Bazylika świętego Marka to niewątpliwie jedna z najważniejszych atrakcji w Wenecji. Świątynia znajduje się w samym sercu miasta i zdobi je od 828 roku. Wybudowano ją jednak nie ku uciesze turystów, a po to, by pochować ciało świętego Marka. Dziś miejsce to odwiedzają setki turystów każdego tygodnia, a dla wielu z nich jest to główny cel podróży do miasta na wodzie. Niestety, ostatnie wydarzenia mocno nadwyrężyły opinię o świętym miejscu, a dokładniej, o jego pracownikach. Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Aby dostać się do słynnej świątyni, większość z nas musi zakupić bilet w kasie przed wejściem. Cena nie wydaje się zaporowa, bowiem w tym roku turyści płacili 3 euro (ok. 13 złotych) za bilet wstępu. Nie każdy jednak wie, że pewne grupy turystyczne są całkowicie zwolnione z opłat i należą do nich:
Mimo to sześciu pracowników Bazyliki św. Marka postanowiło... pobierać opłaty od osób z nich zwolnionych. Tym samym każdy turysta niezależnie od swojego stanu zdrowia i wieku musiał płacić 3 euro za wejście na teren kościoła, znajdującego się tam muzeum i dzwonnicy. Gdzie jednak szły pieniądze, skoro władze zabytku odgórnie ustaliły darmowe wejścia dla wcześniej wspomnianych grup turystów? Oczywiście do kieszeni cwanych pracowników. Co więcej, przywłaszczali oni sobie również pieniądze z regularnych biletów.
Trudno oszacować, jaka dokładnie kwota została skradziona przez pracowników. Zostali oni dyscyplinarnie zwolnieni, jednak śledztwo w sprawie nadal trwa. Lokalne władze są zaniepokojone sytuacją, która na całe szczęście wyszła w końcu na jaw, a turyści z niepełnosprawnościami i dzieci znów mogą odwiedzać świątynie za darmo, tak jak stanowi o tym prawo.
Oszustów udało się przyłapać w prosty sposób. Jak podaje włoski serwis il Resto del Carlino, porównano bowiem dzienne wpływy do kasy z ilością sprzedanych biletów. Te zapisują się w systemie, przez co w kradzieży pojawia się luka nie do ominięcia. W serwisie zacytowano również wypowiedź administratora świątyni.
Przepraszamy za to, co się stało. Powierzyliśmy tę sprawę odpowiedzialnym jednostkom i jestem przekonany, że incydent zostanie w pełni wyjaśniony
- wyjaśnił Carlo Alberto Tesserin, który zajmuje się sprawami włoskiej bazyliki. Na ten moment trzeba jednak czekać na dalsze wyjaśnienia w sprawie.