Wczasy all inclusive cieszą się szczególną popularnością wśród rodzin z dziećmi i grup znajomych, którzy organizację i kwestie logistyczne wyjazdu wolą powierzyć zaufanemu biuru podróży. Wakacje z pełnym wyżywieniem i zakwaterowaniem są jednak dość specyficzne, co tym, którzy do tej pory woleli podróżować "na własną rękę" może się niekoniecznie przypaść do gustu.
"Postanowiliśmy polecieć do Egiptu, a konkretnie do Hurghady. Zdecydowaliśmy się spędzić tam czas na typowych wakacjach all inclusive, bo wiele o nich słyszeliśmy i chcieliśmy sprawdzić, czy taka forma odpoczynku nam odpowiada", opowiada swoją historię na łamach Noizz jeden z polskich turystów, który udał się na wakacje all inclusive po raz pierwszy.
Jego wczasy rozpoczęły się od kilkugodzinnej jazdy z lotniska do hotelu. Biura podróży często organizują wspólny transport dla swoich klientów zakwaterowanych w różnych obiektach, stąd zwykle dość długi czas oczekiwania na dotarcie do swojej lokalizacji. Turysta wspomina, że dużym szokiem był dla niego wystrój wnętrza hotelu w porównaniu z pokojami. "Niemalże wszędzie wisiały wielkie żyrandole, wszystko zrobione z przepychem [...], pokoje wyglądały jednak dość skromnie".
Turyści, przebywający w kurortach, muszą się też liczyć z dość osobliwym procederem, jakim jest "rezerwacja" leżaków basenowych z samego rana. Niektórzy zrywają się z łóżka już o świcie, tylko po to, by rzucić ręcznik na miejsce najbliżej basenu i wrócić do spania lub pójść na śniadanie. Polacy, mający jednak doświadczenie w "parawaningu", czują w tym trendzie powiew znajomości.
Nie da się ukryć, że osoby, które do tej pory cieszyły się niezależnością i pełną dowolnością spędzania czasu na wakacjach organizowanych samodzielnie, mogą uznać all inclusive za nieco przewidywalne i ograniczające. Niektórym taka forma wypoczynku, pełnego relaksu jak najbardziej odpowiada.
Polak, który poleciał do Hurghady, stwierdził, że każdy dzień wyglądał identycznie. Najpierw śniadanie, rezerwacja leżaków (niekoniecznie w tej kolejności), plaża, obiad, wieczorne pokazy oraz kolacja. Ciekawy element stanowił park wodny ze zjeżdżalniami oraz typowe atrakcje: bilard, dyskoteka, lotki, sklepy z pamiątkami i ubraniami. Za wszystko trzeba było jednak dodatkowo płacić. "Czuliśmy się trochę tak, jakbyśmy byli w galerii handlowej z basenami i parkiem wodnym", zdradza turysta.
Jedyną odskocznią okazały się wycieczki - również dodatkowo płatne - które dla bohatera opowieści były najpiękniejszą częścią zagranicznych wakacji. Była okazja do rejsu jachtem, podziwiania delfinów, jeżdżenia quadem po pustyni i innych atrakcji.
Oferty all inclusive zapewniają również wyżywienie. Wszystkie posiłki oraz przekąski między nimi serwowane są bez limitu dla gości hotelowych. Turyści często więc wykorzystują okazję i jedzą "na zapas". Niektórzy decydują się nawet po kryjomu wynosić żywność do pokoju lub na wynos, mimo że najczęściej jest to zakazane.
Jakość jedzenia także nie zawsze idzie w parze z ceną, jaką zapłaciliśmy za pobyt. "Wszystko smakowało jakoś tak zwyczajnie, bez większych emocji", wspomina turysta z Polski. Goście all incusive często przyjeżdżają do kurortu, oczekując wygórowanych standardów i luksusów, dlatego finalne wrażenia niekiedy ich zawodzą.
Otwarty bar, stanowiący dla niektórych główną rozrywkę, czasem nie spełnia oczekiwań gości. "Cały dzień oczywiście można było korzystać z barów, które oferowały bardzo niskiej klasy alkohole, w tym piwo, wódkę, tequilę, gin i whiskey. Alkohole były na tyle niedobre, że prosiliśmy, aby dodawali nam syropów do drinków, bo ciężko było to pić". Innymi słowy, wczasy tego typu jednym turystom przypadną do gustu, innym z kolei - wręcz przeciwnie. Na szczęście obecne czasy oferują różne formy wyjazdów, dopasowanych do indywidualnych upodobań. Więcej podobnych tematów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl