Dopłynęliśmy do niej po miesiącu, przeprowadzając jacht z Nowej Zelandii na Karaiby. Jest tam tylko jedno miasto - Hanga Roa, a port tak niewielki, że nasz jacht (katamaran 16 na 10 m) się nie zmieścił i musiał stać na kotwicy. Jej mieszkańcy Rapa Nui (zaledwie kilka tysięcy) prawie wszyscy się znają. Są niezwykle urodziwi: mają oliwkową skórę, długie, ciemne, kręcone włosy. Gościnni, serdeczni, muzykalni i bardzo dumni ze swojej historii. Nieznane jest ich pochodzenie - już przed wiekami stworzyli kulturę, która do dziś pozostaje jedną z najbardziej fascynujących zagadek. Najbardziej znanym, a jednocześnie tajemniczym zabytkiem są Moai - ponad 600 kamiennych rzeźb przedstawiających popiersia mężczyzn (największe dochodzą do 21 m). Na wyspie żyją stada dzikich koni, jest ich więcej niż ludzi. Godzinami mogłam patrzeć, jak przybiegają do wodopoju w kraterze wulkanu.
w 2001 r. w trakcie rejsu 10-metrowym jachtem z Australii na Hawaje wpłynęliśmy w stado humbaków. Wieloryby płynęły w przeciwną stronę, były ich setki. Śpiewały, nurkowały. W pewnym momencie jedna samica zmieniła kierunek i zaczęła płynąć wzdłuż jachtu, była od niego większa. Z bliska widziałam jej wielkie oko. Byliśmy przerażeni, bo zdarza się, że wieloryby wywracają jachty. Ściemniało się, na niebie był już księżyc. Samica płynęła z nami przez godzinę, potem zawróciła.
plaże na Wybrzeżu. Są fantastyczne: duże, puste i dzikie. Tęsknię za nimi, gdy jestem daleko w świecie, na kamienistych, wąskich, szarych plażach albo na takich, gdzie podaje się drinki, a piasek jest codziennie wyrównywany za pomocą specjalnych urządzeń.
jak najmniejszą ilością rzeczy - mały bagaż wiele ułatwia. Staram się mieć zawsze szczoteczkę do zębów (pastę niekoniecznie), okulary przeciwsłoneczne, niezbędnik żeglarski, czyli nóż, kilka śrubokrętów i pilnik, poza tym koszulkę na zmianę i książkę.
dom mojej starszej siostry, niezależnie od tego, gdzie aktualnie się znajduje. Był już w Poznaniu, Strasburgu, Rotterdamie, Paryżu, teraz jest w Santiago de Chile. Zawsze czeka tam na mnie łóżko, wanna, dobre jedzenie, nawet zastrzyk nowych ciuchów. No i niepotrzebna jest rezerwacja.
gdy po przeszło dwóch latach różnych rejsów wróciłam do domu i mama ugotowała dla mnie zupę ogórkową. Drugi raz - jedząc pizzę w Honolulu, było to po 56 dniach pobytu na morzu. Płynąc z amerykańskiej Samoa na Hawaje, żywiłam się głównie fasolą z puszki i zupami w proszku. Czasem tak wiało, że nie mogłam nawet zalać zupy wrzątkiem i zjadałam ją na sucho.
nie ma takiego miejsca, ale jest kilka miejsc, w które mnie nie ciągnie, np. do Auckland, największego miasta Nowej Zelandii. Ciężko tam pracowałam, a ludzie byli mało przyjaźni, niesumienni, gburowaci. Nowozelandczycy z innych regionów mówili mi: "Nie przejmuj się, czego się spodziewałaś, przecież to" aucklandczycy "". Ich zdaniem to miało wszystko wyjaśniać. Nie przepadam też za Hawajami. Są tam piękne miejsca, urokliwe, ale odpychają mnie tysiące wycieczkowiczów, wszyscy z aparatami, wszyscy hałasują. Dla turystów jest na Hawajach strefa bezcłowa, więc nie przestają robić zakupów. A w dodatku te kilometry zatłoczonych plaż z hotelami wieżowcami...
samotny rejs dookoła świata. Przygotowywałam się do tego blisko dziesięć lat. Pierwsze pieniądze zarobiłam na morzu, mając 18 lat, kiedy pływałam jako członek załogi na komercyjnym jachcie po kanale La Manche. Później pracowałam przy budowie jachtów, uczyłam się wykonywać i naprawiać stałe i ruchome olinowanie, mam za sobą wiele rejsów i regat. Wiem, że pływając samotnie, mogę się naprawdę nauczyć czegoś nowego. Czuję się już gotowa do tej próby, bardzo chciałabym sprawdzić swoje siły, umiejętności i trafność decyzji. Życie na morzu to mój żywioł, sposób na życie i metoda na poznanie siebie, świata i ludzi. Tam nie ma zegarków, nie ma poniedziałków, nie trzeba martwić się o rachunki. Problemy oczywiście są, ale zupełnie inne. Czasem bywa tak ciężko, że nawet umycie zębów jest niemożliwe. Ale też i radości są inne. Godzinami można oglądać niebo, obserwować wieloryby, pływać z delfinami. Nie zamierzam robić z siebie wielkiego żeglarza, ale chcę opłynąć świat i pokazać ludziom, że warto marzyć. Rejs będzie trwał rok. Wypłynę Contessą 6 - małym, 7,8-metrowym jachtem. Znam go dobrze i ze wszystkich jachtów, na których pływałam, ten najlepiej się nadaje do mojej trasy. Ma mocny kadłub i długi kil, co stanowić będzie o moim bezpieczeństwie, ma też nieskomplikowane omasztowanie i wygodne przy samotnej żegludze rolowane żagle. Nie potrzebuje wielkich wiatrów, by płynąć, co jest nie bez znaczenia w strefie ciszy wiatrowej. Jacht wyposażony będzie w urządzenie samosterujące, które pomoże mi utrzymać kurs i pozwoli na sen, a także w panele słoneczne, które będą zasilać urządzenia nawigacyjne i radiowe. Planuję wyruszyć z Honolulu, potem będzie Republika Vanuatu, Wyspy Kokosowe, Mauritius, Przylądek Dobrej Nadziei, Wyspa św. Heleny, Barbados, Kanał Panamski i znowu Hawaje. Jeżeli mój plan się powiedzie, będę najmłodszą Polką, która samotnie opłynie świat. Mogę powtórzyć za Conradem: "Muszę tam popłynąć. Ocean na mnie czeka. To jest coś w rodzaju mistycznego przeświadczenia".