Podróże marzeń. Holandia - Hals, Jednorożec i hofjes

Haarlem to jedno z ulubionych miast samych Holendrów. Urocze, wąskie, uliczki, wspaniałe zabytki, mnóstwo restauracji i najlepsze sklepy w całych Niderlandach

Haarlem ma w Holandii opinię miejsca, gdzie można zamieszkać z dziećmi, prowadzić spokojne i miłe życie w domach wśród ogrodów, nie przejmując się zgiełkiem pobliskiego Amsterdamu. Nie ma tu uniwersytetu, a więc nie ma i studentów, którzy opanowali niewielką Lejdę czy zabytkowe Delft. Jest cisza i spokój, a na każdym kroku pamiątki wspaniałej przeszłości.

Najlepiej przyjechać tu pociągiem. Dzięki temu obejrzymy jedyny w Holandii dworzec kolejowy w stylu art nouveau. Powstał na początku ubiegłego wieku, ale miał dwóch poprzedników. Pierwszy z nich, drewniany prosty budynek, wybudowano w 1839 r. na potrzeby pierwszej w Holandii linii kolejowej łączącej Amsterdam właśnie z Haarlemem. Plac przed dworcem nie jest, niestety, najlepszą wizytówką miasta i władze Haarlemu od dłuższego czasu planują jego przebudowę. Dość brudny, zazwyczaj zastawiony dziesiątkami samochodów, zachęca do szybkiego wyruszenia w kierunku centrum miasta.

***

Spacer zajmie nam zaledwie 10 minut. Im bliżej Grote Markt, tym uliczki stają się węższe, tym częściej rowery wypierają samochody, a atmosfera coraz bardziej przypomina prowincjonalne schludne miasteczka i coraz bardziej oddala nas od zgiełkliwego Amsterdamu.

A gdy dotrzemy na Grote Markt, najlepiej usiąść w jednej z dziesiątek kafejek rozsianych dookoła rynku, zamówić haarlemskiego jopena (lokalne piwo) i po prostu rozglądać się dookoła.

Nawet mieszkańcy Haarlemu twierdzą, że ich miasto jest bardziej belgijskie niż holenderskie. W porównaniu z często surową, oszczędną architekturą wielu holenderskich miast tu można się poczuć jak we Flandrii.

Opinię najbardziej flamandzkiego z holenderskich miast Haarlem zawdzięcza głównie architektowi Lievenowi de Key (1560-1627), który urok rodzinnych stron zapragnął przenieść do surowego miasta Północy. Miejskim architektem został w okresie największego rozkwitu Haarlemu i całych Niderlandów, czyli w początkach XVII w. Jego autorstwa są dziesiątki kamienic rozrzuconych po wszystkich ulicach historycznego centrum, a także Vleeshal (miejski ratusz) i założenie, w którym dziś mieści się Frans Hals Museum. Bogate fasady i wymyślne kształty tych dzieł kontrastują z powielanym w całej Holandii wzorem mieszczańskiego domu nad kanałem.

Patronem stolicy prowincji Noord Holland jest największy belgijski święty Bawon. Jemu poświęcone są dwa największe kościoły w mieście.

Środek placu zajmuje potężna gotycka Grote St. Bavo - katedra św. Bawona zbudowana na miejscu romańskiego kościoła na przełomie XIV i XV w. (poniedziałek-sobota godz. 10-16, bilet 2 euro, dzieci do lat 16 - 1,25, do lat 12 - gratis). Ze względu na nią warto przyjechać do miasta każdego dnia poza niedzielą. Kościół nie pełni już bowiem funkcji religijnych i w niedzielę jest zamknięty. A na pewno warto zobaczyć jego monumentalne wnętrze, w którym rytm kroków wyznacza szereg potężnych kolumn po obydwu stronach nawy, a nad głową rozpościera się przepiękne późnogotyckie sklepienie żebrowe. Od maja do października (wtorki i czwartki, godz. 15 i 20.15, wstęp wolny) w katedrze odbywają się koncerty organowe. Instrument zbudowany przez Christiana Moellera w 1738 r. cieszy się sławą wśród wykonawców z całej Europy - grał na nich Haendel i młody Mozart. W kościele pochowany jest jeden z najwybitniejszych holenderskich malarzy Frans Hals (1581-1666).

Budynek odegrał także niebagatelną rolę w historii lotnictwa - 31 sierpnia 1911 r. Antony Fokker wykonał wokół jego wieży pierwsze okrążenie swoim pierwszym samolotem. Nieco później samoloty Fokkera zyskały ponurą sławę - były jedną z najgroźniejszych broni hitlerowskiej Luftwaffe.

