Kiedy dwa lata temu w sierpniu stałem na brzegu Jeziora Genewskiego, trwała wielka ulewa, która po kilku dniach zakończyła się powodzią w całej Szwajcarii. Zachwycony tym krajem, nie dałem się tak łatwo zniechęcić. Wielkie wrażenie zrobił na mnie zamek Chillon, w którym przeczekałem deszcz i skąd uciekłem do wioski w okolicach Solothurn, gdzie mieszkaliśmy u znajomych Szwajcarów. Przejeżdżając przez deszczowe Montreux i jego okolice, widziałem zamglone pejzaże, do których zapragnąłem wrócić na dłużej. Udało się rok później. Udała się też pogoda - temperatura w delcie Rodanu sięgała po południu 36 stopni C. Pokonaliśmy ok. 1400 km z centralnej Polski nudnymi, ale wygodnymi autostradami niemieckimi i (trochę ciekawszymi) szwajcarskimi. Najlepiej przejechać je w dwóch etapach, bo podróż trwa ok. 18 godzin.
Wybraliśmy region Jeziora Genewskiego (kantony Vaud i Wallis), francuskojęzyczny, sąsiadujący z Francją i Włochami, który słynie z dobrej pogody i uroczych miejsc stworzonych zarówno do lenistwa, jak i uprawiania sportów wyczynowych. Jezioro, wybrzeże oraz rozpoczynająca się tutaj dolina Rodanu nazywane są często "ogrodami Szwajcarii", bo o ile od północy Alpy nie rozpieszczają łagodnym klimatem, o tyle na ich południowych zboczach panuje mikroklimat idealny do uprawy m.in. winorośli, brzoskwiń i moreli.
Jezioro Genewskie (Lac Leman, Genfersee lub Lac de Geneve), największe w Alpach i Europie Zachodniej (582 km kw.), jest dla Szwajcarów tym, czym Balaton dla Węgrów - małym morzem.
Zatrzymaliśmy się na 4-gwiazdkowym kempingu Rive Bleue w Le Bouveret, z basenem, plażą, szkołą żeglowania i kortami tenisowymi (namiot i osoba dorosła - 20 franków szwajcarskich, czyli ok. 100 zł za 3-osobową rodzinę dziennie; frank szwajcarski = 2,6 zł). Obok za obrotowym mostem nad kanałem park rozrywki Swiss Vapeur Park - miniaturowa trasa kolejowa długości 1,5 km. Podróżuje się po niej 12 replikami znanych lokomotyw parowych i nowoczesnych pociągów, przejeżdżając przez tunele, mosty i stacje kolejowe, obok jeziorek, budynków i zamków wzorowanych na szwajcarskich zabytkach (wstęp 13 franków, dzieci 11). Na tej samej uliczce zapraszał aquapark Les Caraibes sur Leman w stylu piracko-karaibskim, z mnóstwem wodnych atrakcji (dorośli 39 franków za 5 godzin, dzieci 31). W zasięgu wzroku przystań statków i port jachtowy. Blisko stąd (4 km) do rezerwatu przyrody Grangettes, a że zwierzęta często przekraczały jego granice, mogliśmy oglądać w malowniczej zatoczce czaple, perkozy, a przede wszystkim setki kaczych rodzin. Na drugim brzegu jeziora - Montreux i Vevey.
Zwiedzanie okolicy rozpoczęliśmy od Chateau de Chillon na przedmieściach Montreux, warownej fortecy i rezydencji książęcej w jednym, zbudowanej przez biskupów z Sion. W tej romantycznej i pięknie położonej na małej wysepce twierdzy George Gordon Byron osadził swojego "Więźnia Chillonu" - autograf pisarza jest wyryty na murze w podziemiach Bonivarda (Francois de Bonivard, przeor klasztoru św. Wiktora koło Genewy za obronę klasztoru przed Karolem III, księciem Sabaudii, został przez niego uwięziony w Chillon w 1530 r. i przykuty na cztery lata łańcuchem do filara). Zwiedza się wnętrza warowni, mury obronne i komnaty utrzymane w surowym, średniowiecznym stylu (bilet 10 franków, rodzinny 24). Miłym zaskoczeniem jest szczegółowy przewodnik po lochach i komnatach w języku polskim, dodawany gratis.
