Miłośnicy błogiego wypoczynku nad morzem uwielbiają spędzać letnie urlopy w popularnych miejscowościach takich jak Władysławowo, Mielno czy Chałupy. Wygrzewają się na rozgrzanym piasku, ochładzają w orzeźwiającym Bałtyku, a potem wygłodzeni ruszają na poszukiwania świeżej ryby. W końcu przychodzi czas płacenia rachunku, a turyści przecierają oczy ze zdziwienia.
13 lipca jeden z użytkowników Twittera wybrał się na wycieczkę do Chałup wraz z żoną i trójką dzieci. Podczas pobytu nie obyło się bez wizyty w nadmorskiej restauracji. Na zdjęciach opublikowanych w mediach społecznościowych możemy zobaczyć, że pięcioosobowa rodzina zamówiła dorsza, solę i turbota. Na stole nie zabrakło też surówek, frytek, dania z makaronu oraz napojów. Chociaż relacja została opatrzona groźnym tytułem "paragonu grozy", to okazuje się, że końcowa kwota wcale taka straszna nie była.
Po skończeniu posiłku rodzina otrzymała rachunek na kwotę 247,50 zł. Autor posta przyznał, że był zaskoczony... jednak pozytywnie. Podobnego zdania byli także inni internauci, którzy zwrócili uwagę na duże porcje.
Dwa lata temu taka cena zwaliłaby z nóg, teraz to nawet tanio
- napisał jeden z użytkowników.
Też się zdziwiłem. Myślałem, że za cały zestaw pójdzie 300+
- dodał autor posta.
Jeden z komentujących przyznał, że to "bardziej paragon uśmiechu niż grozy". Wyznał, że dużo więcej zapłacił za obiad podczas pobytu w Szklarskiej Porębie. Inny internauta dodał, że pięć lat temu więcej wyniósł go posiłek dla dwóch osób w Chorwacji. Zamówił rybę, frytki, surówkę i piwo za 300 zł... a w dodatku się nie najadł. Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.