Dżungla Darién to region bagien i gęstych lasów, rozciągający się na przestrzeni 100 km od granicy między Kolumbią a Panamą. Jak donosi internetowe wydanie hiszpańskiego dziennika "El País", to właśnie tutaj znajduje się epicentrum jednego z największych kryzysów humanitarnych na świecie. Według najnowszych danych od początku 2023 roku niebezpieczną trasę przeszło aż 166 649 migrantów.
Wandermut - niemiecki start-up podróżniczy - postanowił zapewnić klientom nietypowe doznania. Jego autorzy wprowadzili do oferty wycieczki w regionie, w którym znajduje się jedna z najniebezpieczniejszych tras migracyjnych na świecie. Jak sami przyznają, podróż nie jest dla wszystkich.
Dotarcie do celu i przebieg całej trasy są niepewne
- zaznaczyli w materiale promocyjnym.
Trasa, którą udają się turyści, nie pokrywa się jednak dokładnie z tą, którą podążają migranci. Organizatorzy pominęli w wycieczce najniebezpieczniejsze obszary, w których ryzyko jest większe.
"El País" zwraca uwagę, że kontrast pomiędzy turystyką a tragedią ludzką jest przerażający. Od 2018 roku w Darién zginęło już co najmniej 258 osób uciekających przed prześladowaniami, dyskryminacją ze względu na płeć czy konfliktami zbrojnymi. Podczas ucieczki mogą liczyć tylko na siebie - na miejscu nie ma dróg, dojazd jest bardzo niebezpieczny nie tylko dla organizacji humanitarnych, lecz także służb granicznych.
Inaczej sytuacja wygląda w przypadku żądnych przygód turystów. Chętni, którzy zdecydują się na wyprawę survivalową, muszą uiścić opłatę w wysokości 3500 euro (ponad 15 tys. zł) i pokryć koszta lotu do Panamy. W cenę wchodzi także ubezpieczenie i ewakuację helikopterem w razie wypadku.
Oferta niemieckiej firmy jest szeroko krytykowana nie tylko w Ameryce Łacińskiej, lecz także w Europie. Przeciwnicy zauważają, że organizowanie wypraw do miejsc, w których cierpi tysiące ludzi, nigdy nie powinno się wydarzyć.
Dzisiaj, kiedy to czytasz, uprzywilejowani ludzie z pierwszego świata podróżują do Kolumbii do rejonu pełnego ciał migrantów, aby przeżyć przygodę w dżungli. Jeśli to nie sprawia, że chcesz zwymiotować, nie wiem, co sprawi
- napisał jeden z użytkowników Twittera.
Kontrowersje wokół tematu nie zniechęcają jednak pomysłodawców. Ci zapowiedzieli, że nadal zamierzają sprzedawać ekstremalne wycieczki do obszarów, "do których nikt inny nie chodzi". Chętnych z pewnością nie zabraknie. Tego typu miejsca przyciągają przede wszystkim miłośników tzw. dark tourismu, czyli odwiedzania lokalizacji związanych z morderstwami, gwałtami, klęskami żywiołowymi czy katastrofami. Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.