Portugalia. Z zamku do zamku

Choć w twierdzach Maurów są wytworne pousadas, atmosfera miasteczek Alentejo nie zmieniła się od średniowiecza

Nasza droga do Alentejo zaczęła się w Lizbonie. Most Vasco da Gama przerzucony nad potężnym ujściem Tagu ma ponad 17 km - mimo że był rzęsiście oświetlony, nie widzieliśmy jego końca. Powietrze ciepłe, wilgotne i pachnące, to znak, że jesteśmy w pobliżu oceanu. Potem były palmy, opuncje, sosny o kulistych koronach i nocleg w miasteczku Alcácer do Sal w kamiennych murach średniowiecznej fortecy zbudowanej przez Maurów. Osiem lat temu zamek został starannie wyremontowany i zamieniony na luksusowy hotel, podobnie jak dziesiątki innych zamków, pałaców i dawnych klasztorów Portugalii. Słynne pousadas zaczęły powstawać w 1942 r. w ramach rządowego programu ożywienia gospodarki przez turystykę - dziś jest już ponad 40 ekskluzywnych hoteli. Jedynym poważnym ustępstwem na rzecz nowoczesności są w nich łazienki. Goście jedzą w dawnych refektarzach pod sklepieniami pokrytymi freskami, a łoża z baldachimami nie są tu rzadkością (dwójka od 165 euro, pousadas ).

Alentejo pochodzi od słów além Tejo , co oznacza "za Tagiem". Ten największy region Portugalii (jedna trzecia kraju) rozciąga się na południe od Lizbony, i od atlantyckiego wybrzeża aż do górskiej granicy z Hiszpanią. Na południu graniczy z Algarve, oddzielonym od niego pasmem Serra de Calderao. Rolnicze i najsłabiej zaludnione Alentejo (zaledwie 6 proc. ludności kraju) do rozszerzenia Unii Europejskiej w 2004 r. było najbiedniejszym regionem wspólnoty. Na wypalonej słońcem ziemi, gdzie latem 40 stopni w cieniu nikogo nie dziwi, rosną eukaliptusy, ciągną się nieskończenie długie rzędy drzew oliwnych, rozległe winnice i potężne plantacje dębów korkowych. Po pożółkłych pastwiskach wędrują stada krów, owce i cenione tu bardzo czarne świnie. Im dalej na wschód, tym bardziej Alentejo równinne staje się pofałdowane, a przy granicy z Hiszpanią - górzyste.

Alentejo to także kraina pełna prehistorycznych cmentarzysk, megalitycznych głazów, rzymskich ruin i kamiennych zamków na wzgórzach, budowanych przez Maurów lub przeciw nim. Dodatkową zaletą tego regionu jest niewielka liczba turystów - większość wybiera pobyt na plażach lub w Lizbonie.

Jak bardzo biedny do niedawna był to region, zorientowaliśmy się w rybackim porcie w delcie rzeki Sado w pobliżu Carrasgueira. Robi wrażenie, jakby miał się rozpaść przy pierwszej większej fali. Dziesiątki wąziutkich, drewnianych pomostów na wysokich, wbitych w dno palach unoszą drewniane domki na sieci i wiosła. Do pali przycumowane są kolorowe łódeczki. Łowi się nimi głównie sardynki i ośmiornice, a metody połowów nie zmieniły się od setek lat. Przy sieciach wiszą gliniane bańki-pułapki - gdy ośmiornica wejdzie do środka, nie potrafi się już wydostać. W okolicy zachowały się też chaty z trzciny - przerobione na miejsca noclegowe, cieszą się powodzeniem wśród miłośników agroturystyki.

***

Stolicą południowego Alentejo jest Beja założona przez Rzymian w 48 r. p.n.e., jedno z najbardziej upalnych portugalskich miast. Śladem po tamtych czasach jest starożytna brama, dziś przylegająca do murów obronnych średniowiecznego zamku. XIII-wieczna twierdza z olbrzymich kamiennych bloków została wzniesiona na rzymskich fundamentach. Powoli wspinaliśmy się na jej potężną 40-metrową wieżę, pokonując 190 stopni. Z góry, pomiędzy blankami widać rozległą rolniczą równinę i leżące u stóp zamku miasto. Ceglane dachówki niskich, białych domów, sąsiadującą z zamkiem renesansową katedrę i klasztor Klarysek w gotycko-manuelińskim stylu (wstęp 2 euro). Jego krużganki wyłożono XVI-wiecznymi azulejos - wspaniałe, kobaltowo-żółte i kobaltowo-białe kafle urodą ustępują podobno jedynie płytkom z pałacu królewskiego w Sintrze. Niezapomniane wrażenie robi też przepych przylegającego do klasztoru barokowego kościoła. Jego wnętrze, lśniące od brazylijskiego złota, którym pokryto misterne drewniane rzeźby, dobitnie świadczy o kolonialnej przeszłości Portugalii.

