Jak podkreśla wielu ratowników medycznych, w pierwszej pomocy liczy się często każda minuta, a nawet sekunda. Wówczas na bok należy odstawić uprzedzenia, strach i lęk przed brakiem perfekcji. Nasze bezpieczeństwo jest oczywiście najważniejsze, jednak brak jakiejkolwiek reakcji to niestety coraz częściej spotykane zjawisko, które niestety z roku na rok się nasila. Historia jak ta rodem z małopolski obrazuje, że jednak zdarzają się prawdziwi bohaterowie, którzy mogą świecić dla nas przykładem.
18 lipca we wtorek miało miejsce przerażające zdarzenia na jednym z małopolskich kąpielisk. Dokładnie na plaży w Jurkowie strażnik graniczny uratował dwie dziewczynki. Historia ma jednak drugie dno, bo, pomimo że kończy się happy endem daje smutny obraz nas samych. Nikt poza jednym mężczyzną nie zareagował, nikt nie rzucił się na pomoc, ani nawet nie próbował pomóc w późniejszej resuscytacji.
Funkcjonariusz Straży Granicznej sierż. szt. Kamil Ciapała, wypoczywał nad akwenem w Jurkowie. Jak się okazało, był w doskonałym miejscu, o doskonałej porze, a gdyby nie on, los dwóch dziewczynek mógłby zakończyć się tragedią. Dziesięciolatka i jej starsza o cztery lata siostra bawiły się na płyciźnie pod okiem rodziców. Ci w pewnym momencie stracili córki z oczu, jednak nadal stali jedynie w miejscu, gdzie było czuć dno - obydwoje nie potrafili pływać. Kamil Ciapała, gdy tylko zobaczył zanurzającą się dziewczynkę, wskoczył do wody i wydobył dziecko. Po chwili jednak dowiedział się, że mała nie była sama. Zanurkował ponownie i po chwili udało się wydobyć spod tafli wody jej siostrę.
Jak relacjonuje Karpacki Oddział Straży Granicznej: "Po kilkukrotnym zanurkowaniu Kamil poczuł włosy dziecka na łydce i wyłowił nieprzytomną 14-latkę. Dziewczynka nie oddychała".
Gdy tylko udało się odszukać pod wodą 14-latkę, funkcjonariusz podjął się resuscytacji krążeniowo-oddechowej dziecka. Gdy dziewczynka odzyskała przytomność, rodzice szybko udali się z dziećmi do szpitala. Szokiem był jednak jakikolwiek brak reakcji innych plażowiczów. Jak czytamy na stronie Karpackiego Oddziału Straży Granicznej:
Było to dla niego niezrozumiałe, że podczas całej akcji ratowania dzieci brak było jakiejkolwiek pomocy ze strony innych wypoczywających osób na tak dużym akwenie.
Pojawia się zatem pytanie, dlaczego pozostali wykazali się taką ignorancją? W grę wchodziło przecież życie dzieci. I jak szerokie grono mogło nie widzieć zajścia w wodzie, tak pierwsza pomoc na plaży była już raczej dużą sensacją pełną gapiów. "Nikt ani nie wzywał pomocy, ani nawet nie próbował stworzyć tzw. łańcucha życia" - powiedział sierż. szt. Kamil Ciapała.