Wokół rynku stoją przepiękne mieszczańskie domy, a także renesansowe dawne Hale Mięsne i Rybne, w których dziś jest muzeum archeologiczne i galeria sztuki nowoczesnej. Jest też wspaniały ratusz oraz budynek wartowni - Hoofdwacht. W cieniu drzew stoi pomnik Laurensa Costera (1370-1440). Holendrzy uważają go za prawdziwego wynalazcę druku - wyprzedził Gutenberga (wydrukował Biblię w 1450 r.) o 30 lat. Nie zachował się jednak żaden dowód na potwierdzenie tej tezy.

***

Z Grote Markt najlepiej wyruszyć w kierunku rzeki Spaarne. Nad jej brzegami stoją bogate mieszczańskie rezydencje i najstarsze w Holandii muzeum - Teylers Museum (wtorek-sobota godz. 11-17, niedziela 12-17, bilet - 7 euro, dzieci do lat 17 - 2, do lat 5 - gratis). Jego fundator Pieter Teyler van der Hulst zgromadził niezwykłą kolekcję dzieł sztuki, ale także minerałów, monet i wszelkich osobliwości. Prezentacja kolekcji nie została zmieniona niemal od czasu udostępnienia jej publiczności w 1784 roku, co czyni to muzeum tak niezwykłym. Mamy okazję uświadomić sobie, jak bardzo zmieniła się sztuka wystawiennicza od XVIII w. Ale nawet jeśli zbiory muzealne nie pociągają nas do tego stopnia, żeby kupić bilet, to warto wejść do budynku i obejrzeć piękny hol w stylu weneckiego klasycyzmu.

Nie można pominąć najwspanialszego muzeum w mieście i jednego z najważniejszych w Holandii - Frans Hals Museum (wtorek-sobota godz. 11-17, niedziela 12-17, bilet 7 euro, dzieci do lat 18 gratis). Wbrew nazwie mieści nie tylko dzieła słynnego malarza. Czasem zwane jest też Muzeum Złotego Wieku Holandii - i niebezpodstawnie. Wyposażenie budynku bardziej przypomina bogatą XVII-wieczną rezydencję niż galerię. Przechodząc z sali do sali, możemy podziwiać znakomicie zachowane meble, stare lampy, słynną ceramikę z Delft, przedmioty codziennego użytku i stroje zamożnych mieszczan. Jest nawet barokowy domek dla lalek. Jednak najcenniejszą część kolekcji stanowią dzieła Halsa oraz kilku równie znakomitych synów Haarlemu. Są wśród nich Willem Claesz Heda (1595-1680), który zasłynął łudzącymi wzrok martwymi naturami, na jego obrazach stołowe zastawy zyskały wartość skrzących się klejnotów. Jest Jakob van Ruisdael (1628-81), który holenderskim pejzażom nadał sens symboliczny. Jest Adriaen van Ostade (1610-85), który najchętniej malował swoich uboższych rodaków z ich niewyszukanymi strojami i zabawami. Wszyscy ci wielcy malarze byli członkami cechu malarzy - Gildii Św. Łukasza w Haarlemie. Niektórzy robili dla swojego miasta znacznie więcej, np. Ruisdael był też lekarzem, a Ostade służył w straży miejskiej. Większość z nich całe swoje życie związała z Haarlemem. Miastem, które na długo przed wymyśleniem pojęcia "polityka społeczna" taką politykę prowadziło i angażowało w nią swoich najlepszych obywateli. Wśród dokumentów zgromadzonych we Frans Hals Museum jest np. rozliczenie loterii fantowej, z której dochód przeznaczony był na wsparcie dla najuboższych. A działo się to w XVII wieku!

***

Trwałą pamiątką niezwykłej jak na owe czasy wrażliwości społecznej mieszkańców miasta jest ponad 20 kompleksów mieszkalnych zbudowanych za fundusze miejskie lub z prywatnych donacji, a przeznaczonych dla tych spośród haarlemczyków, dla których fortuna była mniej przychylna. Holendrzy nazywają te miejsca hofjes , a Haarlem znane jest też jako Hofjesstaad, bowiem w żadnym holenderskim mieście nie ma ich aż tylu co tu. Na teren hofje prowadzi czasem bardzo ozdobna, a nawet monumentalna brama, jak w przypadku Teylershofje ufundowanego przez Teylera. Czasem wystarczy wejść w wąską uliczkę, by po kilku krokach znaleźć się na obsadzonym drzewami dziedzińcu, wokół którego w równych odstępach stoją identyczne, schludne, urocze domki. Hofjes budowano wokół prostokątnego lub kwadratowego ogrodowego dziedzińca. Po latach każdy z nich stał się bujną wystawą kwiatów lub tajemniczym ogrodem pełnym wiekowych drzew, gęstych zarośli, rzeźb. Wszystkie są ciche, można tu usłyszeć śpiew ptaków i poczuć się, jakby historia nagle wstrzymała swój bieg. Nawet tym, którzy niechętnie biorą udział w wycieczkach zorganizowanych, polecam wybranie się do VVV, czyli holenderskiego biura informacji turystycznej (Stationsplein 1, w pobliżu dworca kolejowego, dni powszednie godz. 9.30-17, soboty 10-15, w niedziele nieczynne) i przyłączenie się do jednej z grup, dla których biuro organizuje zwiedzanie wszystkich haarlemskich hofjes . Każdy jest inny, każdy przepiękny - czegoś takiego nie zobaczymy chyba nigdzie na świecie.

