Mieszkańcy starej ewenkijskiej wsi Ciapo Ołoga na Zabajkalu narzekają na smak mięsa niedźwiedzi upolowanych w pobliżu Bajkalsko-Amurskiej Magistrali Kolejowej. Lepsze, o zapachu jagód i limbowych orzeszków, mają niedźwiedzie z gór Udokan i Kadar, które nie żyją w pobliżu torów. - Kolej do niczego nie jest nam potrzebna - mówią Ewenkowie, myśliwi i pasterze reniferów.
Budowa kolei zabajkalskiej na pewno przyniosła nie tylko korzyści, ale gdyby nie jej nasyp, tamtejsze łańcuchy i pasma górskie byłyby zupełnie niedostępne. Dziś wystarczy wsiąść do pociągu w Moskwie - może nie byle jakiego, bo najlepiej do Tyndy, i nie tylko z zielonym kamieniem w ręku, ale z biletem za ok. 300 zł, by po pięciu dniach podróży i przejechaniu tysięcy kilometrów znaleźć się na małej stacyjce pośród gór. Zabajkalskie łańcuchy ciągną się przez setki kilometrów od jeziora Bajkał aż po wybrzeże Morza Ochockiego i Amur. Jedynym europejskim akcentem, jaki tam spotkamy nawet podczas dłuższego pobytu, będą... nasze własne odbicia w czystych wodach górskich jezior i strumieni.
Spiridon Nikołajewicz, jeden ze starszych mieszkańców Ciapo, nie pamięta, ile niedźwiedzi upolował. Mówi: - Ja z miszką znam się bardzo dobrze, w tajdze spotykamy się co roku.
Za sprzedane skóry i niedźwiedzią żółć (uważaną za cenne lekarstwo) mógłby kupić sobie niejeden samochód. Bo o spotkanie z niedźwiedziem łatwo w malowniczych górskich dolinach otaczających zewsząd Ciapo Ołoga. Czy to polując, czy przeganiając renifery, myśliwi wydeptali tam rozległą sieć ścieżek. Stanowią one niezawodne szlaki, po których całymi dniami można wędrować bez mapy. - Wszystkie drogi prowadzą do Ciapo Ołoga - żartuje stary myśliwy. Jednak - jak się przekonałem - niektóre z nich wiodą też na górskie pastwiska, gdzie reniferowych stad pilnują krewni i przyjaciele Spiridona.
- Tutaj w górach nie mówi się o niedźwiedziu. Może usłyszeć, przyjść i zabrać renifera - poucza mnie jeden z pasterzy, zaspokajając moją ciekawość. Okazuje się, że echa starych ewenkijskich wierzeń są obecne do dziś w życiu górali z Udokan. Przed wyjściem na polowanie mówią o niedźwiedziu "stary" albo "dziadek", tak by groźny drapieżnik nie domyślił się, na kogo zamierzają polować. Nic dziwnego, że Ewenkowie w swoim języku mają kilkadziesiąt zwrotów określających niedźwiedzia. - On wszystko słyszy, a jak usłyszy, to może przyjść - mówią.
Choć renifery mają czasem imponujący oręż na głowie, są bezbronne wobec niedźwiedzi, ba, nawet komarów, ich prawdziwego utrapienia. Na szczęście przed niedźwiedziami bronią ich ludzie, a przed komarami dym dużych ognisk specjalnie przygaszonych kępami mchu - takie dymiące ognisko Ewenkowie nazywają samgin . Renifer ukąszony przez owada nie bryka jak koń, lecz spokojnie się otrząsa, tolerując intruza. Doświadczone matki spokojnie stoją podczas dojenia, nie płoszą się z byle powodu. Reny są anielsko cierpliwe. Nic dziwnego, że Święty Mikołaj wybrał je sobie na współpracowników!
Wiktor niemal cały rok spędza w górach. Wiosnę i lato w najwyższych partiach, w tundrze, gdzie pasie reny, zaś jesień i zimę w dolinach, gdzie poluje. W wysokie góry stada reniferów pędzi się z wiosną. Tam znajdują wytchnienie od niezliczonych chmar komarów i meszek groźnych zarówno dla zwierząt, jak i ludzi. W górach pasterze mieszkają w wojskowych pałatkach , ale jeszcze w latach 50. można było spotkać górali koczujących w tradycyjnych, pokrytych skórą namiotach zwanych czum .
Wnętrze takiego mieszkania wyścielone jest miękkimi gałązkami modrzewia albo karłowatej górskiej sosny nazywanej tu stłannikiem , co powoduje, że w pałatce panuje świeży żywiczny zapach. - Dawni Ewenkowie dzielili czum na część należącą do kobiety, zazwyczaj na lewo od wejścia, i przeciwległą część męską - opowiada Wiktor. Dzieci umieszczano w najgłębszej i jednocześnie najcieplejszej części czumu . Porządek ów ulegał ponoć zmianie wraz z przyjazdem gości bądź po prostu z nastaniem nocy, kiedy małżeństwo spało razem. Centrum mieszkania Ewenków stanowiło ognisko, a ogień po dziś dzień zajmuje szczególne miejsce pośród licznych i zaskakujących wierzeń tego narodu.
