Od średniowiecza kulminacja karnawału przypadała w Wenecji między tłustym czwartkiem a wtorkiem przed Popielcem. Podobnie jest i dziś, choć trochę się ten kalendarz wydłuża. Pojedynczy przebierańcy wylegają na ulice już od drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia. Przybywa ich w noc sylwestrową i Nowy Rok, a jeszcze więcej pojawia się od Trzech Króli. W szczycie karnawału tłok jest nieopisany. Zdarzają się dni, kiedy policja musi sterować ruchem pieszych i wyznaczać jednokierunkowe ulice...
Główną sceną, na której odbywa się rewia kostiumów, jest plac Świętego Marka, przyrównywany zresztą do wytwornej sali balowej albo najpiękniejszego salonu Europy. Kulisami są klejnoty architektury, w tym fantazyjnie eklektyczna bazylika św. Marka, w której idealnie łączą się elementy greckie, bizantyjskie, toskańskie i weneckie oraz gotycki pałac dożów, uznawany za najbardziej kwiecisty budynek publiczny wszech czasów (w środku dzieła najwybitniejszych wenecjan, m.in. Carpacia, Belliniego, Tycjana, Veronese'a, Bassano, Tiepola).
Małą sceną jest piazetta (placyk) św. Marka przylegająca do głównego placu i otwierająca go na port. Stąd po drugiej stronie kanału św. Marka, na wyspie San Giorgio, widać białą fasadę kościoła San Giorgio Maggiore, doskonałe dzieło architekta Andrea Palladio z końca XVI w. Trudno wyobrazić sobie piękniejsze dekoracje. Placyk św. Marka wieńczą przy nabrzeżu kanału dwie kolumny przywiezione z Konstantynopola w XII w. Na szczycie jednej z nich stoi posąg św. Teodora (był patronem Wenecji, zanim sprowadzono tu relikwie ewangelisty Marka), a na drugiej godło miasta - skrzydlaty lew (jak ktoś zauważył, symbolizuje on wielką odwagę oraz fantazję mieszkańców).
W szczycie karnawału postacie w maskach spotkamy wszędzie (zwyczaj każe, by skinąć im głową). Wychodzą z cienia w słabo oświetlonych, zamglonych zaułkach, odgrywają swoje pozy przy mostkach, przysiadają się niespodziewanie przy barze lub w kawiarni. Dlatego warto wybrać się o zmierzchu lub wieczorem na spacer poza ścisłe centrum. Co prawda, wiąże się z tym niebezpieczeństwo zgubienia się w labiryncie uliczek, pasaży i kanałów, jest to jednak normalne, prawie nieuniknione (opowieści o tym powtarzają się w niezliczonych relacjach, również literackich; Herbert pisał nawet: "Tylko takie miasta są coś warte, w których można się zgubić"). Szczególnie łatwo pobłądzić, gdy miasto jest zalane wodą albo zasnute mgłą, co w karnawale zdarza się nierzadko. Dlatego trzeba mieć dobry plan miasta i bez skrępowania pytać o drogę - wenecjanie są do tego przyzwyczajeni, wyrozumiali i uprzejmi.
Na czas karnawału zawieszane są obowiązujące normy i zakazy. By móc bezkarnie i anonimowo przekraczać różne bariery, sięgano po maski i przebrania (być może tym chętniej, że wenecjanie są podobno urodzonymi aktorami - tak twierdził znany dziennikarz włoski Guido Piovene). Kostiumy od dawna służyły przy tym nie tylko zabawie, ale i swoistej zbiorowej terapii przez grę. I tak na przykład patrycjusze z upodobaniem parodiowali wieśniaków i plebs. Przedstawiciele niższych klas, głównie rzemieślnicy, naśladowali swoich ciemiężycieli: chciwych lichwiarzy, wyniosłych właścicieli ziemskich albo zarozumiałych nauczycieli. Jeszcze inni pałali po prostu chęcią wcielenia się w przedstawicieli innych stanów, zawodów, płci. Przebieraniem i przedrzeźnianiem rozładowywano napięcia, dawano upust frustracji, niechęci, strachowi. Ale też skrywanym na co dzień pragnieniom.
Te reguły (z grubsza) utrzymały się. Również zasada nietykalności i anonimowości przebierańców. W dawnej Wenecji byli oni chronieni specjalnym prawem. Nie tylko z powodu usankcjonowania zwyczaju. Zapewne również dlatego, że za maskami i kostiumami mogły się kryć ważne osobistości.
