Polskie morze bez tłumów? "Za pięć tysięcy złotych wyjechałem z żoną na Rodos"

Przepełnione plaże to żadna atrakcja, zwłaszcza kiedy wokół panuje klasyczny, polski parawaning i wręcz nie ma gdzie wcisnąć palca, a co dopiero położyć ręcznik. Okazuje się jednak, że w tym roku nie wszędzie będą tłumy. W grę wchodzą wysokie ceny, a ekspert zdradza, że ludzie widzą, że przestało się opłacać.
Zobacz wideo Czy ceny nad morzem bardzo skoczyły do góry? Spytaliśmy wypoczywających w Sopocie [SONDA]

Wakacje nad morzem to od zawsze jeden z najpopularniejszych kierunków urlopowych. Jednak w tym roku nie każdy będzie mógł pozwolić sobie na wyjazd, a hotelarze zauważają spadek ilości rezerwacji. Ekspert zdradza, gdzie jest najmniejsze obłożenie.

Marzysz o wakacjach nad Bałtykiem? W tych miejscach nie będzie tłumów

Coroczny problem z masowym parawaningiem to zmora polskiego wybrzeża. Dlatego wiele osób rezygnuje z wyjazdu nad morze. Tym razem w grę wchodzą również koszty. Skutki wysokiej inflacji odczuwane są niemal na każdym kroku. Dlatego duża część Polaków rezygnuje z wyjazdów, lub szuka ofert za granicą, aby często płacąc mniej mieć gwarancję słonecznej pogody, pełne wyżywienie i możliwość poznania nowych miejsc.

Dyrektor zarządzający Pomorskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej, Łukasz Magrian, w rozmowie z portalem Wprost.pl przeanalizował poziom obłożenia w poszczególnych nadmorskich miejscowościach. Jak sam zaznaczył, niektórzy turyści decydują się na wyjazd z dnia na dzień, ponieważ pogoda jest tego lata dość niestabilna. Największe obłożenie w hotelach odnotowano w Trójmieście, jednak w mniejszych miejscowościach jest nawet 50 procent wolnych pokoi. Ponadto bogata oferta pensjonatów, hoteli, czy pokoi na wynajem sprawia, że obłożenie rozkłada się inaczej niż do tej pory. Chcąc spędzić wakacje nad morzem bez tłumów na plaży, wystarczy zrezygnować ze znanych kurortów i omijać duże miasta. Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

Polacy mają dość drożyzny? Wyjeżdżają i widzą różnicę

Odkąd loty samolotem przestały być luksusem dostępnym tylko dla bogatych, a stały się powszechnie dostępną formą podróżowania, wiele się zmieniło. Ludzie porównują ceny w Polsce i koszt wakacji za granicą i coraz chętniej opuszczają kraj na czas urlopu. 

Za pięć tysięcy złotych wyjechałem z żoną na Rodos. Spędziliśmy tydzień z piękną pogodą, czystą plażą i możliwością poznania innej kultury. Ceny w restauracjach były niższe niż w Polsce, a pokój w hotelu miał prawie 50 metrów kwadratowych, aneks kuchenny i sporą łazienkę, choć opłaciliśmy wyżywienie. Do dyspozycji basen, wszystko czyste, codziennie sprzątane. Moc atrakcji dookoła. Nad Polskim morzem za sam hotel musiałbym zapłacić prawie cztery tysiące złotych, a gdzie dojazd, wyżywienie i inne wydatki. Wolę jechać za granicę dwa razy w ciągu roku niż te same pieniądze wydać na krótki urlop w Polsce

- przyznaje Paweł, turysta z województwa świętokrzyskiego. To nie jedyna taka opinia. Jak przyznaje wspomniany ekspert, wysokie ceny w Polsce odstraszają turystów. Stąd coraz mniej osób chce wydawać ciężko zarobione pieniądze, lub oszczędności na kilka dni nad Bałtykiem.

W tym roku wypoczynek nad morzem jest zdecydowanie droższy niż w latach ubiegłych o około 15-20 procent niż w roku ubiegłym. W branży turystycznej wzrosły koszty ze względu na wszechobecną inflację. Podrożała energia, ceny żywności, a także koszt związany z zatrudnieniem pracowników

- podkreśla Łukasz Magrian w rozmowie z portalem Wprost.pl. Ceny sprawiają, że wraca trend wyjeżdżania z własnym prowiantem i poszukiwanie taniego zakwaterowania. Coraz mniej osób korzysta z ofert restauracji, lub znacznie skraca planowany pobyt.

Więcej o: