Wodospad królowej Victorii

Większość wędrowców i grup turystycznych przybywa do Zimbabwe tylko po to, aby stanąć w miejscu rozsławionym przez Livingstone'a. Tymczasem kraj ten ma do zaoferowania znacznie więcej: choćby wspaniałe parki narodowe, czy prastare malowidła naskalne

Wodospad królowej Victorii

Większość wędrowców i grup turystycznych przybywa do Zimbabwe tylko po to, aby stanąć w miejscu rozsławionym przez Livingstone'a. Tymczasem kraj ten ma do zaoferowania znacznie więcej: choćby wspaniałe parki narodowe, czy prastare malowidła naskalne

W ostatnim okresie napięcie wywołane przejmowaniem ziemi białych farmerów spowodowało drastyczny spadek turystyki przyjazdowej do Zimbabwe. Jednak wbrew alarmującym doniesieniom prasowym kraj nadal pozostaje jednym z najbezpieczniejszych w Afryce. I choć nie brakuje rzezimieszków różnej maści, ludzie są przyjaźni i życzliwi. Co więcej, w tym i tak stosunkowo tanim kraju usługi turystyczne dodatkowo staniały. Hotele i schroniska często oferują zniżki sięgające 50 proc.

Daleka droga do wodospadu

Główna magistrala z Harare do Victoria Falls prowadzi przez niepozorne miasteczko Masvingo. Stąd najłatwiej dotrzeć do tajemniczych ruin Wielkiego Zimbabwe. W całej Afryce Południowej nie ma niczego porównywalnego z tym osobliwym zabytkiem. Potężne średniowieczne mury pięciometrowej grubości i wysokie na 10 m ułożono bez zaprawy. Miasto było religijną i polityczną stolicą potężnego i rozległego państwa. Obejmowało tereny dzisiejszego Zimbabwe, Mozambiku i Botswany. Szacuje się, że zamieszkiwało tu ponad 10 tys. ludzi. Do dziś jednak nie udało się ustalić przeznaczenia niektórych fragmentów ruin. Nie wiadomo np., jaką rolę pełniły masywne, stożkowe wieże. W niewielkim muzeum archeologicznym można obejrzeć steatytowe ptaki. Były to prawdopodobnie totemy dynastii Rozwi.

Bulawayo, drugie miasto Zimbabwe, leży dokładnie w połowie drogi między Harare i Victoria Falls. Po ostatecznym upadku Wielkiego Zimbabwe było przejściowo stolicą państwa. Z tego okresu zachowały się monumentalne gmachy użyteczności publicznej. Linie kolejowe z Afryki Południowej biegną tędy na północ - do Harare i Lusaki. Według koncepcji Cecila Johna Rhodesa miał tędy przebiegać "korytarz cywilizacji brytyjskiej" prowadzący od Przylądka Dobrej Nadziei aż do Kairu.

Centrum kilkusettysięcznego miasta łatwo zwiedzić na piechotę. W nowoczesnej Galerii Sztuki warto obejrzeć malarstwo okresu kolonialnego i ciekawe kolorystycznie prace miejscowych twórców współczesnych. Ale największą atrakcją jest Muzeum Historii Naturalnej. Olbrzymi gmach zbudowano w przepięknym, doskonale utrzymanym parku Stulecia. Zbiory historyczne, antropologiczne, geologiczne, zoologiczne i biologiczne należą do najbogatszych w Afryce.

Dalej z Bulawayo do Vicfalls (powszechnie używany skrót) jedziemy monotonną, wąziutką drogą prowadzącą przez las i z rzadka porozrzucane niewielkie wioski. 440-kilometrową trasę ekspresowy autobus pokonuje w pięć godzin. Vicfalls jest niewielką miejscowością żyjącą wyłącznie z turystyki. Jeden supermarket, ze 20 hoteli różnych kategorii, wille do wynajęcia, bary i stragany z suwenirami - to wszystko. Atrakcji niewiele. W starannie utrzymanym Snake Park możemy oglądać pytony i kobry, jest zielona i czarna mamba i temu podobne towarzystwo. Farma krokodyli jest właściwie połączeniem gospodarstwa hodowlanego z ogrodem zoologicznym. Setki kilkuletnich krokodyli drzemiących w betonowych basenach to raczej atrakcja dla smakoszy befsztyków. Natomiast spacerując po wysokich pomostach, z przyjemnością ogląda się igraszki lwów.

Z Vicfalls do parku narodowego Hwange jest dokładnie 100 km. Autobusy zatrzymują się ok. 20 km od bramy głównego obozu. Można tu również dojechać pociągiem do stacji kolejowej Dete ok. 10 km od bramy obozu. Park Hwange jest najłatwiej dostępny i najliczniej odwiedzany, ale ze względu na rozległość nie odczuwa się w nim nadmiaru zwiedzających. Największe zagęszczenie zwierząt występuje w niecce Nyamandhlowu przypominającej największy namibijski park narodowy Etosha. Krajobrazowo ciekawsze są parki narodowe Chimanimani, Nyanga i Vumba przy granicy z Mozambikiem. Autobusem można dojechać do wsi Chimanimani, skąd do bramy parku jest ok. 15 km. Od schroniska w ciągu godziny można podejść do granicznej przełęczy. Wejście na najwyższy graniczny szczyt Mt Binga (2437 m) trwa trzy-cztery godziny. Park narodowy Nyanga należał do Cecila Rhodesa. W pobliżu dyrekcji parku znajdują się ruiny fortu Nyangwe i muzeum Rhodesa. Łatwe podejście wyprowadza na Mt Nyangani, najwyższy szczyt Zimbabwe. Park narodowy Vumba to właściwie wielki, 200-hektarowy ogród botaniczny. Warto wejść na szczyt Leopard Rock, skąd roztacza się piękny widok na okolicę.