Państwowa Służba Graniczna Ukrainy poinformowała o szczegółach zdarzenia w komunikacie we wtorek, 26 września. Około 4:30 nad ranem funkcjonariusze natrafili na mężczyznę, jadącego ze Słowacji na Ukrainę w rejonie wsi Palad Komarivtsi, w obwodzie zakarpackim. Po zatrzymaniu pojazdu okazało się, że nie miał on ze sobą dokumentów.
Mężczyzna zarzekał się w rozmowie z funkcjonariuszami, że jest obywatelem Słowacji. Tłumaczył, że wybrał się na "wycieczkę" po uroczystościach weselnych przyjaciół w słowackiej wsi Lekarovce, położonej niedaleko granicy. Dodatkowo zapewnił, że zgubił się podczas powrotu do domu i nie zdawał sobie faktu wkroczenia na terytorium Ukrainy.
Tłumaczenia Słowaka nie pomogły mu w uniknięciu konsekwencji. Jak poinformowała Państwowa Służba Graniczna Ukrainy, mężczyzna został wydany w ręce słowackich służb. Teraz będzie musiał odpowiedzieć za wykroczenie administracyjne w postaci próby nielegalnego przekroczenia granicy.
To, jak bardzo trzeba uważać w takich miejscach, pokazały także incydenty z naszego "rodzimego podwórka". Pod koniec lipca informowaliśmy o niemieckim turyście, który udał się na spacer po pasie drogi granicznej, w rejonie Zalewu Wiślanego. Kiedy został zatrzymany przez Straż Graniczną, tłumaczył wówczas, że chciał jedynie zobaczyć, jak wygląda granica polsko-rosyjska. Ciekawski podróżny został ukarany mandatem w wysokości 100 zł.
Tyle samo musieli zapłacić turyści, którzy na początku lipca pływali po jeziorze Gołdap. Mieszkańcy Białegostoku zignorowali oznaczenia i wpłynęli na wody Federacji Rosyjskiej. Warto pamiętać, że nieprzestrzeganie przepisów może sporo kosztować. Za takie zachowanie grozi kara grzywny nawet do 500 zł lub pozbawienia wolności do lat trzech. Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.