Już od dłuższego czasu Polacy narzekają na panującą w kraju drożyznę. W mediach społecznościowych krytykują obecne ceny w restauracjach, sklepach oraz hotelach. Nie rezygnują jednak z wakacji. Starają się zaoszczędzić na każdym kroku, a swoje frustracje wyładowują na obsłudze.
Sprzedawcy znad Bałtyku wyznali w rozmowie z serwisem kobieta.wp.pl, że tegoroczny sezon jest zupełnie inny. Zaczepki, ubliżenia i przekleństwa wpisały się w obraz popularnych nadmorskich miejscowości.
Traktują nas jak bydło. Wyzywają od złodziei, komentują ceny, uważają, że z nich zdzieramy, a tak naprawdę mamy ceny jak w dyskontach. Niektórzy w ogóle nie przychodzą na zakupy, tylko chcą sobie pokrzyczeć, złoszczą się, że piwo jest droższe o złotówkę, niż w Biedronce
- tłumaczył pan Kamil z Juraty.
Turyści stali się bardziej roszczeniowi, zapominają o prostych słowach jak "proszę", "przepraszam" i "dziękuję". Coraz częstsze są także kradzieże. Jak poinformowała pani Magda z Międzyzdrojów, w ubiegłym tygodniu jeden z klientów został przyłapany na próbie przywłaszczenia... pulpetów w słoiku.
Podobnie sytuacja wygląda m.in. w Krynicy Morskiej. Właścicielka jednej z restauracji przyznała w rozmowie z money.pl, że niektórzy klienci próbują zaoszczędzić, przelewając wódkę pod stołem do szklanki. W tym przypadku zwrócenie uwagi skończyło się napluciem na rachunek. Inni spotkali się z urlopowiczami, którzy zamawiali w lokalu napoje i wyciągali z plecaków własne jedzenie.
Klienci potrafią zwyzywać kelnerkę - lecą słowa na "k", na "ch"
- mówiła właścicielka restauracji.
Nagminnie zdarzają się także sytuacje, kiedy turyści starają się uniknąć uregulowania rachunków. Po zjedzeniu posiłku tłumaczą, że jedzenie im nie smakowało, więc płacić nie zamierzają. "Ostatni rok dał ludziom wycisk. To, co mieli odłożone na wakacyjne szaleństwo, musieli przeznaczyć na codzienne przetrwanie" - zauważył pan Adam, właściciel lokalu w Krynicy Morskiej. Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.