Zadziwiający krajobraz Kapadocji jest dziełem mozolnej pracy wiatru, deszczu i strumieni. Tysiące lat temu aktywne wulkany (Hasan Dag, Erciyes, Gollu Dag) osadziły w dolinach warstwy popiołu, błota i lawy. Miękki i sypki materiał szybko został wypłukany, a twardsze skały pozostały w postaci kominów, kolumn i wzgórz o najróżniejszych kształtach. Skalne formy wciąż poddają się działaniu wiatru i wody, które zmieniają ich wygląd. Ludzie zamieszkujący ten rejon Azji Mniejszej od wieków wykorzystywali szczególne właściwości wulkanicznego tufu, w którym siły natury wyrzeźbiły nieziemskie kształty. Równie ciekawe formy żłobili w miękkiej skale mieszkańcy Kapadocji. Metraż skalnych domów zmieniali w zależności od potrzeb, drążąc w tufie kolejne pokoje. W upalne dni panował w nich przyjemny chłód, a zimą było wystarczająco ciepło. Dzisiaj większość najstarszych domów wyrzeźbionych w skale można podziwiać tylko z zewnątrz. Spacerując po Göreme, co chwila natykamy się na wyniosłe skalne kształty podziurawione otworami okiennymi. Skała, która kiedyś służyła za mieszkanie, dziś przypomina plaster szwajcarskiego sera. Wiele rodzin nadal korzysta z zalet domów rzeźbionych w tufie. Nocleg w takich skalnych pomieszczeniach oferowany jest również turystom - w Göreme funkcjonuje hotel, którego pokoje to wyłącznie skromne, skalne "komnaty" (ok. 100 euro ze śniadaniem).
Około półtora kilometra od Göreme znajduje się magnes przyciągający turystów do Kapadocji - tzw. Dolina Skalnych Kościołów. Eksperci z UNESCO już w 1985 r. docenili wartość kulturową i historyczną tego prawdziwego "zagłębia" sztuki bizantyjskiej, wpisując Narodowy Park Göreme na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości.
Na pierwszy rzut oka dolina nie robi większego wrażenia - skały nie mają bajecznych kształtów. Wynika to z prostego faktu, że wszystkie kościoły i monastery, których na niewielkiej przestrzeni jest kilkanaście, zostały wydłubane w miękkim wulkanicznym tufie. Budowniczowie nie wykuli olśniewających fasad, całe bogactwo świątyń ukrywając w ich wnętrzach.
Każdy mnich, który wstępował do wspólnoty, musiał sam wydłubać sobie skromną celę (zanim tego nie zrobił, spał wśród skał). Następnie wraz ze swymi współbraćmi drążył pomieszczenia do wspólnych modłów i posiłków. W ten sposób powstawał skalny monaster - wielopiętrowy, z kościołem pośrodku, do którego mnisi schodzili na modlitwy i liturgie. Jakże te skalne kościoły różniły się od prostych, wręcz spartańskich cel mniszych! Całe były pokryte barwnymi freskami odcinającymi się wyraźnie od żółci skał i okolicznego krajobrazu. Był to inny świat, który pobożnym mnichom zwiastował Niebo.
Monastycyzm rozwinął się w Kapadocji w IV w., jednak od początku tutejsze mnisze wspólnoty różniły się od tych z pustyń egipskich i syryjskich. Nie dość, że mnisi mieszkali bardzo blisko osad ludzkich, to zawsze żyli we wspólnocie według określonych reguł. Św. Bazyli Wielki, twórca najważniejszej reguły, która stała się wzorem dla wszystkich monasterów prawosławnych na świecie, również był mnichem w kapadockim klasztorze. Wraz ze św. Grzegorzem z Nyssy oraz św. Grzegorzem z Nazjanzu zyskał miano "ojca kapadockiego" - żarliwego obrońcy doktryny katolickiej podczas kontrowersji ariańskich w IV w. Jest również jednym z najważniejszych teologów wschodniego chrześcijaństwa.
Nieliczne zabytki pamiętają czasy "ojców kapadockich", choć najstarsze freski z klasztorów pochodzą z czasów sporu ikonoklastów z ikonodułami (ikonoklaści byli przeciwnikami kultu obrazów, ikonoduli - obrońcami), który rozgorzał w Cesarstwie Bizantyjskim w VIII w. Zakończył go sobór w Nicei w 787 r. Nie przykuwają jednak wzroku - zamiast postaci Chrystusa i świętych namalowane są czerwone krzyże i inne niefiguratywne symbole chrześcijańskie. Najlepiej zachowały się malowidła z Karanlik Kilisi (Czarnego Kościoła), niestety, za ich obejrzenie trzeba dodatkowo zapłacić (wstęp do Doliny Skalnych Kościołów - 10 euro, dopłata 4). W ciemnym wnętrzu znakomicie widać intensywne barwy XI-wiecznych fresków przedstawiających sceny z Ewangelii. Wykute kolumny z ozdobnymi kapitelami, kopuła oraz absydy w połączeniu z feerią kolorów sprawiają, że czujemy się jak we wnętrzu małej, wolno stojącej bizantyjskiej cerkiewki, a nie skalnej groty.
W części monasterów w Narodowym Parku Göreme najciekawsze są wydłubane w skale ogromne stoły wraz z ławami, które mogły pomieścić kilkudziesięciu mnichów. Kościoły z zachowanymi freskami są nieliczne, ale i tak artyzm przedstawień w Yilami Kilise albo Elmali Kilise zapada głęboko w pamięć.
W okolicach Göreme poza Parkiem znajduje się ponad 300 mniejszych lub większych kościołów w różnym stanie. Niektóre można odwiedzić, ścieżki prowadzące do innych już zarosły. Zapomniano o nich od czasu, kiedy nie ma tu Greków (przesiedlono ich do Grecji w latach 20. XX w.) ani prawosławnych. Klasztory są teraz tylko zabytkami bez ducha.
