Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Popularne Krupówki najczęściej wzbudzają wśród turystów dość skrajne uczucia - od miłości po nienawiści. Niektórzy twierdzą, że najpopularniejszy deptak w Polsce ma swój niepowtarzalny klimat. Z kolei inni widzą w nim miejsce tętniące kiczem, tandetą i komercją w najgorszym wydaniu. Mimo wszystko podróżni, którzy przywykli do rozlewających się po Krupówkach tłumów, w tym roku mogą być zaskoczeni. Tłoku brak, choć turystów w polskich górach nie brakuje. Z czego to wynika?
Krupówki najczęściej kojarzone są z dzikim tłumem w sezonie turystycznym - tym razem jest nieco inaczej, na co zwraca uwagę portal zakopane.wyborcza.pl. Turyści nie odwiedzają tłumnie góralskich restauracji i barów. Wolą kupić hot doga w Żabce czy gotowy obiad w Biedronce. Mimo braku tłoku w lokalach turystów pod Tatrami wcale nie brakuje. Gwałtowny skok zainteresowania odnotowano szczególnie w ostatnich dniach. Jak się jednak okazuje, podróżni przyjeżdżają tu głównie po to, żeby zwiedzić góry - a nie miasta, aquaparki i lokale gastronomiczne. Szczególnym zainteresowaniem cieszy się Kasprowy Wierch, Giewont, Morskie Oko oraz Dolina Strążyska.
Zmiana trendu dotyczy także podejścia do budżetu, który turyści planują na określony wyjazd wakacyjny. - Tegorocznym hitem jest optymalizacja cenowa. Nie mamy do czynienia z poszukiwaczami najtańszych ofert na masową skalę. Nasi rodacy mają zaplanowaną kwotę, którą wydają na wakacje. W ramach tego budżetu chcą nie "jak najmniej" wydać, a "jak najlepiej" - tłumaczy Karol Wagner z Tatrzańskiej Izby Gospodarczej w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
Hotelarze w polskich górach zauważyli również, że wśród przyjezdnych jest coraz mniej zamożnych turystów, którzy nie zwracają szczególną uwagę na wydatki. Z kolei powiększyło się grono podróżnych, którzy od góralskich biesiad i jedzenia w nie najtańszych lokalach wolą zapewnić sobie sami wyżywienie, a zaoszczędzone pieniądze wydać na inne atrakcje. - Tak jest po prostu bardziej ekonomicznie. Nie raz wydawaliśmy w restauracjach grubo ponad 100 zł za obiad dla naszej rodziny, a to przecież tylko jeden posiłek. W tym roku pomyśleliśmy: po co? Jedzenie to tylko dodatek, a nie najważniejsza część urlopu - mówi mi pani Aneta, która z mężem i córką wypoczywa właśnie w Zakopanem.