Walki o turystów w Zakopanem. Chciał dojechać do hotelu, ale taksówkarz wywiózł go w inne miejsce

Podczas gdy w nadmorskich miejscowościach trwają walki o najlepsze miejsca do wypoczynku, w Zakopanem toczy się rywalizacja o turystów. Autobusy prywatnych firm nagminnie "podkradają" klientów komunikacji miejskiej z przystanków. Na urlopowiczów czyhają także nieuczciwi taksówkarze.

Z Zakopanego napływają informacje o nieuczciwych prywatnych przewoźnikach oraz taksówkarzach rywalizujących o klientów. Dominik Moliński, dziennikarz Gazety.pl zwrócił uwagę, że ich zaskakujące praktyki można zauważyć m.in. na przystankach autobusowych. O co chodzi? 

Zobacz wideo Uliczni grajkowie na Krupówkach w Zakopanem

Walki o turystów w Zakopanem

Zdaniem wielu turystów i mieszkańców autobusy komunikacji miejskiej w stolicy Podhala kursują zdecydowanie za rzadko. Sytuację wykorzystują taksówkarze i prywatne firmy, które pojawiają się na przystankach średnio raz na kilka minut. Jak relacjonuje dziennikarz, wówczas kierowcy pytają oczekujących, czy chcą zabrać się w określonym kierunku, a następnie odjeżdżają w pośpiechu. Według doniesień mediów niektórzy mają wmawiać przy tym zdezorientowanym turystom, że transport publiczny nie działa, a oni kursują w zastępstwie. 

Taki przejazd jest nieco droższy od autobusów komunikacji miejskiej, ale zdaniem jednej z mieszkanek różnica jest niewielka. Strażnicy miejscy tłumaczą, że prywatni przewoźnicy muszą wykupić specjalną koncesję, by zatrzymać się na konkretnym przystanku. Rozpoznanie uczciwego przewoźnika nie jest jednak takie proste.  

Prywatni przewoźnicy mają określone przystanki, na których mogą się zatrzymywać. Strażnicy to kontrolują. Najlepiej jeździć komunikacją miejską

- tłumaczył przedstawiciel Straży Miejskiej w Zakopanem. 

Taksówkarz go w inne miejsce 

Turyści muszą mieć się także na baczności, korzystając z oferty taksówkarzy. Jeden z urlopowiczów wyznał, że kierowca zaoferował mu przejazd do pobliskiego hotelu za symboliczne pięć złotych. Mężczyzna przystał na propozycję, jednak po chwili zorientował się, że wcale nie jedzie w oczekiwanym kierunku. Taryfiarz zatrzymał się w zupełnie innym miejscu, tłumacząc, że turysta z łatwością dotrze stamtąd piechotą. Dodatkowo za kurs zażyczył sobie o trzy złote więcej, niż informował na początku. Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

Więcej o: