Przejeżdżając przez centrum Kolbuszowej, przy moście mijajmy niebieską tabliczkę z napisem "Nil". Zatrzymajmy się, by rzucić okiem na to polsko-afrykańskie kuriozum. W dole, mając za nic porównania do swego wielkiego krewniaka, płynie spokojnie mała rzeczka. Ani jej długość (13 km), ani szerokość (nieco ponad 2 m) nie oszałamiają, ale przecież Nil afrykański też gdzieś wypływa jako mały strumyk...
Zagadkę wyjaśnia historyk i regionalista Maciej Skowroński: - W rejestrach królewskich z XVI w. dzisiejsza rzeka Nil aż do lat 30.-50. XIX w. nazywała się Trześń. Wtedy Austriacy, do których w tym okresie należała Galicja, przystąpili do tworzenia map katastralnych (urzędowych opisów gruntów), nadając nazwy odcinkom Trześni. Część rzeki płynącej przez Kolbuszową nazwali Młynówką (tak zresztą od dawna mówili na nią miejscowi), gdyż przegradzały ją młyny wodne. Geodeci austriaccy przetłumaczyli tę nazwę na niemiecki dosłownie - Mühlbach (die Mühle - młyn, der Bach - strumień). Już 20 lat później na kolejnych mapach, prawdopodobnie w wyniku błędu przepisywaniu, rzeka nazywa się Nilbach. Kolejna zmiana dokonuje się w latach 80. XIX w., gdy Galicja Zachodnia uzyskała autonomię w ramach Austro-Węgier. Podczas tłumaczenia mapy austriackiej na język polski z Nilbach odrzucono końcówkę. I został Nil.
Historia rywalizuje z legendą. Według niej jeden z właścicieli Kolbuszowej jeździł na polowania do Afryki. Zafascynowany tamtejszymi krajobrazami nadawał miejscowym obiektom egzotyczne nazwy. - To wierutna bzdura - komentuje Skowroński. - Hrabia-podróżnik nie ruszał się z Kolbuszowej na krok.
Są też inne teorie. Kolbuszowski Nil dość regularnie przypomina sobie o swoim - choćby etymologicznym - pokrewieństwie z Nilem afrykańskim i występuje z brzegów, ostatnio wiosną 2005 r. Woda sięgała wówczas pobliskich domów, a nurt stał się rwący.
Nil wypływa z okolic wsi Trześń-Leszcze, za Kolbuszową łączy się ze Świerczówką i razem tworzą Przyrwę. Ta z kolei wraz z Zyzogą formuje Łęg - prawobrzeżny dopływ Wisły. Do granic Kolbuszowej Nil płynie naturalnym korytem, meandrując w malowniczych zakolach i tworząc szerokie płycizny. Odcinek biegnący przez miasto i dalej, do połączenia ze Świerczówką uregulowali Niemcy w czasie II wojny światowej. Tej zimy Nil jest wąziutki, na dodatek skuty lodem, zbierają się nad nim stada wygłodzonych kaczek. Za to na wiosnę, jak co roku, przylecą bociany. Niektóre z nich być może odbędą podróż znad Nilu afrykańskiego...
O kolbuszowskim Nilu, jako ciekawostce geograficznej, pisał Melchior Wańkowicz w reportażach "COP - ognisko siły" (1938). Rzeka (i Ziemia Kolbuszowska) występuje w publicystyce Zygmunta Nowakowskiego. Dziennikarz, który często bywał w tych okolicach, poświęcił im cykl felietonów "Oczy w łachmanach", które ukazywały się w krakowskim "Ilustrowanym Kurierze Codziennym" w latach 1935-39. Zdaniem Macieja Skowrońskiego to właśnie Zygmunt Nowakowski rozpowszechnił legendę o ekscentrycznym hrabim podróżniku, rzekomym ojcu chrzestnym Nilu.
Największą atrakcją nad Nilem jest Park Etnograficzny przy ul. Wolskiej, ok. 2,4 km na południe od centrum miasta.
W małomiasteczkowym dworku z Sędziszowa Małopolskiego kupujemy bilety (zimą - w budynku po drugiej stronie drogi), a potem idziemy do wsi Lasowiaków z XVIII-XX w. i do leżących nad 4-hektarowym stawem zagród Rzeszowiaków, którzy zamieszkiwali niegdyś środkową i północną część Podkarpacia. Lasowiacy zajmowali osady rozrzucone po Puszczy Sandomierskiej. Ziemie, jakie jej wydarli, były podmokłe i nieurodzajne, uprawiali więc tylko wyżej położone tereny, żyjąc głównie z darów lasu. Byli biedni, co widać w architekturze i strojach. Rzeszowiacy natomiast zasiedlali urodzajne ziemie Pogórza Karpackiego w rejonie Rzeszowa, Łańcuta i Przeworska. Rozwinęli rolnictwo i handel, bo na ich terenach krzyżowały się szlaki komunikacyjne.
