Zamów przewodnik z kolekcji Podróże Marzeń
Nairn. Podmiejski autobus z Inverness mija rozległe pastwiska, nieliczne gospodarstwa i widoczną niemal ciągle po lewej stronie zatokę Moray Firth. Na małym dworcu autobusowym w Nairn przy kamiennym kościółku wysiadam tylko ja i młody chłopak. Zagaduję go o najkrótszą drogę na plażę (tu są najcieplejsze plaże szkockiego wschodniego wybrzeża, w sezonie pełne turystów). Po pierwszych jego słowach jestem pewien, że wybrałem złe źródło informacji - turysta z kraju Basków czy może ze Skandynawii? Muszę dobrze nadstawiać ucha, by zrozumieć poszczególne słowa. Ale jest bardzo dobrze zorientowany. - Skąd jesteś? - pytam. - Stąd, z Nairn - odpowiada ku mojemu zdziwieniu. Uśmiecha się, proponując, że podprowadzi mnie do wejścia na plażę.
Za szeregiem niskich kamiennych budynków kończących się nagle wraz z asfaltową drogą, przed ogromnym trawnikiem z ławkami osadzonymi na małych sztucznych wzgórkach, otwiera się panorama zatoki i klifowego wybrzeża po jej dalekiej przeciwległej stronie. Zawieszone nisko chmury, lekko wzburzona woda i fruwające w powietrzu drobiny piasku nadają temu miejscu niezwykłego, wręcz surrealistycznego nastroju. Widać w tym pejzażu rękę Salvadora Dalego. Idę z wiatrem brzegiem morza w stronę małego portu. Mijają mnie rozbiegane psy, których właściciele trzymają się deptaka przy trawniku. Mała latarnia morska, kilka łodzi rybackich, kilka jachtów, potężne przyczepy kempingowe zamienione na domki letniskowe z drewnianymi tarasami. Pustka. Cisza. Poza sezonem wszystkie (nieliczne) puby i knajpki są pozamykane. Kieruję się w stronę centrum, mijając parterowe domy rybaków obecnie pełniące często funkcje przytulnych bed & breakfast i małych pensjonatów. Architektura miasteczka zachowała wiele ze swego dawnego charakteru - miejsca, gdzie żyli szkoccy rybacy i angielscy hodowcy bydła.
Zapada noc, czas wracać. Na przystanku siedzi sędziwy Szkot w skórzanych spodniach, wielka siwa broda wystaje spod ronda welwetowego kapelusza. Uśmiecha się zza rogowych okularów, odpowiadając skinieniem na skinienie. Obaj jedziemy pustym autobusem do Inverness. Nadzwyczaj "klimatyczna" podróż za 4,40 funta w obie strony.
Beauly leży 19 km na północny zachód od stolicy regionu Inverness. Główną atrakcją są ruiny XIII-wiecznego kamiennego kościoła i klasztoru założonego przez rodzinę Bisset, późniejsza siedziba zakonu cystersów, oraz przyklasztorny cmentarz ze starymi grobowcami wyrastającymi z równo przyciętych trawników lub umieszczonymi na posadce kamiennego wnętrza. Zaraz obok znajduje się Beauly Centre, informacja turystyczna połączona z małym muzeum lokalnego rzemiosła. Minusem weekendowego wypadu jest to, że informacja i muzeum są zamknięte, a bilet powrotny na autobus z Inverness kosztuje prawie dwa razy więcej niż w tygodniu, bo aż 7,60 funta.
Warto wspiąć się na któreś z graniczących z Beauly wzniesień, by podziwiać panoramę gór szkockiego Highlandu. Widok ten zachęca do dalszej włóczęgi, tym bardziej że niedaleki bajeczny masyw Glen Affric zaprasza miłośników dziewiczej niemal natury przez cały rok. Urodę miejsca potwierdza anegdota. Wioską i roztaczającymi się wokół niej widokami zachwyciła się Maria Stewart, wykrzykując: "Ah, que beau lieu! " (Jak pięknie!) - stąd nazwa wioski.
Powędrowałem dalej, zahaczając o sympatyczny The Kirk Coffee Shop w dawnym kamiennym kościółku - połączenie galerii i kafejki (można zjeść coś lekkiego za przyzwoitą cenę - ciastko plus ciepły lub zimny napój tylko 1,99 funta). Przekraczam stary, kamienny most nad wpadającą do zatoki Moray Firth rzeką Beauly, by skręcić w wąską drogę biegnącą koło przeprawy promowej Kirkhill, jak szumnie nazywa się tu ciut większą tratwę przewożącą piechurów i rowerzystów na drugą stronę rozlewiska rzeki. Idąc niespecjalnie przygotowaną do pieszych wędrówek drogą, mijam niewielkie kamienne domy i piękne ziemskie posiadłości we wsi Kirkhill, stadniny koni, pastwiska owiec i długowłosych krów. Sielski krajobraz zamykają na horyzoncie góry. Niezwykle malownicza, ale senna okolica.
