W maju tego roku Amerykanka Sarah Waite udała się na wymarzoną, trzymiesięczną wycieczkę do Grecji. Podekscytowana 25-latka wsiadła na pokład samolotu w Los Angeles, a następnie skierowała się do Aten z przesiadką w Paryżu. Kiedy po długiej podróży w końcu dotarła na miejsce, z przerażeniem odkryła, że jej bagaż został w stolicy Francji. Zaskakującą historią podzieliła się w rozmowie z mediami oraz za pośrednictwem TikToka.
W hali odbioru bagażu okazało się, że nie tylko na Sarah czekała niemiła niespodzianka. Zgodnie z jej relacją prawie wszyscy pasażerowie usłyszeli, że ich walizki przylecą do Grecji z opóźnieniem. Zrezygnowana Amerykanka opuściła lotnisko po trzech godzinach załatwiania formalności, około 5:00 rano. Przyznała, że komunikacja z personelem francuskiego przewoźnika w kolejnych dniach nie należała do najłatwiejszych.
Utrzymywałam kontakt z Air France w sprawie mojego roszczenia, a oni w ogóle nie byli komunikatywni, zawieszali połączenia na długi czas i łączyli mnie z kimś, kto nie mówił po angielsku
- mówiła kobieta cytowana przez "Daily Mail".
W końcu po siedmiu dniach z ulgą odczytała powiadomienie. Umieszczony w jej walizce lokalizator AirTag poinformował ją, że dotarł do Aten. Nie był to jednak koniec jej problemów.
25-latka natychmiast udała się na lotnisko, by odebrać swoją zgubę. Wówczas przekonała się, że nie będzie to takie proste. Rozmawiała z wieloma pracownikami, ale wszyscy twierdzili, że bagażu na lotnisku nie ma - mimo że lokalizator mówił, co innego. W podróżniczce narastała coraz większa frustracja. W walizce znajdowały się nie tylko wszystkie rzeczy osobiste, ale i leki na chorą tarczycę, które w końcu musiała zakupić na miejscu. Po dwóch miesiącach od wylądowania podjęła kolejną próbę.
Ludzie, którzy mi pomagali, byli bardzo niegrzeczni, krzyczeli na mnie, gdy wyraziłam frustrację, mówili, że nic nie mogą zrobić, mimo że pracują na lotnisku i mogą mnie zabrać do lokalizacji AirTag
- mówiła.
Jeden z pracowników zagroził jej także wezwaniem policji, kiedy zauważył, że nagrywa rozmowę telefonem. W końcu po licznych kłótniach i wylanych łzach udało jej się odzyskać bagaż. Odkryła, że został uszkodzony i zniknęły z niego przedmioty warte 1200 dolarów, w tym buty i makijaż. "Nadal jestem zdruzgotana" - powiedziała. W jednym z nagrań ujawniła, że Air France zaoferowało jej 600 dolarów (około 2,6 tys. zł) odszkodowania. Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.