Kolejne zamki i urocze średniowieczne miasteczka tworzą na mapie tego regionu gęstą sieć. Warto zobaczyć świadectwa bogatej historii i zamożności ich mieszkańców w Morges, Rolle, Prangins, a w dalszej okolicy - w Gruyere, Aigle, La Sarraz oraz na francuskim brzegu w Yvoire (wszystkie w promieniu 100 km). Obrazują bogatą historię kantonu Vaud, w starożytności rzymskiej prowincji, od V w. pod panowaniem Burgundów, a od XIII we władaniu hrabiów Sabaudii. Do Republiki Helweckiej tereny te przystąpiły jako kanton Leman w 1798 r. Dopiero w 1803 r. powrócono do nazwy Vaud (Wodezja). Piękne bulwary przybrzeżne ciągną się od Villeneuve przez Montreux do Vevey - ten fragment wybrzeża najbardziej zasługuje na miano perły Riwiery. To niekończący się ciąg miast, przedmieść, parków, bulwarów, portów, przystani i terenów rekreacyjnych.
W okolicy zamku Chillon najlepiej przesiąść się na rower, aby wygodnymi ścieżkami lub drogami krajowymi zwiedzić ten 11-kilometrowy odcinek wybrzeża do Vevey wypełniony architektonicznymi ciekawostkami, malowniczymi panoramami jeziora i gór oraz siedmioma publicznymi plażami (na spacer jest to zbyt długi odcinek, a zwiedzanie go samochodem wymaga ciągłego zmieniania parkingów). Rowery można wypożyczyć przeważnie na dworcach kolejowych (ok. 25 franków za dzień, 20 na pół dnia, 38 z możliwością oddania roweru na innym dworcu). Przybrzeżne bulwary wypełniają eleganckie hotele i restauracje, kasyna i promenady wyglądające jak ogrody botaniczne, przystanie żeglugowe CGN (Compagnie Generale du Navigation) i porty jachtowe. Wieczorami na promenadach odbywają się koncerty i kwitnie życie towarzysko-kulturalne.
W Montreux warto zatrzymać się na Place du Marché przy pomniku Freddiego Mercury'ego (1946-91), który spędził tu ostatnie lata życia i mawiał, że jeśli szukasz pokoju ducha, przyjedź do Montreux. Stoi na nabrzeżu zwrócony twarzą do jeziora i wysokich gór na drugim brzegu (vide okładka ostatniej płyty Queen "Made in Heaven"). Plotka głosi, że nad jeziorem rozrzucono jego prochy. Pomnik stoi obok miejsca, gdzie podczas koncertu Franka Zappy spłonęło stare kasyno, a dym unoszący się nad taflą jeziora natchnął muzyków Deep Purple (w tutejszym Mountain Studios nagrywali album "Machine Head") do napisania nieśmiertelnego "Smoke on the Water", który zaczyna się od słów: "We All Came out to Montreux/On the Lake Geneva Shoreline...". Montreux znane jest również ze festiwalu jazzowego i Róż Montreux - festiwalu rozrywki telewizyjnej.
Na przedmieściach Vevey ciekawym miejscem jest La-Tour-de-Peilz, utrzymany w średniowiecznym stylu mały port rybacki i zamek otoczony murami obronnymi z basztami, w bliskim sąsiedztwie uroczego starego miasta. Znajduje się tutaj również Szwajcarskie Muzeum Gier, ale gry i zabawki pochodzą z całego świata i z różnych epok (wstęp 6 franków). W samym Vevey jest też założone przez wywodzącą się stąd firmę Nestle Muzeum Żywności (Alimentarium, bilet 10 franków), a także Muzeum Fotografii (7 franków).
Z Montreux warto wybrać się na szczyt Rochers-de-Naye (2042 m n.p.m.), gdzie w Marmottes-Paradis - Raju Świstaków - na specjalnych wybiegach i w tunelach można obserwować świstaki kamczackie, syberyjskie, himalajskie i północnoamerykańskie oraz obejrzeć poświęconą im wystawę (55 franków w obie strony, w tym 50-minutowy emocjonujący wjazd specjalnym pociągiem). Ścieżka dydaktyczna La Rembertia na szczycie pozwala podziwiać florę alpejską oraz panoramę Alp szwajcarskich, włoskich i francuskich.