Wskakuję do autobusu wracającego do Inverness, by wysiąść w wyjątkowo interesującym widokowo miejscu (otoczona górami zatoka zamknięta u wylotu potężnym nowoczesnym mostem), jakim jest ostatnia drewniana śluza Kanału Kaledońskiego wpadającego do zatoki Moray Firth. To jedna z najbardziej znanych na świecie śródlądowych dróg wodnych, zachowały się wiekowe urządzenia łącznie z potężnymi, drewnianymi palami do cumowania jednostek przepływających kanałem. Ciekawostką jest metalowy zwodzony most kolejowy, po którego wysłużonej konstrukcji ostrożnie suną nowoczesne pociągi jadące na północ Szkocji. Caledonial Canal to zbudowany w latach 1803-22 wzdłuż Glen More (lub Great Glen, czyli Wielkiej Doliny) 97-kilometrowy śródlądowy kanał łączący zatokę Firth of Lorne na Atlantyku z Morzem Północnym. Ideą jego powstania było stworzenie drogi wodnej pozwalającej statkom uniknąć konieczności opływania zdradliwego północnego wybrzeża Szkocji. Kanał właściwy ma 35,5 km długości, pozostałe odcinki to naturalne jeziora i rzeki.
Samo Glen More to ogromna rozpadlina utworzona 400 mln lat temu przez wybuchy wulkaniczne, ciągnąca się od wybrzeża do wybrzeża ukośnie przez całą Szkocję (od Fort William aż po Inverness), oddzielając Góry Kaledońskie od Grampianów. Z czterech podłużnych jezior doliny najbardziej znane jest Loch Ness, cel mojej kolejnej wycieczki.
A dokładniej - wspaniałe ruiny położonego na skale nad jeziorem zamku Urquhart. To z jego wieży postanowiłem wypatrzyć potwora z Loch Ness, który bywa na tyle uprzejmy, że pozwala fotografować się na tle romantycznej ruiny (tak wynika z pobieżnej obserwacji stoisk z pamiątkami) . Czy to w pobliskiej, leżącej nad zatoczką jeziora, turystycznej wiosce Drumnadrochit (25 km od Inverness, powrotny bilet autobusowy w niedzielę - 7,70 funta), czy w przyzamkowej konstrukcji, którą trzeba sforsować, chcąc dostać się na ruiny (6,50 funta).
Wzniesiona dla ochrony Glen More twierdza odegrała decydującą rolę podczas wojen o niepodległość Szkocji. Zdobywana na przemian przez Anglików (król Edward I) i Szkotów (Robert Bruce, który przygotowywał się tu na nadejście wojsk Edwarda III).
Jezioro Loch Ness (po gaelicku Loch Nis) jest największym zbiornikiem wodnym Great Glen - ok. 37 km długości, 226 m głębokości, więc sympatyczny potwór Nessie ma się gdzie schować. W sezonie turyści wypatrują go z flotylli wszelkiej różnych obiektów pływających, od łódek po duże statki rzeczne. Poza sezonem w ciszy i spokoju można kontemplować piękno jeziora, otaczających go gór i zamkowych ruin, mając nadzieję na bardziej intymne spotkanie ze sławnym Nessie.
Wracam do siebie, czyli do Inverness. To miasto i port u ujścia rzeki Ness do zatoki Moray Firth, centrum turystyczne regionu Highlands. Inverness było jedną z głównych twierdz ludu Piktów. Strategiczne położenie, bliskość gór i sąsiedztwo wojowniczych klanów góralskich, a zarazem spora odległość od Edynburga powodowały, że historia miasta była nadzwyczaj burzliwa i naznaczona wieloma krwawymi epizodami. Znajduje się tu zrekonstruowany zamek szekspirowskiego Makbeta (tuż obok, przy Inverness Museum and Gallery, jest informacja turystyczna). Według podań został wzniesiony za króla Malcolma III, który wcześniej zrównał z ziemią zamek, w którym - zgodnie z legendą - Makbet miał zabić Duncana. Prawdą jest, że zamek nad rzeką Ness zbudował w XII w. król Dawid I, by sprawować kontrolę nad szybko rozwijającym się miastem o statusie królewskiego, i handlem morskim. Kolejny rozkwit Inverness nastąpił w XVIII w. wraz z rozwojem hodowli bydła, a następnie otwarciem Kanału Kaledońskiego i połączeń kolejowych z Anglią. W ślad za nimi, w czasach wiktoriańskich, nastała moda na podróże w dzikie, odludne rejony Highlandu. Z tego okresu zachowała się charakterystyczna kamienna zabudowa pełna niezwykłych wiktoriańskich domów, kamienic i posiadłości (zamienionych na przytulne bed & breakfast i hoteliki). Wystają ponad nią dwie wieże stojącej nad samym brzegiem rzeki St. Andrew's Episcopal Cathedral. Vis-a-vis stoi kolejny kamienny kościół - Ness Bank Chuch. A niedaleko, przy Chuch Street, oddzielony neogotyckim ratuszem i kilkoma zabytkowymi domami XII-wieczny Old High Chuch z otaczającym go niewielkim cmentarzem. Zajrzeć też można na historyczny, ale kwitnący bazarowym życiem Victorian Market w centrum miasta.
We wszystkich tych miejscach coraz częściej słychać język polski. Inverness staje się naszym przyczółkiem na rubieżach północnej Szkocji.