W skansenie rzeszowiackie i lasowiackie budynki stoją wśród łąk poprzedzielanych zagajnikami. Zimą te wiejskie krajobrazy to prawdziwa uczta dla oczu. Ścieżki są odśnieżone, więc po 22-hektarowym obszarze można się swobodnie poruszać. Wygląd zabudowań, ich rozmiar i układ zależały od zamożności właściciela - bogatsi mieli zagrody. Typowym przykładem jest zagroda z Jeziorka (chałupa, stodoła, spichlerz i stajnia). Chałupy bezrolnych wyrobników wiejskich kryły pod samym dachem izbę mieszkalną i oborę.
Wchodzimy do chałupy z Lipnicy zbudowanej z ociosanych sosnowych belek w latach 60. XIX w. Pierwszą belkę - przycieś - stolarz położył na płaskich kamieniach, pozostałe na niej, a ściany połączył ze sobą wiązaniami "na rybi ogon" (belki klinują się, gdyż ich końcówki zostały przycięte na kształt ogona ryby). Szczeliny między belkami, często 3-4-centymetrowe, uszczelnił mchem i słomą. Ściany pozostawił w stanie surowym. Bogatsi gospodarze bielili je, nakładając rodzaj wapiennego tynku. Pierwotnie chałupa składała się z izby (pomieszczenie, w którym się gotowało, jadło i spało), sieni (korytarz) oraz komory (spiżarnia). Po I wojnie światowej dobudowano do niej boisko z klepiskiem (podłoga z ubitej gliny), gdzie trzymano wóz i młócono zboże oraz sąsiek do magazynowania słomy, zboża i siana. Całość wieńczy czterospadowy, pokryty słomianą strzechą dach. Teraz spoczywa na nim olbrzymia czapa śniegu - wygląda bajecznie. Wewnątrz izby stół, krzesła, niskie komody, dwa łóżka, belka, na której wieszano ubrania, piec, na ścianach święte obrazy. Przy piecu ława, drewniana balia na wodę do mycia, gliniane naczynia, koszyki, na piecu żeliwne garnki.
Zaglądamy też do kuźni z początków XX w. i młynu wodnego z 1897 r. Z oddali ośnieżonymi łopatami przywołują nas wiatraki. Jest ich tu kilka rodzajów: paltrak, koźlaki, holendry. Można również zajrzeć do karczmy z 1895 r. i obejrzeć szkołę z końca XIX w. W niektórych chałupach urządzono wystawy strojów i zabawek ludowych, a w dawnej remizie - sprzętu pożarniczego. Warto wstąpić do chałupy z Budziwoja należącej do Jana Sobka - posła ludowego na Sejm w latach 20.
W skansenie znajduje się ponad 50 dużych obiektów architektonicznych; małych, jak np. piec garncarski, ule, przydrożne kapliczki - o wiele więcej. Być może niedługo stanie tu również drewniany kościół.
Skansen jest otwarty przez cały rok, latem 9-17, weekendy i święta 9-18, zimą tylko w dni robocze 9-15. Bilet 6 zł, ulgowy 4, przewodnik - 30 zł od grupy
Jedyne miasto nad polskim Nilem, 10 tys. mieszkańców. Leży w trójkącie Mielec (28 km), Rzeszów (30 km), Tarnobrzeg (45 km), przy drodze krajowej nr 9 Radom - Barwinek, bezpośrednie połączenie autobusowe z Warszawą i Łodzią. Do II wojny światowej mieszkało tu tyle samo Polaków, co Żydów - pozostała po nich synagoga z początku XIX w. oraz XVIII-wieczny kirkut z kilkudziesięcioma kamiennymi macewami. Najstarszym budynkiem jest oficyna dworska z końca XVII w., niegdyś należąca do zespołu pałacowo-parkowego. Przy ul. Nowe Miasto znajduje się dom, w którym urodził się Janek Bytnar-Rudy, jeden z bohaterów książki Aleksandra Kamińskiego "Kamienie na szaniec". Na gości czeka hotel, dom noclegowy, motelik oraz m.in. restauracja Krokodyl przy rynku nad Nilem.
Przez Płaskowyż Kolbuszowski biegnie IX trasa Podkarpackiego Szlaku Architektury Drewnianej. Jej tutejsze przystanki - oprócz skansenu - to kościół w Porębach Dymarskich (ok. 10 km od Kolbuszowej) i w Cmolasie (5 km).
3 km na wschód od miasta, we wsi Werynia znajdziemy secesyjny pałac Tyszkiewiczów, dziś to filia Uniwersytetu Rzeszowskiego.