie kwitną naraz, bo woń bzów mogłaby zbić z nóg kierowców. Żywa zieleń trawników, zieleń młodych liści na drzewach i kiście bzów - widok niezapomniany! A pod koniec maja miasto ubiera się w tulipany. Festiwal tulipanowy to ottawska tradycja kultywowana od 1945 r., kiedy to po raz pierwszy przybyły tu holenderskie cebulki w darze dla mieszkańców Kanady - upominek od królowej Juliany (holenderska rodzina królewska znalazła w Ottawie schronienie podczas drugiej wojny światowej). Pokój w Ottawa Civic Hospital, gdzie urodziła się księżniczka Margaret, został na ten czas oficjalnie przekazany Holandii, dzięki temu księżniczka nie urodziła się na obczyźnie i nie utraciła praw do korony. Holendrzy mają dobrą pamięć i w piękny sposób umieją być wdzięczni. Warto też dodać, że nie kto inny, jak żołnierze kanadyjscy wyzwolili Holandię. Dzięki tym wydarzeniom wiosną ottawianie cieszą oczy najpiękniejszymi polami tulipanowymi po tej stronie Atlantyku. Rok po roku miasto dostaje tulipanowej gorączki. Schorzenie to nie omija również turystów, którzy walą tłumnie z całego świata i całej Kanady. W tym roku w Major's Hill Park, w Commissioners Park i wokół budynków parlamentu zakwitło ponad 1 mln tulipanów w pięćdziesięciu odmianach oraz wiele innych wiosennych kwiatów. Tulipanowe szaleństwo trwało trzy tygodnie. Nie ograniczało się jedynie do oglądania kwiatów na łonie natury na ciekawie zaprojektowanych klombach. Był też bal tulipanowy, festyny, pawilon międzynarodowy, a wszystko działo się na tzw. drodze tulipanów. Ulice łączące parki, wolne od ruchu samochodowego, szczelnie wypełniał radosny tłum. Na szczęście pogoda dopisała. W pawilonie międzynarodowym pokazywali swoją kulturę przedstawiciele siedemnastu państw z trzech kontynentów. Może i Polska kiedyś do nich dołączy?

***

W czerwcowe długie dni i ciepłe noce turyści i mieszkańcy wylegają na uliczki wokół rynku w centrum miasta zwanym ByWard Market. Restauracje ustawiają stoliki na świeżym powietrzu, okolica rynku rozbrzmiewa radosnymi głosami i głośną muzyką. Na straganach ByWard Market w kwadracie ulic York, George, Sussex, William pojawiają się towary dla turystów: owoce z okolicznych farm, kwiaty, biżuteria, stroje. Można pojadać smakołyki z wielu zakątków świata, doskonałe włoskie lody z lodziarni Piccolo Grande na ulicy Murray i mój ulubiony przysmak - bobrzy ogon. Każdy wielbiciel tej ottawskiej specjalności ma inny sposób ulepszania dużego, gorącego placka smażonego w głębokim tłuszczu, podanego prosto do ręki na serwetce. Ja najbardziej lubię klasyczny bobrzy ogon z cukrem i cynamonem, ale może być też z masą czekoladową, z cytryną, z serkiem... Lato to czas festiwali muzycznych: jazzowego, muzyki kameralnej (głównie poważnej, jest to podobno największy festiwal na świecie, z paroma setkami koncertów) i - największego w Kanadzie - Bluesfest, na którym gra się rocka, pop i tzw. world music (muzykę ludową, mówiąc z grubsza). Na Bluesfest zjeżdżają liczni goście z kanadyjskich prowincji atlantyckich i z Nowej Anglii. Jest też Busker Festival, czyli zlot muzyków ulicznych. No i festiwal teatralny zwany Fringe Festival, na którym pojęcie teatru przybiera bardzo, ale to bardzo szerokie znaczenie.