Pozostałą część wybrzeża między Montreux i Lozanną zajmują tarasowe winnice regionu Lavaux (ok. 10 km). Prawo zakazuje stawiania tu nowych budynków, dzięki czemu ocalały wspaniałe krajobrazy i atmosfera przybrzeżnych miasteczek i wiosek: Corseaux, St. Saphorin, Chardonne, Rivaz, Riex, Cully, Vilette i Lutry. Jest to charakterystyczne dla całej Szwajcarii, że dwa kroki od wielkomiejskich aglomeracji wkraczamy w nostalgiczną krainę wiejskich pejzaży.
Kolejna wycieczka prowadziła francuskim brzegiem jeziora leżącym w departamencie Haute-Savoie (Górna Sabaudia). Różni się on od szwajcarskiego jedynie brakiem winnic i mniejszym zaludnieniem. Miasta Evian i Thonon to wielkie, modne kurorty z portami i przystaniami, kasynami i długimi bulwarami ze szpalerami palm. Tutaj można napić się wody z ulicznej studni lub fontanny z tabliczkami "Eau potable" - zawiera to samo, co butelki najsławniejszej na świecie wody Evian.
W zamykającej zachodni kraniec jeziora i odległej od Evian o 30 km Genewie wita podróżnych 140-metrowa fontanna Jet d'Eau wyrzucająca wysoki słup wody z prędkością 200 km/godz. To chyba najdziwniejszy symbol miasta na świecie, ale robi imponujące wrażenie. Trzecie co do wielkości miasto Szwajcarii (po Zurychu i Bernie) nazywane jest najmniejszą metropolią świata - ma 180 tys. mieszkańców i mieści siedziby ponad 200 organizacji międzynarodowych, m.in. Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Z bulwaru Promenade du Lac i angielskich ogrodów ze sławnym zegarem kwiatowym warto udać się do części zabytkowej, pospacerować po placu Bourg-de-Four i zwiedzić monumentalną katedrę św. Piotra. Jej budowa trwała 150 lat - prace rozpoczęto w 1160 r. w stylu romańskim, a zakończono w gotyckim. Dwie romańskie wieże nie zostały ukończone, otrzymała za to trzecią - gotycką, najbardziej strzelistą. Główne wejście to potężny klasycystyczny szeroki portyk. W okresie reformacji w katedrze wygłaszał kazania Jan Kalwin (1509-64) - główną atrakcją katedry obok pięknych drewnianych stalli jest jego fotel. Kaznodzieja został pochowany na genewskim cmentarzu pod prostą płytą nagrobną oznaczoną tylko inicjałami "J.C.". Zgodnie z życzeniem i surowymi upodobaniami Kalwina grobu nigdy nie zdobią kwiaty.
***
Zrobiliśmy też wypad w głąb doliny Rodanu. Ledwie niknie nam z oczu tafla jeziora, a już dolinę otwiera bajkowa bryła zamku Aigle, tarasowe winnice i ośnieżone szczyty Alp. W XII-wiecznym zamku, przez stulecia siedzibie władz regionu Chablis, mieści się w 17 komnatach Muzeum Wina, Winiarstwa i Etykiet (bilet 9 franków). Ten region, znany też pod nazwą Portes du Soleil, jest szczególnie gościnny dla miłośników dobrego wina, niekończących się nartostrad i wypraw rowerowych. To również raj dla paralotniarzy, wędkarzy, żeglarzy i nurków, koneserów sztuki i fotografików.
Dalej droga wiedzie płaską jak stół niziną wśród potężnych gór do Sion, stolicy kantonu Wallis. W centrum miasta górują widowiskowe bliźniacze wzgórza z dwiema średniowiecznymi twierdzami - Tourbillon i Valere. Z Tourbillon po pożarze w 1788 r. zostały tylko ruiny i imponujące mury obronne. Za to zamek Valere otacza murami obronnymi potężnie ufortyfikowaną Bazylikę Notre Dame de Valere, z bezcennymi organami z 1420 r. Znajduje się tu również Kantonalne Muzeum Historyczne (bilet do bazyliki 3 franki, wspólny z muzeum - 7). Sion szczyci się mianem najstarszego miasta w Szwajcarii, bo powstało jeszcze w czasach rzymskich, a już w VI w. było siedzibą biskupów. Podczas spaceru warto odwiedzić katedrę Notre Dame du Glarier i zabytkowy ratusz, a także trzeci średniowieczny zamek Sionu - rezydencję biskupów u podnóża dwóch skał.
