Podróże Marzeń. Indonezja - Irian Jaya - świat Papuasów

Mimo różnic w stroju, wyglądzie, sposobach malowania ciała, budowaniu domów, wspólna wszystkim plemionom jest miłość do świń

Zobacz także: Indonezja - trzy dni, dwie noce, jedna łódka >>>

Indonezyjska prowincja Irian Jaya (dawniej Irian Zachodni) leży w zachodniej części Nowej Gwinei, drugiej co do wielkości wyspy świata. Irian Jaya jest o 100 tys. km kw. większa od Polski. Starsi mieszkańcy pamiętają jeszcze czasy, gdy była kolonią holenderską. W 1963 r. została przyłączona do Indonezji. Trzy czwarte powierzchni porasta tropikalna dżungla, są tu niedostępne doliny i góry. Żyjący tu Papuasi posługują się 250 dialektami, co jak na liczbę mieszkańców - ok. 2 mln - stanowi imponujące bogactwo językowe.

Organizacja wyprawy do Irian Jaya (bo wycieczka to z pewnością nie jest!) wymaga dużego samozaparcia. W 2003 r. z oficjalnych informacji uzyskanych w ambasadzie Republiki Indonezji w Warszawie, a potwierdzonych później w konsulacie indonezyjskim w Singapurze wynikało, że wyprawa turystyczna tamże jest niemożliwa. Jako przyczynę podano niemożność zagwarantowania bezpieczeństwa. Skutkiem podawania Irian Jaya jako celu podróży mogła więc być odmowa wizy. Od 1 stycznia 2004 r. wizę, maksymalnie na 30 dni, można uzyskać na lotnisku za 25 dol. Indonezyjskie biura podróży nie organizują wyjazdów w głąb wyspy, więc głównym problemem i tak pozostaje dotarcie do miejsca przeznaczenia.

***

Z Dżakarty (Jakarta) samolotem linii krajowych dolecimy do stolicy prowincji Dżajapury (Jayapura). Miejscowość, choć egzotyczna, jest mało ciekawa, ale tylko uzyskamy specjalne zezwolenie - surat jalan - na wyjście w góry. Wymaga to cierpliwości i pokory wobec przedstawicieli policji oraz trzech fotografii. Teraz dopiero można myśleć o wyruszeniu w głąb wyspy (warto zrobić kilka kopii zezwolenia).

Chcąc przemierzyć rejon doliny rzeki Baliem, za bazę wypadową można obrać Wamenę - ok. 10 tys. mieszkańców, główny ośrodek administracyjny na wyżynnym obszarze Irian Jayi. Przed wyruszeniem w głąb doliny należy zebrać skład wyprawy. Z pewnością potrzebny będzie przewodnik i tragarz, zbawienny może okazać się kucharz.

Cywilizacja (na szczęście) dociera w te miejsca ze sporym opóźnieniem. Wśród tłumu Papuasów, których przenikliwe spojrzenia na długo pozostają w pamięci, często widać osoby w tradycyjnych strojach, czyli w zasadzie bez ubrania. Co ciekawe, są to okolice objęte całkowitą prohibicją. Być może wiąże się to z wiarą w to, że alkohol, tak jak współżycie, odbiera mężczyźnie siłę, czego powinien za wszelką cenę unikać.

***

Chcąc dotrzeć do wioski Piliam, przygotujmy się na cztery dni pieszej wędrówki. Forsowny marsz ze wspinaczką po zboczach czterotysięcznych wzgórz, z przebijaniem się przez tropikalny las i brodzeniem przez bagna może "zmiękczyć" nawet największych zapaleńców. Trudy wielogodzinnego marszu z pewnością zrekompensuje nocleg w drewnianym szałasie, przy blasku ognia i zapachu pieczonych ziemniaków. Prowadzący nas tubylcy opowiadają historię pary Europejczyków, którym słaba kondycja nie pozwoliła na samodzielny powrót z dżungli. Nie wiadomo, skąd na ratunek przyleciał helikopter.

Nie można się sugerować takimi opowieściami - w tych warunkach należy mierzyć siły na zamiary. Tereny te, odkryte przez cywilizację tuż przed II wojną światową, są dziewicze, w pełnym rozumieniu tego słowa, tzn. praktycznie nie ma map, a trasy wyznacza nurt rzeki lub leśna przecinka przez dżunglę. W napotykanych po drodze wioskach - m.in. Kurima, Yohosim, Kiwironaa - zetknęliśmy się z ciągle żywą kulturą plemienia Dani. Obecnie liczy ok. 100 tys. członków i zamieszkuje północny i południowy obszar doliny Baliem. Mężczyźni nie wychodzą na światło dzienne bez założenia na penisa wykonanej z tykwy długiej, wąskiej osłony, zwanej koteką (tradycyjny i nierzadko jedyny strój). Papuaskie zagrody to niewielkie podwórka otoczone płotem, wzdłuż którego rozmieszczone są osobne domy dla kobiet i dla mężczyzn (drewniane, kryte strzechą), kuchnie i zagrody dla świń. Na środku chaty znajduje się palenisko, a unoszący się z niego duszący dym skutecznie odstrasza wszelkie insekty. Życie towarzyskie sprowadza się do gry na drumli i palenia tytoniu (mężczyźni przechowują go w kotekach).

***

Po trzech dniach wędrówki na północny wschód od Wameny docieramy do granicy kraju Dani i wkraczamy na teren plemienia Yali. Twarze wojowników zdobią świńskie kły, którymi przekłuwają przegrody nosowe. Koteki mężczyzn są tu z reguły spiczaste i stojące. Im większa, tym bardziej poważany jest jej posiadacz. Właściciel najdłuższej jest zwykle wodzem, choć bywa, że wodza wybiera się na podstawie ilości świń, które ma.

Oprócz plemion Dani i Yali w trudno dostępnej dżungli żyją m.in. Lani (koteki mężczyzn są grube), Kimyali (uważani za kanibalów) czy Korowajowie (budujący domy na wysokich drzewach). Mimo różnic w stroju, wyglądzie, sposobach malowania ciała, budowaniu domów i odmiennych zwyczajach wspólna wszystkim plemionom jest miłość do świń. Są miarą bogactwa (im więcej świń w zagrodzie, tym większy szacunek należy się właścicielowi), środkiem płatniczym (za żonę trzeba zapłacić od kilku do kilkudziesięciu świń), pożywieniem (zwykle podczas większych uroczystości, np. pogrzebów) oraz lekarstwem (krew świni stosuje się na rany ludzkie i zwierzęce).

Na końcu "drogi" doliną rzeki Baliem leży wioska Piliam, wytchnienie po trudach podróży i uciecha dla oka. Dla Papuasów wizyta białych ludzi jest nie lada wydarzeniem. Towarzyszą nam dosłownie wszędzie. I choć są nastawieni przyjaźnie, to tutaj, w głębi dżungli, można się poczuć nieswojo.

Trochę cen w rupiach

1 dol. = 8 tys. indonezyjskich rupii

nocleg w Jayapura - Semenu - 100 tys.

bilet cargo z Trigana Air z Jayapury do Wameny (z duszą na ramieniu) - 436 tys.

słodkie papierosy Gudang Garam - 10 tys.

oryginalna koteka - 10 tys.

zdjęcie Papuasa w stroju świątecznym - 1 tys.

duża świnia na targu w Wamenie - 5 tys.

tragarz - 40 tys./dzień

przewodnik anglojęzyczny - 250 tys.

Podróże Marzeń

Więcej o kolekcji Gazety Wyborczej >>>

Więcej o: