Więcej wiadomości przeczytasz na Gazeta.pl.
"Brak mi słów. Myślałam, że będę świadkiem ataku rekina. Kiedy nagrywałam, cała się trzęsłam i krzyczałam, choć nie zdawałam sobie z tego sprawy" - zaczęła swój wpis operatorka drona Sharyn. Kobieta nagrywała suferów, kiedy zobaczyła, że w ich pobliżu szybko przepływają delfiny. Włączyła tryb "slow motion", żeby je uchwycić, ale zorientowała się, że za chwilę urządzenie się rozładuje. Kiedy pobiegła do domu po baterię i wróciła na miejsce nagrań, okazało się, że delfiny nie są same. W stronę surferów płynął ogromny rekin.
"Bardzo biło mi serce, byłam maksymalnie zestresowana. Jak dać znać surferom, że zbliża się rekin? Zostałam z nimi i powiedziałam sobie: co będzie, to będzie. Wierzyłam, że rekin tylko zainteresuje się i odpłynie" - napisała. Jak dodała, kiedy rekin podpłynął do surferów, kontroler trząsł jej w rękach.
Początkowo wyglądało to tak, jakby przepłynął obok, a potem zawracał w stronę mężczyzny na desce surfingowej. Jednak delfiny zagrodziły drogę drapieżnikowi i wyznaczyły mu inny tor. Ominął surferów i popłynął w głąb oceanu. "Jestem oczarowana naturą. Każdego dnia uczę się czegoś nowego. Zawsze mnie zaskakuje" - napisała autorka nagrania.
Niestety ataki rekinów na surferów zdarzają się często. Nie robią tego jednak celowo. Z perspektywy zwierzęcia deska i kończyny surfera wyglądają jak żółw lub foka. Chociażby w miniony piątek 44-letni Toby Begg został zaatakowany przez żarłacza białego w okolicach plaży w Port Macquarie w Australii. Mężczyzna pływał na desce, kiedy rekin pomylił go ze swoją ofiarą. "Z doniesień wynika, że ??mężczyzna próbował walczyć z tym rekinem przez 30 sekund, a następnie dopłynął do brzegu, gdzie zdał sobie sprawę, że doznał poważnych obrażeń dolnej części nogi" - informuje "Nine News".