- Nie wolno dotykać płonących drew nożem - pouczają przy kolacji towarzysze Wiktora, a najstarszy z nich, Piotr, opowiada przejmującą historię o duchu ognia. Pewien myśliwy, próbując rozpalić ognisko, dotykał nożem płonące już polana, więc nie mógł rozpalić ogniska. Gdy wrócił do starego obozu, zastał w popiele poranionego nożem człowieka - był to obrażony duch domowego ogniska. Na szczęście myśliwemu udało się go przekupić ofiarą z najlepszego renifera i znów mógł cieszyć się ciepłem życiodajnych płomieni. Ogień był i jest ważnym powiernikiem próśb i błagań wyruszających w tajgę myśliwych. Słuchając dochodzących z płomieni trzasków i szmerów, łowcy wróżą powodzenie bądź nieszczęście. By zapewnić sobie sukces łowiecki i zjednać duchy, myśliwi na polowaniu obdarzali ogień pierwszym i najlepszym kęsem potrawy. W dawnych czasach zabierano ze sobą popiół z ogniska przy przenosinach na nowe miejsce obozowania. Do dziś dym ognisk jest czasem jedyną możliwością obrony przed owadami, ale rzadko już naprzeciw schodzącym z gór stadom reniferów wychodzi się jak dawniej z płonącym polanem.
Renifery rodzą się między kamieniami - zauważa Wiktor podczas jednej z naszych wspólnych wędrówek po Udokan. Śmieszą go moje obawy co do trudnych warunków marszu, zdawałoby się, przekraczających możliwości objuczonych solidnie zwierząt. - Kiedy idziesz w nocy, tylko one wiedzą, jak iść. Szczególnie przydatne są jesienią i zimą - kontynuuje opowieść. Jesienią bowiem zaczyna się tak wyczekiwany przez niego sezon łowiecki. Dzięki takiemu "logistycznemu zapleczu" jak renifery Ewenkowie mogą z powodzeniem pokonywać bardzo duże odległości w trudnych górskich warunkach. Zwierzęta dźwigają dobytek właściciela, upolowane zwierzęta i służą jako wierzchowce.
Według słów Wiktora dawniej myśliwy, któremu nie wiodło się na polowaniu, udawał się samotnie w tajgę, gdzie sporządzał z brzozowej kory wizerunek dzikiego renifera i strzelał do niego. Jeżeli atrapa przewróciła się, wróżyło to pomyślne łowy. Myśliwy zabierał ze sobą kawałek wizerunku i przechowywał.
A jak dowiedzieć, się czy polowanie będzie pomyślne? Otóż łowca, usłyszawszy pierwszą kukułkę, powinien ją upolować i przygotować z niej posiłek na trzy dni, obozując koniecznie pod drzewem, na którym upolował ptaka. Trzeciego dnia nawiedzi go sen-wróżba. Do dziś Ewenkowie są bardzo przesądni. Oto np. nie wolno wnosić do namiotu topora, gdyż renifery nie będą posłuszne, nie wolno zbyt głośno mówić o niedźwiedziu, aby czasem nie przyszedł, nie wolno palić kołków cingaj wieszanych reniferom na szyi i powstrzymujących je przed zbytnim oddaleniem się, gdyż grozi to śmiercią renifera, który nosił cingaj .
- To niemożliwe - komentuje Spiridon Nikołajewicz, gdy opowiadam przy obozowym ognisku, że w Polsce również żyją kukułki i ludzie wróżą z ich zachowania, a wszystkie polskie niedźwiedzie są policzone i objęte ochroną. Stary myśliwy patrzy na mnie podejrzliwie i nie daje się przekonać. - Czy kukułka doleci tak daleko? - wątpi też jego mały wnuczek, który krótkie syberyjskie lato spędza z dziadkiem w górach. Malec doskonale się czuje pośród reniferowych nóg i poroży, harcując z myśliwskimi psami i od czasu do czasu próbując dobrać się do broni dziadka.
Coraz mniej Ewenków decyduje się jednak na trudne i czasem niebezpieczne życie w górach, przedkładając je nad ciepłe mieszkanie w Ciapo Ołoga. Dlatego też trzeba tam jechać. Warto!
zwani też Tunguzami, to naród myśliwych i pasterzy reniferów. Jest ich ok. 30 tys. Żyją na rozległych obszarach północno-wschodniej Azji i południowej Syberii - od Jeniseju po Morze Ochockie, od Morza Łaptiewów po Bajkał. Skutkiem dużych odległości dzielących poszczególne grupy jest ich ogromne zróżnicowanie. Niektórzy zajmują się rybołówstwem, inni myślistwem, często hodowlą reniferów, rzadziej koni. Mówią też różnymi dialektami ewenkijskiego. Ewenkowie z Zabajkala nazywają siebie oroczon , czyli hodowcy reniferów.