***

Wizyta w Haarlemie w dzień powszedni oprócz możliwości obejrzenia wnętrza Grote St. Bavo ma jeszcze inną zaletę - można oddać się zakupowym szaleństwom. W przeprowadzonym kilka lat temu ogólnokrajowym plebiscycie Holendrzy wybrali Haarlem "najlepszym zakupowym miastem Niderlandów". Nie ma w tym cienia przesady. Spacerując ulicami miasta, mijamy sklepy, sklepiki, warsztaty, antykwariaty, tak już rzadkie w wielu miastach Europy. Tu zachowały swój romantyczny wystrój i nie chcą konkurować z molochami centrów handlowych. Oferują wyciszone wnętrza starych księgarń, wykładane wiekowymi kafelkami pracownie ręcznie szytych butów, zastawione setkami bibelotów witryny antykwariatów. Podobnie jak w większości holenderskich miast główne trasy handlowe są zamknięte dla samochodów i trzeba tylko uważać na rowerzystów, a poza tym bez przeszkód można oddawać się oglądaniu lub kupowaniu - w zależności od grubości portfela.

I wreszcie zasłużony odpoczynek w jednej z setek haarlemskich knajpek. Bo to nie Amsterdam, lecz właśnie Haarlem dzierży palmę pierwszeństwa także w ilości restauracji i barów w stosunku do liczby mieszkańców, których Haarlem ma ok. 150 tysięcy. Można wybierać pomiędzy kuchniami całego świata. Warto skusić się na właściwie już narodową w Holandii kuchnię indonezyjską albo wrócić na Grote Markt do bezpretensjonalnej Brasserie L'Anders na modną kuchnię fusion z widokiem na katedrę. Za spore danie zapłacimy ok. 20 euro.

Warto jeszcze odwiedzić chociaż jeden z trzech haarlemskich wiatraków, żeby nie wyjeżdżać z miasta z wrażeniem, że nie leży ono w Holandii. Każdy jest inny i inne było ich przeznaczenie. De Hommel (Trzmiel) to typowy XIX-wieczny wiatrak melioracyjny. De Adraan - drewniany, wybudowany w 1778 r. na fundamentach średniowiecznej wierzy obronnej. De Eenhorn (Jednorożec) - rzadki już dziś XVIII-wieczny wiatrak tartaczny. Setki podobnych pracowicie po dziś dzień osuszają albo nawadniają wiecznie zielone pola w całym kraju.

Dla zainteresowanych wielowiekową walką Holendrów z nieprzychylną naturą Haarlem ma prawdziwy rarytas. W pobliskim Heemstede (można dojechać np. tramwajem) mieści się Museum De Cruquius (marzec-październik, poniedziałek-piątek godz. 10-17, soboty, niedziele i święta 11-17, bilet - 5 euro, dzieci do lat 18 - 2, do lat 6 - gratis). Jego częścią jest stacja parowa z XIX w., która w czasach swojej młodości była prawdziwym cudem techniki na skalę światową. Samo muzeum to kopalnia wiedzy na temat inżynieryjnych osiągnięć Holendrów, historii osuszania kolejnych części kraju, sukcesów i porażek. Wspaniała, nowoczesna ekspozycja, filmy i symulacje nie znudzą nawet zaprzysięgłych humanistów.

Pora opuścić piękne miasto nad Spaarną. Na pociechę pozostaną jeszcze widoki z okien pociągu wiozącego nas w kierunku Amsterdamu. Jeśli odwiedzimy Holandię np. w maju, będziemy podziwiać kolorowe pola tulipanów, żonkili i narcyzów, bardziej przypominających wymyślne dywany niż wiejskie krajobrazy, do których przywykliśmy nad Wisłą. Haarlem leży bowiem w centrum najbardziej ukwieconej prowincji Niderlandów.

W sieci

http://www.haarlem.nl

Więcej o: