Nana Asante-Smith wybrała się z rodziną oraz przyjaciółmi w rodzinne strony, do Ghany. Jak przyznała w poście na Facebooku, planowana od lat podróż przebiegła po jej myśli. Niestety tego samego nie może powiedzieć o powrocie do Stanów Zjednoczonych. W piątek, 9 września wsiadła na pokład Delty, którym miała dolecieć do Nowego Jorku, jednak około pięciu godzin po od startu samolot wykonał nieoczekiwany manewr. Pasażerowie usłyszeli, że z powodu "problemu mechanicznego z zapasowym systemem tlenowym" muszą wylądować na wyspie Terceira.
Nana wyjaśniła, że po wylądowaniu doświadczyła "lekceważenia życia i dobra ludzkiego". Pasażerowie zostali skierowani do wydzielonej części lotniska, bez możliwości swobodnego poruszania się po porcie. Wszystko z powodu braku wymaganych wiz wjazdowych do Portugalii. Z kolei członkowie załogi udali się do hoteli... i więcej ich nie widziano.
Zostaliśmy porzuceni przez Deltę i potraktowani przez przedstawicieli lotniska na wyspie Terceira jak wkraczające karaluchy
- napisała kobieta.
Na lotnisku panowała dezinformacja. Pracownicy obiecali pasażerom posiłek i zapewniali, że za kilka godzin wsiądą na pokład samolotu z Bostonu. Jedzenie jednak nie dotarło, ponieważ według jednego z przedstawicieli portu jedli przed lądowaniem, chwilę przed 6:00 rano. Ostatecznie po błaganiach otrzymali sok, krakersy i kanapki z szynką wieprzową, których wiele osób nie mogło spożyć ze względu religię. Po licznych skargach otwarto także małą kawiarnię, ale mogły z niej korzystać jedynie osoby z kartą kredytową. Z kolei gdy jeden z podróżnych zapytał o wodę, usłyszał, że w łazienkach jest jej pod dostatkiem.
Pasażerowie, w tym osoby starsze, kobiety w ciąży i dzieci, stawali się coraz bardziej niespokojni i zdezorientowani. Ze względu na brak miejsca leżeli na twardej podłodze lub metalowych, niewygodnych krzesłach. Jeden z maluchów zwymiotował.
Przedstawicielka lotniska napominała nas, abyśmy nie rozpoczynali "rewolucji" i "byli wdzięczni za drugą szansę na życie"
- pisała.
Ta pracownica powiedziała nam, że powinniśmy być wdzięczni, że pozwolili nam tu być i że nasz samolot nie rozbił się w morzu
- napisała Kiaundra Eggleston, która opublikowała wideo na X.
Ostatecznie samolot przyleciał po pasażerów koło 18:00, czyli 12 godzin po wylądowaniu na portugalskiej wyspie. Rzecznik Delty zaznaczył w rozmowie z Insiderem, że klientom zapewniono rekompensatę pieniężną. Asante-Smith twierdzi, że otrzymała kupon o wartości 400 dolarów i informację o pełnym zwrocie kosztów biletów. Jednak pieniędzy jeszcze nie otrzymała. Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.