Do największych atrakcji Kapadocji należą także podziemne miasta, których w okolicy jest kilkadziesiąt. Powstawały przez setki lat, od czasów hetyckich po okres panowania rzymskiego. Największe z nich to Derinkuyu i Kaymakli (chronione przez UNESCO), w których mogło mieszkać nawet przez pół roku kilkadziesiąt tysięcy ludzi szukających pod ziemią schronienia przed najazdami nieprzyjaciół. Ich życie przy świetle lampek oliwnych przebiegało całkiem normalnie. W podziemnych miastach były magazyny, świątynie, winnice, stajnie, studnie oraz - co najważniejsze - kanały wentylacyjne o ukrytym wylocie. Wystarczyło zgromadzić wystarczająco duże zapasy jedzenia i oliwy, by przetrwać każdą dziejową burzę.
Derinkuyu kryje się pod niewielkim skalistym wzgórzem. Od wejścia (wstęp - 7 euro) schodzimy, aby znaleźć się na najniższym - odkrytym dla zwiedzającym - ósmym poziomie. Od pomieszczenia do pomieszczenia prowadzą wygodne i dość wysokie korytarze, choć trudno zorientować się, do czego służyła dana przestrzeń - dobrze rozpoznawalne są tylko stajnie. Przejścia prowadzą raz wyżej, raz niżej, słychać głosy ludzi na innych poziomach. W kanale wentylacyjnym podziurawionym jak plaster miodu co chwila pojawiają się głowy turystów. Istny labirynt - pokręcony i niesymetryczny - został niezwykle przystosowany do obrony. Co pewien czas na korytarzach można zobaczyć powalone ogromne młyńskie kamienie, które po włożeniu w zagłębienia tuneli służyły jako wielkie, trudne do sforsowania drzwi. Każdy poziom miasta można było odciąć od pozostałych, co pozwalało na lepsze zabezpieczenie się przed wrogami. Najniższy punkt dostępny do zwiedzania znajduje się na głębokości 50 m, ale pod nogami turystów rozciągają się korytarze i pomieszczenia sięgające kolejne 30 metrów w dół, czyli 10 niezbadanych poziomów.
Wejście w jeden z takich niezabezpieczonych otworów prowadzących w dół to niezwykłe przeżycie. Przeraża absolutna ciemność, porozrzucane kamienie młyńskie, mnóstwo tuneli prowadzących donikąd. Mieszkanie tak głęboko pod ziemią to jednak desperacki krok. Podobno Derinkuyu jest połączone podziemnym przejściem z innym miastem Kaymakli, ale my tego nie sprawdziliśmy.
Masowy napływ turystów do Kapadocji nie zmienił drastycznie życia tutejszych ludzi. Choć kobiety w Göreme, podobnie jak w większości regionów dzisiejszej Turcji, nie zakrywają już twarzy, nadal ubierają się tradycyjnie. Popularnym strojem są szarawary uszyte z ciemnych, kwiecistych materiałów. Łatwo zaobserwować tak charakterystycznie ubrane kobiety, gdy zachęcone chłodem wieczoru wychodzą na ulicę, by plotkować z sąsiadkami. W spokojniejszych rejonach Göreme przed domami siedzą grupki kobiet zawsze otoczone gromadką dzieci i pogrążone w rozmowie. Takim spotkaniom towarzyszy wspólna praca.
By w pełni ocenić, jak bardzo Göreme wtopiło się w skalny krajobraz, warto wspiąć się na wzgórze ponad miasteczkiem. To również znakomite miejsce na wieczorny relaks po upalnym dniu spędzonym na zwiedzaniu skalnych pustelni. Przechadzając się po płaskim wzniesieniu, podziwiamy nie tylko panoramę Göreme, ale także dolinę po drugiej stronie wzgórza, gdzie chaotycznie porozrzucane formy skalne tworzą labirynt. Wyniosłe kolorowe głazy wyrastające z dna doliny wyglądają jak las antycznych kolumn. Wieloletnia erozja nadała im formę łagodnie zakończonych stożków z wyraźnie zaznaczonymi warstwami skalnymi - ciemniejszą "główką" i jaśniejszą piaskową podstawą (przewodnicy porównują te kształty do fallusów). Göreme z góry wygląda równie nierealnie. Domy prawie nie odróżniają się kolorem od otaczających je skał, wyglądają, jakby kryły się wśród tufowych kształtów. Warto udać się na wzgórze przed zachodem słońca, by zobaczyć, jak światło urządza w dolinie kolumn i w samym miasteczku teatr kolorowych cieni. Oblane czerwienią i żółcią skały wyglądają jak przeniesione z innej planety. Taka sceneria to znakomite miejsce do zaręczyn.
Jeśli widoki podziwiane ze szczytu wzgórza nie zapewnią nam wystarczających wrażeń, można zdecydować się na poranny lot balonem nad Kapadocją (godzina - 160 euro od osoby, 4 godz. - 230). Taka przygoda zaczyna się bladym świtem, ponieważ tylko wtedy powietrze jest dostatecznie chłodne, aby umożliwić łatwe wznoszenie się balonu. Z pokładu można podziwiać niepowtarzalny krajobraz okolicy Göreme - dolinę skalnych kościołów, płaskie przestrzenie z lasem fallicznych kształtów i samo miasteczko ukryte wśród zadziwiających kamiennych form. Poranne światło równie pięknie podkreśla zróżnicowaną kolorystykę skał jak promienie zachodzącego słońca. Warto zabrać aparat fotograficzny - na pewno będzie co podziwiać i uwieczniać na zdjęciach.