Pociąg PKP Intercity w relacji Gdynia - Warszawa - Kraków nie dotarł do wyznaczonego miejsca o czasie. Choć problem opóźnień znany jest od lat, to tym razem pasażerowie mieli wyjątkowego pecha. Najpierw pojawiła się informacja o wypadku, na wspomnianej trasie doszło do potrącenia człowieka, a potem lokomotywa odmówiła posłuszeństwa.
W minioną niedzielę, 16 lipca przed godziną 18:00 doszło do uszkodzenia lokomotywy pociągu, kiedy maszyna była na odcinku położonym nieopodal stacji Dębna Opoczyńska w województwie opolskim. Jak informuje Gazeta Wyborcza, w pociągu przebywało ponad 700 osób, a przez ponad godzinę nikt nie udzielił informacji o kolejnych krokach. Niestety upał nie sprzyjał postojowi. Wagony tak się nagrzały, że ludzie zaczynali samodzielnie wychodzić na powietrze.
Na szczęście pociąg utknął nieopodal lasu, więc to właśnie tam schronili się pasażerowie oczekujący na podjęcie konkretnych działań. Dziennikarz, który był na miejscu, opisał dokładnie całe zdarzenie i zaznaczył, iż w jego opinii obsługa nie była przygotowana na taką sytuację, a PKP Intercity poległo na tle zarządzania kryzysowego.
Na szczęście o zdarzeniu poinformowano Komendę Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Opocznie, która zleciła, aby na miejscu pojawiła się jednostka strażaków z OSP KSRG Poświętne. Pasażerom rozdano wodę, ale dopiero po kolejnych dwóch godzinach zmęczeni upałem otrzymali informację, że pojawią się autokary zastępcze. Jak zaznacza dziennikarz Gazety Wyborczej, mieli szczęście, że do awarii doszło w miejscu, gdzie wspomniane autobusy miały szansę dojechać. Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Na oficjalnej stronie przewoźnika można sprawdzić bieżące komunikaty PKP. Okazuje się, że tylko w ciągu ostatnich dni Polskie Koleje Państwowe miały sporo problemów. Z komunikacji zastępczej w formie autobusów musieli skorzystać pasażerowie podróżujący w relacji Krynica Zdrój - Kraków Główny. Co więcej, powód był ten sam co kolejnego dnia na zupełnie innej trasie, czyli awaria lokomotywy. Co robi przewoźnik? Prosi o zwracanie uwagi na komunikaty głosowe i przeprasza za utrudnienia.
Jest mi żal kierownika pociągu, bo zarządzanie kryzysowe wyglądało tak, że dwie godziny wisiał na telefonie
- podsumował redaktor Gazety Wyborczej, odnosząc się do sytuacji z niedzielnej podróży. Wspomniana awaria przydarzyła się dwukrotnie w ciągu dwóch dni. W związku z tym trudno mówić o incydencie, a jeszcze trudniej zrozumieć, że przewoźnik nie reaguje natychmiast i wspomniane zarządzenie kryzysowe jest na tak niskim poziomie.