***

Kanał Rideau przepływa przez miasto z północy na południe i jest początkiem 200-kilometrowego starego szlaku wodnego. W tym roku UNESCO uznało go za skarb kultury światowej, pierwszy w Ontario. Kanał łączy rzekę Ottawę i Rideau, a ponieważ nie są one na tym samym poziomie, działa na nim aż siedem śluz rozmieszczonych blisko siebie. Idąc brzegiem, można śledzić etapy podnoszenia wody w poszczególnych komorach. Jest to naprawdę fascynujący widok, zważywszy, że śluzy zamykane są za pomocą starych, skrzypiących, ręcznych mechanizmów. Warto wstąpić do Bytown Museum przy pierwszej śluzie i zobaczyć, jak kiedyś wyglądała ta część miasta i jak żyli jej mieszkańcy. Kolejną atrakcją turystyczną jest przejażdżka statkiem spacerowym niemal spod budynków parlamentu - albo po kanale, albo po Ottawie. A skoro już mowa o parlamencie, cały kompleks znajduje się w samym centrum na wzgórzu i spogląda na ową pograniczną rzekę. Budynki są w stylu neogotyckim ze ścianami z szarego kamienia i miedzianymi kopułami dachów. Najwyższa jest wieża z zegarem i powiewającą na szczycie flagą z czerwonym klonowym liściem. Po gmachu parlamentu codziennie chodzą wycieczki, słuchając objaśnień w obu oficjalnych językach. Najpopularniejsza jest bezpłatna wycieczka, która obejmuje budynek senatu, Izby Gmin i świeżo wyremontowaną bibliotekę (od 20 do 60 min, zależnie od tego, co się tego dnia w parlamencie dzieje). Czekając na wejście, można wędrować po terenach spacerowych wokół budynków, podziwiając widok z góry na rzekę i widoczne na drugim brzegu Muzeum Cywilizacji i miasto Gatineau. W zachodnim skrzydle urzędują bezpańskie koty zamieszkałe na wzgórzu, które znalazły tu schronienie i strawę. W miesiącach letnich na ścianie głównego budynku parlamentu ukazuje się (dwukrotnie każdego wieczoru) półgodzinny film o Kanadzie. Rezerwacji nie trzeba, wystarczy przyjść o odpowiedniej porze, usiąść na krzesełku i patrzeć. W sezonie ciepłym, czyli mniej więcej od maja do września, w Ottawie roi się od rowerzystów. W niedziele na cały ranek zamyka się dla ruchu samochodowego kilka nadwodnych alej. Cykliści szaleją na rowerach starych jak świat, na najnowszych cudach techniki, na tandemach i coraz częściej na rowerach z przyczepkami dla maluchów, lub z dodatkowym kołem i kierownicą dla nieco starszych dzieci. Bywają też kilkulatkowie na trzykołowych rowerkach w towarzystwie rodziców, a także mamy i tatusiowie na wrotkach pchający przed sobą wózki. Ścieżki rowerowe ciągną się na długości 170 km. Jest więc gdzie jeździć, radować się słońcem i świeżym powietrzem, nawet w najupalniejsze dni, bo ścieżki przebiegają wzdłuż szlaków wodnych i osłania je bujna zieleń drzew i krzewów.

Tym, którzy pragną wyszaleć się na rowerach w trudniejszym terenie, polecam park Gatineau. Można wynająć rower i bez trudu znaleźć mapę z wszystkimi trasami. Choć w Ottawie nie ma zoo, wszędzie, gdzie zieleń cieszy oko, można wypatrzyć miejscową faunę, np. nasycić się widokiem aż trzech odmian wiewiórek: czarnych, szarych i malutkich rudawych. Na trawnikach wylegują się tłuste świszcze (Marmota monax ), znane tu jako groundhog , woodchuck , land beaver lub whistlepig . Te gryzonie wielkości dobrze wykarmionego kota ganiają po trawnikach wzdłuż ulic i autostrad, nie boją się samochodów, spalin ani hałasu ulicznego. Przed zbyt natarczywymi wielbicielami umykają nadspodziewanie szybko do głębokich nor. Dla turystów są sporą atrakcją, podobnie jak wiewiórki, ale dla właścicieli ogródków to obrzydliwe niszczycielskie maszyny, gotowe ogołocić grządki z kwiatów i warzyw (szczególnie gustują w chryzantemach i pietruszce). Jeżeli szczęście dopisze, można zobaczyć również szopy pracze, lisy, króliczki, sarny, a nawet skunksy. Te ostatnie na szczęście są zwierzętami nocnymi o nieśmiałej naturze. Szokują bowiem nie tylko urodą pięknego czarno-białego futerka, ale i straszliwą wonią, zbijającą z nóg. Wielbiciele filmów Disneya pamiętają pewnie zakochanego w kotce skunksa Pepé Le Pew. Prawdziwy skunks przestraszony czy też tylko zaskoczony pryska na wroga cieczą nie do zapomnienia. Biada tym, którzy to piękne stworzenie zmusili do użycia swej broni! Zapach trwa długo i nie daje się niczym wywabić. Doskonale znają go właściciele psów szukających towarzystwa lub tylko wścibskich. Słyszałam, że należy takiego psa moczyć w soku pomidorowym, co trochę pomaga. Wielbiciele ptaków znajdą w Ottawie i okolicy ciekawe okazy. Nie mam na myśli stad gęsi kanadyjskich i kaczek, które są wszędzie tam, gdzie znajduje się woda, ani nawet łabędzi i czapli szarych, znacznie rzadszych. Wśród drzew bez trudu wypatrzymy niebieskie sójki, kardynały ustrojone w kardynalską purpurę, złociste oriole i wiele innych ciekawych ptasząt, których w Europie jeszcze nie ma. Szczęśliwcy zobaczą kolibry wirujące jak klejnociki wokół czerwonych kwiatów lub specjalnie dla nich wystawianych poidełek z wodą rozcieńczoną z cukrem. Jesienią wszechobecną do niedawna zieleń wypiera purpura klonowych liści. Ottawskie lasy i parki wyglądają jak paleta malarza. Nie wszystkie drzewa zmieniają kolor jednocześnie, więc chociaż dominują czerwienie, nie brak także innych barw. Na okres, który w Polsce nazywamy babim latem, w Kanadzie mówi się Indian summer . Jest to czas piękny, ciepły i słoneczny, ale wieszczący nieuchronnie nadchodzące chłody i długą zimę.

***

Zima w Ottawie to sport. Jeździ się na nartach biegówkach po letnich trasach rowerowych i na zjazdowych w miejscowościach za rzeką. A kiedy ściśnie prawdziwy mróz, kanał Rideau zamienia się w największe i najdłuższe na świecie lodowisko pod gołym niebem. Łyżwy można wypożyczyć, specjalny strój nie jest wymagany, ale nawet bez łyżew można się obejść, jeżeli ma się buty dobre do ślizgania. Trochę tu wąsko, więc jeździ się na łyżwach hokejowych, jak przystało na stolicę kraju śmiertelnie zakochanego w hokeju. Codziennie w porze lunchu na kanał gromadnie wyjeżdżają mieszkańcy i pracownicy firm ulokowanych w centrum. Oba uniwersytety - Ottawski i Carleton - wyglądają na kanał, więc studenci przychodzą często na zajęcia z łyżwami i wolne chwile spędzają na lodzie. Ślizgają się wspólnie dziadkowie, rodzice, dzieci. Szczęśliwcy, którzy mieszkają nieopodal kanału, jeżdżą nawet na łyżwach do pracy i z pracy do domu. Zgłodniali łyżwiarze pożywiają się w bufetach specjalnie dla nich ustawionych wzdłuż kanału. Furorę robi bobrzy ogon: na słodko - skropiony cytryną i posypany cukrem, posmarowany masłem z syropem klonowym, sosem jabłkowym z cynamonem, czekoladą - albo na słono z masłem czosnkowym i cheddarem. No i mamy też quebecki wynalazek zwany poutine : frytki w sosie serowo-mięsnym. Do tego wszystkiego gorąca kawa, herbata lub grzany sok jabłkowy. W lutym musi, po prostu musi, być tu bardzo zimno, bo inaczej nie uda się najważniejszy ottawski festiwal - Winterlude, czyli zimowe interludium. Niedaleko Carletonu kanał rozszerza się w jezioro Dow's Lake, które podczas Winterlude zamienia się w wystawę rzeźb lodowych. Nie do wiary, ale specjaliści rzeźbiarze zjeżdżają do Ottawy z wielu stron świata, aby wspólnie wyczarować efemeryczny świat jak z baśni Andersena o Królowej Śniegu. W dzień lodowe cuda lśnią w słońcu, nocą iskrzą się podświetlone sztucznym światłem. Jest to jedyna pora, kiedy w zimie widzi się nie jedną, a setki tęcz. Nie tylko lodowe cuda i cudeńka przyciągają turystów. Można się też nauczyć, jak zbudować igloo i powozić psim zaprzęgiem, dowiedzieć się, jak bawią się dzieci Inuitów na dalekiej północy. Jeżeli turysta koniecznie chce zaznać radości tradycyjnych, polecam Muzeum Cywilizacji. Pokazuje się tu historię niezmiernie rozległych terenów zwanych dzisiaj Kanadą, poczynając od migracji plemion tubylczych przez Cieśninę Beringa Strait, poprzez inwazję Wikingów i ich nietrwałe osiedla, do zasiedlania kraju przez Francuzów i Anglików. W nowoczesnym, przestronnym budynku znajdziemy niezwykłe eksponaty, np. totemy naturalnych (mamucich) rozmiarów lub zrekonstruowane preriowe miasteczko. O parę kroków od parlamentu i rynku Galeria Narodowa zaprasza na stałą ekspozycję i ciekawe wystawy specjalne (to już odpłatnie). Pośród tuzina innych muzeów jest też Muzeum Wojny, nowe, ciekawe architektonicznie i bardzo antywojenne. W Muzeum Lotnictwa można m.in. z bliska obejrzeć samoloty, które niosły pomoc Warszawie w czasie Powstania Warszawskiego. Na zakończenie zostawiłam sobie najcenniejszy ottawski klejnot. W rejonie rynku przy ul. Dalhousie 375 mieści się cukiernia Stubbe Chocolates (poniedziałek-sobota godz. 10-18, niedziela - od południa do 17). Jest to miejsce bliskie mojemu sercu, gdzie każdy czekoholik znajdzie coś specjalnego, niezapomnianego. Można tam nie tylko poznać niezliczone smaki czekolad, zjeść wyśmienite trufle, skosztować niebiańskich w smaku tortów i ciast, ale i pooddychać wonią godną bogów. A wszystko to robione jest na miejscu rękoma mistrza Stubbe i jego córki. Jeżeli odwiedzicie Ottawę i nie zajrzycie do Stubbów, zawsze będziecie tego niedopatrzenia żałować. A więc zapraszam na ucztę do Ottawy.

***

Ottawę dobrze się zwiedza, jeżdżąc autobusami miejskimi (całodzienny bilet 7 dol., można kupić u kierowcy). Specjalnie dla turystów kursują też po śródmieściu piętrowe czerwone autobusy. Można objechać całą trasę albo wysiąść w miejscu, które się uzna za interesujące, a potem wsiąść do następnego pojazdu. Okolicę rynku objeżdżają stare zielone autobusiki z przewodnikiem objaśniającym mijane atrakcje turystyczne.

Więcej o: