Kopenhaga jest niezwykle estetyczna. Na ulicach prawie nie ma reklam, nie mówiąc o billboardach czy różnych tablicach, które tak zaśmiecają polskie miasta. Ludzie masowo jeżdżą na rowerach, wożą dzieci w siodełkach - jak na wsi. Uprawiają sporty, co widać rano i w weekendy, kiedy na ulicach jest mnóstwo biegaczy czy rolkarzy. W miejskich parkach można leżeć na trawie, a w Polsce, gdy mój syn położył się w parku, dostał mandat 50 zł. W tym mieście można robić mnóstwo rzeczy razem z dziećmi, nie tracąc nic z własnej satysfakcji, np. pójść na wystawę do muzeum, gdzie w specjalnej pracowni artystycznej dziecko będzie malować czy lepić w glinie pod fachową opieką. Można pójść do kina na film fabularny dla dzieci, który w dojrzały i mądry sposób opowiada o ich problemach, gdy nasze kina mają dla nich tylko komercyjne kreskówki Disneya. W Danii pielęgnuje się tradycję, np. zawsze w grudniu kilka teatrów w Kopenhadze gra sztuki związane z Bożym Narodzeniem. Latem miasto daje też poczucie wakacji - leży przecież nad morzem, ma plażę.
promem ze Świnoujścia, co samo w sobie jest wielką przyjemnością, bo płynie się cały dzień lub całą noc, a promy Polferries są czyste i przyjazne. Prom niczego od człowieka nie wymaga: mogę odpocząć, mam kontakt z pełnym morzem, w sposób namacalny czuję pokonywanie przestrzeni i czasu. A samolot, którym też podróżuję, przerzuca mnie z miejsca na miejsce jak przedmiot. To sprzeczne z naturą. Wysiadając z samolotu, zawsze jestem oszołomiona.
Szczawnicy w Pieninach, dokąd jeżdżę od kilku lat. Ta miejscowość to jeden z najpiękniejszych zakątków w polskich górach. Można stad iść w Beskid Sądecki i w Małe Pieniny, a z pobliskiego Krościenka w Pieniny i Gorce. Szczawnica oferuje także piękne spacery nad Dunajcem, po polskiej i słowackiej stronie, wzdłuż przełomu Dunajca. Można stąd wjechać wyciągiem na Palenicę, skąd roztacza się widok na Beskidy, Tatry i Pieniny. W architekturze czy na cmentarzach można odnaleźć ślady dawnej kultury łemkowskiej, w Muzycznej Owczarni w pobliskich Jaworkach posłuchać dobrego jazzu. Korzystam też z tego, co oferuje Szczawnica jako uzdrowisko. Po dwóch tygodniach wakacji wracam do domu silniejsza i zdrowsza, z porządnie przewietrzonymi płucami i naładowana wrażeniami estetycznymi.
wieś i małe miasteczka. Jest w nich specyficzny, spokojny klimat prowincji, a ludzie, którzy tam mieszkają i działają, są bardzo ciekawi świata. Są inni niż ci z dużych miast, potrafią całym sercem i niemal bezinteresownie angażować się w to, co robią. Wygląd tych miasteczek, w PRL-u szarych i zaniedbanych, także dzięki ich wysiłkowi, ostatnio bardzo się zmienił na korzyść. Dużo jeżdżę po Polsce w związku z pracą. Zaskakują mnie zawsze bogactwem historycznych pamiątek, zachowanych mimo tylu wojen, zniszczeń i 50 lat zaniedbań. Piękne ratusze, ryneczki, kościoły, klasztory, kamienice... Uwielbiam kapliczki czy krzyże przydrożne, ciągle ustrojone świeżymi kwiatami, wstążeczkami - tego w zachodniej Europie nie mają. U nas jest wielkie bogactwo żywej, a nieodkrytej nawet przez nas samych dawnej kultury, bo te lokalne społeczności jeszcze nie przekroczyły magicznej granicy nowoczesności. Na Zachodzie takie klimaty zanikły, np. w Danii nie ma już żywego folkloru, a u nas ciągle jeszcze można go spotkać. To naprawdę wielki turystyczny walor, egzotyczny dla ludzi z Zachodu.
plecakiem. Chcę mieć wolne ręce i nie lubię dźwigania walizek.
Mało bywam. Hotele są bezosobowe. Mieszkam w pensjonatach, najlepiej w miejscach, gdzie nie ma ulicznego hałasu. Polecam np. pensjonat Hamernik w Szczawnicy, w którym mieszkałam trzykrotnie. Uwielbiam też wynajmować pokój w górskich schroniskach PTTK - drewniana architektura, niepowtarzalna atmosfera, ławy na zewnątrz budynków, na których można zjeść obiad... W ostatnich latach poprawił się standard schronisk i są już w nich także bardzo dobre łazienki. Z jednej strony mam tam ciągły kontakt z piękną przyrodą, z drugiej - wygody potrzebne mieszczuchowi. Moim ulubionym schroniskiem jest Bacówka pod Bereśnikiem, dwa kroki ze Szczawnicy, można tam zresztą pójść po prostu na obiad z widokiem na Tatry.
tatrzańskich schroniskach. Z niebem kojarzy mi się - poza wszystkim innym w Tatrach - zupa kwaśnica i szarlotka. W Zakopanem jest też najlepszy w Polsce chleb, smalec oraz wiejska sucha kiełbasa, jakiej nie ma nigdzie indziej. Chleb ze smalcem można zjeść w każdej karczmie, a kiełbasę po prostu kupić w sklepie spożywczym.
opaskę na kolano, nakrycie głowy (mam taki słomkowy kapelusz, który można złożyć i nic mu się nie dzieje), polar na wypadek zimna i coś przeciwdeszczowego. No i długopis oraz kartkę papieru, bo nie wiadomo, kiedy się przydadzą.
Nigdzie nie spotkała mnie taka przykrość, bym nie chciała tam wrócić. Wszędzie można znaleźć rzeczy ciekawe. Powiem tak: przed rokiem 1989 moje pokolenie myślało o Polsce źle. Brzydka, przaśna! Minęło kilkanaście lat i te same miasteczka i wsie, jak mówiłam, wydobywają się spod dawnego kurzu i rozkwitają, często zaskakując urokiem.
Szczawnicy. Wiem, że będę tam jeździć już całe życie. A może za często o niej mówię? Przecież nie chcę, żeby zadeptali ją turyści!
Od niedawna najbardziej marzę o Szwajcarii. Wśród trzech grubych tomów baśni i opowieści Andersena, które ostatnio na nowo tłumaczyłam na polski - baśni dla wszystkich, dzieci i dorosłych - jest przepiękna "Lodowa pani". Opowiada o romantycznej miłości, a akcja toczy się w Alpach Berneńskich. Nigdy nie miałam potrzeby jeżdżenia w Alpy, ale teraz chciałabym przemierzyć je szlakiem bohatera baśni: z Grindelwaldu, mijając szczyt Jungfrau, przejść przez przełęcz Gemmi nad Jezioro Genewskie i dojść aż do Montreux - tak to sobie przynajmniej wyobrażam.