Można się stąd udać do doliny Val d'Herens, gdzie w okolicach Euseigne natura utworzyła szpiczaste piramidy ze skał w zadziwiających formach, np. dużych głazów na iglicach z osadów morenowych. A nieopodal, w Val d'Heremence, znajduje się największa w Europie zapora wodna Grande Dixence na jeziorze Dix. Podczas naszego pobytu droga do niej była zamknięta dla ruchu. Trudno dziwić się takim zaostrzeniom, skoro do każdej alpejskiej ciekawostki dojeżdża się krętą serpentyną przyprawiającą o dreszcze.
Następną wycieczkę postanowiliśmy odbyć do odległego ok. 60 km Gruyere. Zdobywając kolejne zakręty, mijaliśmy, zatrzymując się na krótki spacer, znane zimowe kurorty: Leysin, Chateaux d'Oex, Diablerettes i Gstaad.
Gruyere, typowo letnia miejscowość, bardzo przypomina Kazimierz nad Wisłą z powodu malowniczego rynku zamkniętego czworobokiem średniowiecznych kamieniczek, zamku hrabiów Gruyeres, kościoła i murów obronnych. Okolica obfituje w jeziora i ciekawe szlaki do pieszych wędrówek. Niecodzienną atrakcją jest La Maison du Gruyere, pokazowa serowarnia, do której dwa razy dziennie farmerzy dostarczają mleko. Można tu obejrzeć pokaz produkcji codziennej porcji ok. 50 sztuk 35-kilogramowych kręgów sera gruyer (9-11 i 13-15, wstęp 5 franków). Z przyjemnością zanurzyliśmy się w sielskiej atmosferze Gruyere, od którego nazwę uzyskał najlepszy moim zdaniem szwajcarski ser: miękki, słonawy i pikantny. Podobna serowarnia znajduje się nieco dalej na północ w krainie Emmental, ojczyźnie emmentalera, w dolinie rzeki Emme.
Krętymi serpentynami pojechaliśmy z Le Bouveret do Miex (kilka kilometrów), a stamtąd ostrym podejściem doszliśmy po godzinie do uroczej alpejskiej doliny i niewiarygodnie szmaragdowego jeziora Tanay wśród skał i pastwisk (1440 m n.p.m.) u podnóża Le Grammont (2176 m). Można tu rozbić namiot, a nawet wynająć pokój w Chez Nicole u Nicole Niquille (jedynka 47 franków, czwórka 100, łóżko w schronisku 17). Na szlakach łatwiej spotkać świstaka niż człowieka. Ale wybraliśmy na wycieczkę jedno z tysiąca mniej rozreklamowanych jezior - w modnych miejscach w Szwajcarii też można zniknąć w tłumie.
Z górskiej wycieczki wróciliśmy po raz ostatni nad brzeg Jeziora Genewskiego, żeby przed zachodem słońca wykąpać się w jego ciepłych wodach (24-25 stopni). Z żalem rezygnowaliśmy z kolejnych wypraw, np. na przełęcz św. Bernarda (w czasie naszego pobytu odwiedził ją papież Benedykt XVI odpoczywający we włoskiej dolinie Aosty). Kusiło nas Chamonix i Mont Blanc za przełęczą Forclaz, malownicze Saas Fe i Zermatt, skąd można podziwiać najwyższe szczyty Alp szwajcarskich, m.in. Matterhorn. Obiecywaliśmy sobie, że wymoczymy zmęczone mięśnie w gorących źródłach Leukerbad, Brigerbad, Ovronnaz lub Bains de Saillon. Czasu nie wystarczyło również na lodowiec Aletschgletcher osiągalny z Brig lub Fiesch. Więc jeśli ktoś zapyta, gdzie się wybieram za rok, odpowiem: "Tradycyjnie do Szwajcarii". Już się przyglądam kantonowi Ticino we włoskiej strefie językowej...
W Wallis spróbujmy win, z których najsłynniejsze to Fendant i Dcle (litr 3-6 franków, starsze roczniki powyżej 10). Trudno nie skosztować sera raclette, czyli topionego i grillowanego, podawanego z korniszonami, cebulkami i ziemniakami w mundurkach oraz fondue - mieszanki serów ementaler i gruyer, podgrzewanej z białym winem i domieszką wódki wiśniowej lub gruszkowej. Taką mieszankę nabiera się na kawałki bułki zatknięte na długim widelcu. Można kupić gotowe mieszanki (ok. 12 franków) obliczone na dwa posiłki dla czterech osób - wystarczy tylko podgrzewać i mieszać, trzymając w pogotowiu kawałki bagietki.
http://www.lake-geneva-region.ch