***

Trzydzieści kilometrów na wschód od Bei leży Serpa zwana białym miastem. W XIII w. Maurowie otoczyli ją wysokimi obronnymi murami. Zachowały się doskonale, podobnie jak biegnący wzdłuż nich ogromny kamienny akwedukt. Wewnątrz murów wąskie uliczki prowadzą nas w górę do ruin XIII-wiecznego zamku. Wokół rozciąga się najstarsza część miasta (nie ma wjazdu dla samochodów, bo ulice są zbyt wąskie). Okna parterowych domków zasłaniają batystowe zazdrostki z haftem richelieu, przed drzwiami stoją kwiaty w doniczkach. Suszy się pranie, syjamski kot idzie po bruku. Cisza. Jesteśmy jedynymi turystami. Ceramiczne tabliczki z ręcznie malowanymi napisami informują o nazwach ulic i numerach domów. Na jednej z nich czytamy, że w minionym roku ulica, na której jesteśmy, zdobyła pierwszą nagrodę w konkursie na najbardziej białą uliczkę w mieście. Rzeczywiście, jest na niej olśniewająco biało, domy wyglądają, jakby pomalowano je przed chwilą. Na kolejnej ulicy znajdujemy analogiczną tabliczkę z informacją, że ta była laureatką dwa lata wcześniej. Rywalizacja musi być spora, bo domy lśnią nieskazitelną bielą.

Przystawką do obiadu w Serpie były owcze i kozie sery. Wytwarzane tradycyjnymi metodami, formowane w niewielkie krążki, dość ostre w smaku, są cenionym produktem regionalnym, podobnie jak oliwa, wino i miód. Kuchnia portugalska jest znakomita. Popularne są dania rybne - ulubionego solonego i suszonego dorsza, słynne bacalhau , przyrządza się tu na 365 sposobów! Typowe są też rozmaite owoce morza, bogaty wybór warzyw i owoców, słynna wieprzowina ze świń pasących się swobodnie wśród dębów korkowych. Do tego pyszne pieczywo, wino, oliwki, a na deser doskonałe słodycze, często na bazie miodu, z dużą ilością migdałów i orzechów oraz brazylijska kawa (przystawki - od 1,5 euro, zupy - od 4, dania główne - od 10).

***

Do Monsaraz w pobliżu granicy z Hiszpanią dotarliśmy widokową drogą wznoszącą się coraz wyżej i wyżej - miejscowość leży na najwyższym w okolicy wzgórzu i w całości mieści się w obrębie murów obronnych. Samochód zostawiliśmy pod bramą, bo pozwolenie na wjazd mają tylko niektórzy mieszkańcy. Gdy przechodziliśmy przez bramę, zadźwięczał dzwon na wieży - potem było cicho jak makiem zasiał. Średniowieczna atmosfera, jakby współczesność tu nie dotarła (elektryczność wydawała się jedynym jej przejawem). Starzy mężczyźni przyglądali się nam, siedząc bez ruchu w cieniu parterowych domków. Idąc pod górę w stronę zamku stromą, wąską uliczką wykładaną łupkiem, mijaliśmy małe sklepiki z koronkami, kolorową ceramiką, ręcznie tkanymi wełnianymi kapami i kocami. Zamek wzniósł tu w XIV w. król Dionizy, jeden z najwybitniejszych władców średniowiecznej Portugalii, by chronić granicę z Hiszpanią. Obecnie jego dziedziniec służy kilka razy w roku jako arena do walk byków. Z murów rozciąga się zachwycająca, wyjątkowo rozległa panorama - łagodne wzgórza porośnięte dębami korkowymi i drzewami oliwnymi. Widać też wszystkie budowle Monsaraz. Najbardziej okazały jest kościół parafialny przy Rua Direita i stojący przed nim wysoki gotycki pręgierz.

***

Jedziemy 40 km na zachód, do Évory , najsłynniejszego miasta północnego Alentejo, mającego 2 tys. lat. Dziś liczy 50 tys. mieszkańców, w tym 11 tys. w obrębie średniowiecznych murów. W 1986 r. historyczne centrum Evory wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Od tego czasu na restaurację zabytków i rozwój turystyki wydano tu 7 mln euro! Ochroną objęto dawną osadę rzymską i wczesnośredniowieczne miasto. W najwyższym punkcie znajduje się świątynia Diany z II w. n.e., najlepiej zachowany rzymski zabytek w Portugalii. Przetrwało 14 potężnych granitowych korynckich kolumn o kapitelach rzeźbionych w tutejszym marmurze. W bezpośrednim sąsiedztwie świątyni znajduje się XV-wieczny kościół św. Jana Ewangelisty i przylegający do niego klasztor, w którym od kilku lat mieści się pousada . Évora jest miastem uniwersyteckim od XVI w. - jezuicka uczelnia powstała w 1559 r. Dziedziniec zabytkowego gmachu otaczają renesansowe krużganki, a wnętrza zdobią azulejos przedstawiające wykładane tu dyscypliny naukowe. Nie można też ominąć katedry, którą zaczęto wznosić w 1186 r. na miejscu dawnego meczetu, 20 lat po wypędzeniu z miasta Maurów. Budowę rozpoczęto w stylu romańskim i mimo że dokończono w gotyckim, katedra pozostała surowa, o fasadzie prawie pozbawionej dekoracji. Zabytkiem Évory budzącym dreszcz grozy jest Kaplica Kości przy kościele Franciszkanów (wstęp 3 euro) - jej wnętrze z przełomu XV i XVI w. wyłożone zostało kośćmi 5 tys. mnichów. Równo ułożone piszczele, kości udowe i czaszki tworzą makabryczne ornamenty. Napis nad wejściem: "Kości nasze czekają na wasze". Tak dobitne memento mori nie przeszkadza miastu żyć pełną parą. W pięknie odrestaurowanych kamieniczkach kawiarnie i knajpki są czynne do późnych godzin. Wśród produktów lokalnego rękodzieła znaleźliśmy wyroby z korka - nie tylko znane u nas podkładki czy niewielkie pudełka, ale też portfele, torby, teczki, a nawet mokasyny i parasole! Połowa światowej produkcji korka zobowiązuje...

***

Potem pojechaliśmy na północ, do słynnych, leżących tuż przy granicy z Hiszpanią Castelo de Vide i Marvao. Obie osady leżą u stóp potężnych zamków obronnych wzniesionych w XIII w. przez króla Dionizego. W Castelo de Vide zachowały się zabudowania średniowiecznej dzielnicy żydowskiej, która powstała po wypędzeniu Żydów z Hiszpanii w 1492 r. To labirynt wąskich i krętych brukowanych uliczek, stromo biegnących w górę lub opadających w dół. Przy białych, piętrowych domkach stoją rzędy doniczek z kwiatami, kwiaty zwisają z okien i balkonów. Co roku organizowany jest konkurs na najbardziej ukwieconą ulicę, o czym (podobnie jak w Monsaraz) informują ceramiczne tabliczki.

Marvao leży na szczycie jednego ze wzgórz pasma Serra de Sao Mamede na wysokości 865 m (3 km od granicy z Hiszpanią). Jedzie się tu serpentynami niczym do Morskiego Oka. Jednak nie było nam dane dokładnie obejrzeć najwyżej położoną osadę w Portugalii. Warowne mury, zamek, XIII-wieczny kościół i strzyżony bukszpanowy ogród spowijała gęsta mgła. Wyłaniały się z niej kamienne portale, kute balkony, manuelińskie okna. Chroniąc się przed coraz gęstszą mżawką, wstąpiliśmy do baru. I tu niespodzianka - przy długich drewnianych stołach siedzieli turyści. Ubrani w goreteksowe kurtki i buty na wibramach przypomnieli nam, że choć mgła nie pozwala ich obejrzeć, jesteśmy otoczeni górami. Wkrótce ostatni zamek został za nami. Potem już tylko powrót do Lizbony - 220 kilometrów.

W sieci

Visit Portugal

Alentejo gastronomia

Evora

Więcej o: