Matka zamarła z przerażenia. Pokazała, co znalazła na hotelowym łóżku córki. "Zrobiło mi się niedobrze"

Warunki zastane wakacyjnych obiektach mogą zamienić upragnioną podróż w koszmar, o czym boleśnie przekonała się córka 40-letniej Lisy. Kiedy dziewczynka obudziła się hotelowym pokoju, jej ciało było pokryte czerwonymi bąblami. Szybko okazało się, że sprawcami ugryzień wcale nie były znienawidzone przez turystów pluskwy.

W piątek, 7 lipca Lisa Gray wybrała się z córkami i przyjaciółmi do Butlin w Minehead w Wielkiej Brytanii, popularnej sieci ośrodków wakacyjnych. Jednak ich wypoczynek szybko został zakłócony przez nieproszonych gości w pokoju hotelowym. Po pierwszej nocy 10-letnia Hannah obudziła się z czerwonymi ukąszeniami na nogach. Zaniepokojona matka przeszukała pomieszczenie. 

Zobacz wideo 5 domowych sposobów na złagodzenie ukąszeń owadów - przetestuj i wybierz najlepszy dla siebie

Ich wakacje zamieniły się w koszmar

Gdy Lisa zdjęła pościel z łóżka córki, znalazła coś, co przypominało... ludzkie odchody. Kobieta natychmiast poinformowała o fakcie pracowników hotelu. Ci zaproponowali jej zmianę materaca, wypranie dywanu, a także kupon o wartości 35 funtów (około 180 zł) do wydania w ośrodku. 

Byłam zszokowana i zrobiło mi się niedobrze, że na tym spaliśmy. To było okropne

- relacjonowała na Facebooku. 

Choć rodzina myślała, że w końcu będzie mogła cieszyć się wakacjami, to szybko okazało się, że to jeszcze nie koniec. Bolesne ukąszenia i podrażniający je chlor uniemożliwiały dziewczynce kąpiel w hotelowym basenie. Matka wyrażała nadzieje, że jej dolegliwości szybko ustąpią, ale kolejnego dnia było jeszcze gorzej. Na jej ciele pojawiło się znaczenie więcej plam, pokrywających nawet podeszwy stóp

Nieproszeni goście w hotelu

Lisa postanowiła przeszukać pomieszczenie raz jeszcze, by z przerażeniem odkryć, że na kanapie roiło się od... pcheł. Okazało się, że setki owadów znajdowały się również w pokoju jej przyjaciółki. Personel hotelowy zaoferował zszokowanym urlopowiczkom przeniesienie do innego pokoju, jednak te spakowały walizki i skróciły urlop. Następnie zaproponowano im zwrot zakwaterowania w wysokości 64 funtów (wycieczka wyniosła 667 funtów) i oraz 20-procentową zniżkę na kolejny pobyt. Zdaniem Lisy zdarzenie kompletnie zrujnowało ich wakacje, więc oczekuje pełnego zwrotu pieniędzy. 

Powiedzieli, że skontaktują się ze mną, ale nigdy nie oddzwonili

- napisała. 

Po powrocie konieczne okazało się zapalenie bomb dymnych w samochodach oraz walizkach, by zapobiec rozprzestrzenianiu się pcheł. Dodatkowo 10-latka musiała opuścić pięć dni w szkole z powodu bolesnych dolegliwości. "Czuła się bardzo nieswojo, była zawstydzona i próbowała to ukryć" - napisała matka. Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

Więcej o: