Spodziewałem się, że będę płynął przez tereny gęsto zaludnione, co i rusz mijał łodzie i barki. Tymczasem płynąłem przez odludzia, a barki minąłem tylko dwie.
Gdy zdecydowałem się na samotny spływ Odrą, została mi do rozstrzygnięcia istotna kwestia: który odcinek wybrać? Dolnego biegu nie byłem ciekaw, znam go dobrze. Po przejrzeniu map upewniłem się, że w górze rzeki jest kilka śluz - odpada, na czasochłonne śluzowanie i przenoski kajaka w pojedynkę nie miałem ochoty. Pozostał zatem odcinek środkowy.
Ale skąd wziąć kajak? Wypożyczalni tu tyle co kot napłakał! W końcu dowiedziałem się, że dostanę go w ośrodku kultury w Ścinawie, 70 km w dół rzeki od Wrocławia. Pewnego marcowego ranka stawiłem się więc w miasteczku, załatwiłem formalności i kobylasta "dwójka" wylądowała na dachu mego samochodu (wypożyczalnia nie ma jeszcze przyczepki do wożenia kajaków, ale za kilka miesięcy ma się to zmienić).
Powoli, by nie zgubić kajaka, podjechałem do położonych ok. 30 km w górę rzeki Malczyc - spływ radzono mi rozpocząć właśnie w tej miejscowości. Stoi tu ewangelicki kościół z 1907 r., dzieło wybitnego wrocławskiego architekta Hansa Poelziga. Klasę projektanta widać od razu - biała budowla ma harmonijne proporcje i wieżę z pomysłowym hełmem. Z jednej strony nawiązuje do formy śląskich kościołów protestanckich z XVIII w., z drugiej - stanowi przykład wczesnego modernizmu; cenią ją historycy sztuki, pojawia się w podręcznikach historii architektury. W środku nie ma już śladu po protestanckiej powściągliwości - zewsząd spoglądają na nas prawosławni święci. Okazuje się, że świątynia służy za cerkiew przesiedlonym tu w 1947 r. z Bieszczad prawosławnym Łemkom.
Do wodowania najlepsze okazało miejsce obok nabrzeża portu, za wiejskim targowiskiem (autem podjechałem prawie do samej rzeki, zostawiłem je na podwórku pobliskiego domu).
Spływ zacząłem w szybkim tempie - prąd w tym miejscu ma prędkość ok. 5-6 km na godzinę, a wiatr wiał w plecy. Rzeka za Malczycami jest szeroka na 50 metrów, płynie przez lasy, najczęściej liściaste. Z technicznego punktu widzenia - łatwizna. Nawet początkujący kajakarz nie powinien mieć najmniejszych trudności.
Na wodzie trochę kaczek, nad głową szybujące bociany, choć czasem widziałem jakieś drapieżniki. Z ustaleniem położenia nie ma najmniejszego problemu - co kilometr, na przemian na lewym i prawym brzegu, stoją tablice informujące, jak daleko jesteśmy od źródeł Odry. Zapamiętałem, że mój spływ zaczął się na 304. km.
Po kilku kilometrach mijam most. Jest dostosowany do odparcia ataku - na lewym brzegu stoi betonowa budowla obronna z początku XX w., tzw. blokhauz wieżowy, ze stanowiskami dla karabinów maszynowych. Za nim po prawej pojawiają się wieże dawnego opactwa cystersów w Lubiążu. Niestety, poza sezonem ten cenny zabytek XVIII-wiecznej architektury barokowej jest otwarty tylko do godz. 15. A ponieważ zwiedzanie zajęłoby mi dobrych parę godzin, postanawiam odłożyć Lubiąż na kiedy indziej.
Płynę dalej. Po 2 km na wysokim prawym brzegu pięknie lśni w słońcu XVIII-wieczny kościół św. Walentego (należy do Lubiąża, dawniej była to osada targowa św. Walentego). Wkrótce z lewej mijam ujście Kaczawy.
Okolica wciąż lesista, a rzeka robi się coraz szersza. Co jakiś czas mijam stojące na lewym brzegu betonowe bunkry - niektóre wysadzone, inne w lepszym stanie. To pozostałości zbudowanej przez Niemców w latach 30. linii umocnień zwanej Pozycją Odry (niem. Oderstellung). Pas fortyfikacji ciągnął się od ujścia Nysy Kłodzkiej, miały one bronić Niemiec przed atakiem Polski. Tak się jednak złożyło, że Oderstellung w lutym 1945 r. szturmowali Rosjanie, po ciężkich walkach przełamali linię w okolicy Ścinawy.
