Niektórzy pasażerowie, czasami nieświadomie, wykazują się ogromnym brakiem szacunku w stosunku do personelu pokładowego. Awanturują się, obrażają, a nawet posuwają się do kontaktu fizycznego. Stewardesa w cotygodniowym blogu dla internetowego wydania "The Sun" poruszyła kwestię wzywania pracowników do swojego miejsca. Należy pamiętać, że można zrobić to grzecznie i z szacunkiem.
Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Kobieta wyjaśniła, że pasażerowie często dotykają stewardesy, by zwrócić ich uwagę. Jednak jest to przekroczenie pewnej granicy i pracownicy nie życzą sobie przekraczania bariery kontaktu fizycznego.
Byłem wcześniej popychana, szturchana, a nawet szczypana i to jest naprawdę nie do przyjęcia
- pisała stewardesa.
Poza dotykaniem nie powinniście krzyczeć ani traktować nas, jakbyśmy byli waszymi sługami
- dodała.
Dobrym pomysłem może wydawać się wciśnięcie przycisku wezwania znajdującego się w panelu nad głowami... ale czy zawsze? Autorka bloga zwróciła uwagę, że powinniśmy używać go do naprawdę ważnych sytuacji. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by zwrócić w ten sposób uwagę personelu, jeśli chcemy np. złożyć zamówienie. Wcześniej powinniśmy się jednak upewnić, że pracownicy nie są zajęci i czy to odpowiedni moment. Kobieta zaapelowała także do rodziców, żeby pilnowali dzieci, by nie bawiły się przyciskiem.
Stewardesa zaznaczyła, że istnieją lepsze sposoby na wezwanie personelu. Jeśli nie możemy znaleźć nikogo w korytarzu, dobrym pomysłem jest rozprostowanie nóg i po prostu przejście się na przód samolotu. Zamiast niegrzecznego kontaktu fizycznego, warto zwrócić uwagę mową... a nawet innymi dźwiękami.
Kobieta wielokrotnie spotkała się z gwizdaniem, klikaniem czy cmokaniem ze strony pasażerów, jednak nie przeszkadza jej to. "Nie wszyscy mówią po angielsku i każdy ma własne metody kontaktu ze stewardesami, więc nie mam nic przeciwko" - wytłumaczyła.