Weneckie maski i kostiumy mają, jak się sądzi, swoje praźródło w starożytnym teatrze. Ukształtowały się między XVI a XVIII stuleciem. Co je wyróżnia, to artystyczny kunszt form z historycznymi i literackimi odniesieniami. Do dziś ożywiane są chętnie wyraziste postaci z XVI-wiecznej commedia dell'arte , jak Pulcinella, Colombina, Arlecchino czy Capitano z przypisanymi im strojami. Klasycznym kostiumem jest dottore della peste (doktor zaraza) - przypomina ubrania średniowiecznych lekarzy podczas epidemii dżumy, do tego charakterystyczna maska z ogromnym nosem (tkwiła w nim niegdyś gaza lub wata - filtr chroniący przed infekcją dróg oddechowych). Od XVIII w. popularnym przebraniem jest bautta : czarna peleryna z kapturem, często trójgraniasty kapelusz oraz biała lub czarna maska ze szpiczastą brodą. Obecnie obok tradycyjnych kostiumów pojawiają się ich pastisze i oryginalne nowoczesne dzieła krawiectwa, fryzjerstwa i makijażu.
Wraz z ożywionym na nowo karnawałem odżyła w Wenecji niemal wymarła profesja twórców masek (mascareri ). Niestety, wypiera ich konkurencja masowej produkcji z Dalekiego Wschodu. Przetrwali nieliczni miejscowi artyści. Pracownię jednego z nich La Bottega dei Mascareri, wartą choćby obejrzenia, znajdziemy u stóp słynnego mostu Rialto w dzielnicy San Polo.
Koniec zabawy ogłaszają niezmiennie o północy z wtorku na środę popielcową dzwony XI-wiecznej dzwonnicy św. Marka - maski znikają, zaczyna się post. W tym roku ich bicie poprzedzi 20 lutego - godzinę przed północą - pokaz sztucznych ogni i koncert na Riva degli Schiavoni nad kanałem św. Marka.
Tradycje karnawału w Wenecji sięgają co najmniej XI w. - najstarsza wzmianka na jego temat pochodzi z 1094 r. Obyczaj rozkwita w epoce renesansu i praktykowany jest do 1797 r., tj. do utraty suwerenności, gdy miasto zdobył Napoleon i przehandlował je wkrótce potem Austrii. Przez jakiś czas karnawałowe maskarady urządzali wenecjanie we własnych domach i pałacach, aż stopniowo tradycja popadła w zapomnienie. Ożywiono ją w latach 80. zeszłego stulecia z myślą o przyciągnięciu turystów w sezonie zimowym. Rezultat przerósł najśmielsze oczekiwania - w czasie karnawału miasto nad laguną zalewają dziesiątki, a może i setki tysięcy ludzi z całego świata.
Posilić się w Wenecji można bez problemu, niemal na każdym rogu. Ale żeby trafić w sympatyczne miejsce, trzeba mieć szczęście albo z góry o nim wiedzieć. W ciągu dnia małe co nieco można przekąsić w bacari . Jest to rodzaj baru, gdzie Wenecjanie przed i/lub po posiłku wpadają na ombra (szklaneczkę wina) i pogaduszki. Poza tym przez cały dzień można tam, zwykle na stojąco, przegryźć coś małego - kanapki, zimne przekąski. W porze lunchu niektóre serwują kilka prostych dań (cicchetti ). Jednym ze sprawdzonych prawdziwych bacari jest Cantina do Mori w zaułku Calle Do Mori, przy targu rybnym w pobliżu Rialto. Jej historia sięga połowy XV w., a częstym gościem bywał tu podobno Casanova. Charakter wnętrza nie zmienił się pewnie od kilkuset lat. Z sufitu zwisają suszone szynki i miedziane garnki. W takim miejscu do chłodnego wina znakomicie pasują np. marynowane sardele czy bacala montecato , pikantna pasta ze sztokfisza.
Podobnych sugestii dobrze jest mieć więcej. Ja skorzystałem ze wskazówek Wolframa Siebecka, niemieckiego guru śródziemnomorskiej kuchni, na którym się jeszcze nie zawiodłem. Na wieczorne jedzenie poszedłem jego śladem do Al Covo. Knajpa ta położona jest z dala od gwarnego centrum w uroczym zaułku. Można się tam dostać statkiem (vaporetto ), płynąc do przystanku Arsenał albo na własnych nogach, które są w tym mieście najlepszym środkiem lokomocji. Od placu Świętego Marka jest to nie więcej niż półgodzinny spacer wzdłuż kanału San Marco bulwarem Riva degli Schiavoni. Lokal prowadzony przez małżeństwo, Amerykankę i Włocha, oferuje średniodrogie, znakomite jedzenie (ryby!) i bogaty wybór nie najdroższych win. Ukoronowaniem posiłku są pyszne desery. Niestety, zalety tego miejsca nie są tajemnicą (zwłaszcza dla Amerykanów!) i trudno o stolik, lepiej wcześniej zarezerwować.
http://venetia.it - ciekawostki
http://www.veniceworld.com - mały przewodnik
http://carnivalofvenice.com - karnawał 2007
http://frommers.com/destinations/venice - praktyczne wskazówki, m.in. ranking knajp