Bobra żadnego nie widzę, ale sądząc po liczbie podgryzionych drzew, musi być ich sporo. Od czasu do czasu mijam starorzecza Odry, wciąż towarzyszą mi kaczki.
Do Ścinawy dopływam późnym popołudniem. Przed miastem mijam most kolejowy, a zaraz za nim drogowy. Ten drugi jest najciekawszy ze wszystkich, jakie widziałem podczas spływu - z obydwu brzegów strzegą go ceglane baszty obronne. Dwupiętrowe z licznymi strzelnicami, z których załoga mogła razić nieprzyjaciela chcącego opanować przeprawę. Wzniesiono je pod koniec XIX w., stylizując na baszty gotyckie, na ich szczytach są maleńkie blanki. Na moście znalazłem też prawdziwy rarytas - odcinek XIX-wiecznego wysokiego "płotu fortecznego", i to w doskonałym stanie. Metalowa, ażurowa konstrukcja broniła dostępu do mostu. Podobnych płotów uchowało się w Polsce bardzo mało.
Dobijam do lewego brzegu, za mną 28 km. W Ścinawie czeka jedno z niewielu na szlaku Odry miejsc biwakowych - kilka wiat, a przy ognisku zamocowano pomysłowy żuraw z grillem. Ale że to jeszcze marzec, wybieram nocleg pod dachem, w jedynym w okolicy hotelu Ścinawianka. Kajak zostawiam na podwórku u pana Henryka Smelkowskiego, do centrum miasta mam dobry kilometr.
Sześciotysięczna Ścinawa w XIV w. była stolicą piastowskiego księstwa ścinawskiego, miała też własną mennicę. Kto przyjedzie tutaj, zazwyczaj robi sobie zdjęcie z czołgiem - w samym środku miasteczka na wielgachnym postumencie stoi T-34 z czerwoną gwiazdą. Podobno ten właśnie czołg w 1945 r. jako pierwszy sforsował Odrę i wdarł się do miasta. Nie brak takich, których ta pamiątka po Armii Czerwonej drażni i chętnie by się jej pozbyli. Ale nie pójdzie im łatwo. Czołg nie dość, że ulokowany wysoko, jest bardzo ciężki - wnętrze ma zalane betonem.
W środku Ścinawy stoi gotycki kościół Podwyższenia Krzyża Pańskiego z XV w. o konstrukcji halowej - jego trzy nawy są tej samej wysokości. A obok fragmenty murów obronnych z XII i XIV w. Na rynku stoi samotna, wysoka wieża - pozostałość gotyckiego ratusza. Na razie zamknięta na głucho, mieszkają w niej gołębie. W parku miejskim wznosi się pomnik ku czci poległych w 1945 r. czerwonoarmistów ("za Niemca" na cokole stał św. Hubert, po wojnie się zawieruszył).
Nazajutrz o dziewiątej rano znów jestem na wodzie. Od Ścinawy krajobraz się zmienia - lasów coraz mniej, więcej za to pól i wiosek. Po przeszło dwóch godzinach wiosłowania już z daleka dostrzegam wznoszący się nad wysokim brzegiem gotycki kościół w Chobieni. Przybijam do brzegu tuż przy przeprawie promowej. Ta senna wioska była kiedyś miastem - w samym środku mamy pokaźny rynek, z dwóch stron zachowały się pierzeje domów. Z rynku widać też renesansowy pałac, w każdym rogu okazałej czworokątnej budowli wznosi się wieża. Osobna wieża sterczy nad pałacową bramą. Niestety, z daleka prezentuje się dużo lepiej niż z bliska - zniszczone tynki i ściany, zamurowane pustakami okna... Wejść do środka się nie da. Jak tłumaczą mieszkańcy, pałac należy do prywatnego właściciela, który nie radzi sobie z jego utrzymaniem. Szkoda.
Uzupełniam zapas bułek i wracam na przeprawę. - Co bierze w Odrze? - pytam napotkanego wędkarza. - Wszystko, nawet sumy.
Za wsią ciągną się gęste lasy łęgowe. Wreszcie mijam pierwszą barkę, która przewozi w górę rzeki kontenery. Na wszelki wypadek uciekam pod sam brzeg i ustawiam się dziobem do fali. Niepotrzebnie - fala jest niewielka.
Na 353. km przystanek - chcę dokładniej przyjrzeć się najlepiej zachowanemu z mijanych dotąd bunkrów. Niewielka budowla ma dwa zalane wodą pomieszczenia. Załoga prowadziła ogień z karabinu maszynowego zza grubej na 7-8 cm płyty pancernej - zachował się z niej duży fragment, resztę, niestety, wycięli złomiarze. Kilka kilometrów dalej stoi barka wyładowana wielkimi zbiornikami (może ma jakąś awarię?). Na 355. km mijam przeprawę promową Ciechanów - Radoszyce. Podobnie jak w Chobieni z powodu wysokiej wody prom nie kursuje. Ale po rzece pływa łódka, ubrany na pomarańczowo wioślarz przewozi pasażerów z jednego brzegu na drugi. Teraz robi się trochę dziko - moczary, podmokłe lasy, jeziora i starorzecza. Pojawiają się kolejne bunkry, dla ochrony schowano je między dwa ziemne wały. Na 378. km mijam z prawej ujście Baryczy, nieco wcześniej po lewej pojawiają się podtopione lasy. Dopiero wieczorem dowiem się, że to łęgi golkowicko-borkowskie, największa atrakcja przyrodnicza na trasie spływu.
- Łęgi to lasy, które przystosowały się do zalewania - mówił mi znawca tych terenów, były leśnik i działacz stowarzyszenia Nadodrzański Zakątek Aleksander Sokołowski. - Odra zazwyczaj wylewa się tutaj z koryta dwa razy do roku, w marcu i czerwcu, zalewając drzewa na dwa-trzy metry. Rosną tu topole czarne, olsy jesionowe, dęby, wiązy, klony i lipy oraz mnóstwo grusz i jabłoni, których nasiona przyniosły ptaki. Taki las raz wycięty nigdy już się nie odtworzy. Gdyby na jego miejsce posadzono nowy, rósłby kilka lat, do czasu aż przyszłaby kra, która ścięłaby wszystkie drzewka. A teraz stare, silne drzewa stanowią przed nią zaporę, w ich cieniu dorastają młodsze. Latem jest tu prawdziwa dżungla, nie da się przejść.
Spływ kończę w Borkowie, parę kilometrów przed Legnicą, gdzie czeka na mnie Aleksander Sokołowski. Umówiłem się z nim wcześniej, miał mnie przenocować na sianie. Ale nocleg w łóżku zaproponował mi jego znajomy z pobliskiej Wojszyny. W ciągu dwóch dni przepłynąłem 80 km.
Końcówka wyprawy to prawdziwy wyczyn logistyczny. Wstaję o świcie - muszę przecież na czas oddać kajak. Najpierw autobusem do Głogowa, dalej też autobusem do Lubina i następnym do Mazurowic, stąd pieszo 2,5 km do Małczyc. Wsiadam w samochód i wracam po kajak. Teraz 50 km w górę rzeki wyboistą drogą do Ścinawy. Melduję się w domu kultury - z jego pracownikiem jadę nad rzekę, by zostawić kajak w magazynie. Uff!
Na razie Odra to szlak dla wytrwałych (do sieci Greenways należy od 2003 r.). Trudno wymagać od przeciętnego turysty takiej determinacji, by woził się wzdłuż rzeki z kajakiem na dachu. Brakuje też wyznaczonych miejsc na biwaki czy postoje z pomostami, wiatami, koszami na śmieci, sanitariatami i czystą wodą. Przydałyby się też przy rzece widoczne z daleka tablice informujące o przyrodzie, zabytkach i ciekawostkach (by kajakarz ich nie przegapił). Kilka ustawiła już Fundacja Ekologiczna "Zielona Akcja", ale to o wiele za mało. Warto by też wskazać miejsca, gdzie można się bezpiecznie wykąpać - przecież woda w Odrze jest już dużo czystsza niż przed kilkunastu laty.
Pytania dotyczące Szlaku Odry można kierować do Rafała Plezi z Fundacji Ekologicznej "Zielona Akcja": 59-220 Legnica, ul. Wrocławska 41, tel. 0 76 862 94 30. W fundacji kupimy też turystyczno-rowerowo-kajakową mapę Doliny Środowej Odry na odcinku Wrocław - Głogów w skali 1:75 000 (zawiera też zwięzły opis miejscowości, atrakcji turystycznych, bazy noclegowej i gastronomicznej). Kajaki wypożyczymy w Ścinawskim Ośrodku Kultury, 25 zł doba, tel. 0 76 841 26 37. Hotel Ścinawianka w Ścinawie, Rynek 3, tel. 0 76 843 79 13, doba 45 zł. Za 10 zł nocleg w stodole u Aleksandra Sokołowskiego w Golkowicach, tel. 605 94 71 89
Po kliknięciu na mapę pokaże się opisywana okolica. Możesz zaplanować dojazd ze swojej miejscowości.
Utrudnienia:
Planowanie trasy i informacje o utrudnieniach w ruchu: Targeo .