Konstancin-Jeziorna to malownicza, podwarszawska dzielnica willi i parków, zielonych ścieżek spacerowych i szlaków turystycznych, pensjonatów, uzdrowisk i Starej Papierni. Nie wszyscy jednak wiedzą, że szczególnie frapującym punktem na mapie tej miejscowości jest... pewien komisariat policji. Co ciekawego może być w starym, opuszczonym budynku komendy? Przecież to tylko kilka niszczejących ścian, pokrytych napisami sprejem. Czy aby na pewno? Zapewniamy was: nic bardziej mylnego.
Obiekt, o którym mowa, znajduje się przy ulicy Niecałej. I zaliczany jest do najbardziej nawiedzonych i przerażających miejsc w Polsce. Zanim jednak przejdziemy do mrocznych relacji funkcjonariuszy, którzy pełnili tam służbę, przybliżmy równie makabryczną historię tego budynku.
Komisariat mieścił się w starej willi, która liczy sobie już ponad 80 lat. Odkąd budynek powstał, jego pomieszczenia przeznaczono do użytku wszelkiego rodzaju służb mundurowych. Przypadło to na czasy głębokiego, powojennego komunizmu. W willi najpierw znajdowała się siedziba NKWD, potem UB i milicji. Na piętrze budynku zaaranżowano biuro przesłuchań więźniów politycznych. Można więc wyobrazić sobie, do jakich scen dochodziło w tej powojennej willi. Więźniowie miesiącami byli torturowani i katowani na niewyobrażalne sposoby. Kaci z NKWD i UB dysponowali całym arsenałem tortur, które z wyrachowaniem stosowali na uwięzionych. Osoby, którym udawało się je przeżyć, często potem nie przypominali samych siebie.
Ostatnimi "lokatorami" upiornej willi byli policjanci, już po transformacji ustrojowej. O ciarki nieco przyprawia fakt, że wówczas na potrzeby nowo powstałego komisariatu wyremontowano jedynie parter budynku. Piętro, gdzie dochodziło do najgorszych kaźni, pozostało nietknięte od czasów powojennych.
Doniesienia o niepokojących odgłosach i rzekomej obecności sił "nie z tego świata" pojawiały się już w okolicach 2000 roku, podobno z ust samych pracujących tam policjantów. Wszelkie szmery, jęki, krzyki, skrzypienie podłogi itp. miało być słychać właśnie z pierwszego piętra budynku. Dyżurni funkcjonariusze opowiadali, że do ich uszu dobiegały odgłosy kroków, choć w całej willi nie było nikogo poza nimi samymi.
W niektórych sytuacjach byli tak przerażeni i jednocześnie przekonani o prawdziwości tych zdarzeń, że z naładowaną bronią w ręku robili nocny obchód po pomieszczeniach willi, chcąc sprawdzić, czy ktoś przypadkiem nie włamał się do środka. Nigdy nikogo nie znaleziono, choć szukali również na pierwszym piętrze.
Swego czasu obszerny materiał na temat komisariatu, w którym straszy, opublikował portal opisujący różnego rodzaju zjawiska paranormalne - 4wymiar.pl. Autorzy artykułu przywoływali relacje policjantów, którzy pełnili tam dyżury. Jak pisali, "zebrane przez nas informacje i materiały świadczą jednoznacznie, że mamy tutaj do czynienia z autentycznymi przypadkami manifestacji niewidzialnej siły".
Jedna z historii stanowiła wspomnienia policjanta, który - będąc sam na nocnej zmianie - usłyszał niepokojące odgłosy. Miał wrażenie, jakby ktoś w pomieszczeniu wyżej zeskoczył z parapetu, a potem przechadzał się po schodach. Chwilę później drzwi do dyżurki miały się same otworzyć.
Kiedy uświadomiłem sobie, że nikt nie wszedł do dyżurki, powolutku podszedłem do biurka i przez radiostację ściągnąłem radiowóz, nie puszczając już ich na patrol. Po prostu bałem się
- miał powiedzieć mężczyzna, cytowany przez 4wymiar.pl.
Po wejściu do dyżurki zobaczyłem siedzącego w fotelu kolegę. Był przerażony i roztrzęsiony! W rękach trzymał przeładowaną broń automatyczną. Powiedział mi, że ktoś wszedł do dyżurki. Zapytałem o szczegóły. Zaczął opowiadać, że spostrzegł, jak nagle z korytarza wszedł mężczyzna w mundurze. Dyżurny nie potrafił określić, jaki to był mundur, tzn. do jakich jednostek mógł należeć. Stwierdził jedynie, że na pewno była to postać w mundurze, i co ważne i charakterystyczne, mężczyzna ten miał wysokie, oficerskie buty. Przechodząc przez korytarz, spojrzał w stronę pełniącego dyżur kolegi. Po chwili, trwało to około kilku sekund, mężczyzna ten cofnął się, wszedł za róg korytarza i… zniknął
- można było z kolei dowiedzieć się z relacji drugiego cytowanego funkcjonariusza policji.
Wokół opuszczonej willi narosło bardzo wiele hipotez. Ta o nawiedzającym ją duchu łysego oficera NKWD w okolicach 40-tki jest najpowszechniejsza. Mówiło się jednak też o tym, że z willi słychać jęki ofiar, które podczas przesłuchań katowali funkcjonariusze NKWD i UB. A jeszcze inna krążąca po Konstancinie pogłoska mówi o niezwykłym skarbie, który miał być tam ukryty jeszcze za czasów II wojny światowej. Zdaniem niektórych, gdy Niemcy napadły na Polskę, wówczas zamożni mieszkańcy Warszawy poukrywali swoje dobra właśnie w tej willi i teraz ich duchy nawiedzają budynek, aby strzec kosztowności.
Jak jeszcze dodaje serwis 4wymiar.pl, na miejsce wezwano kiedyś tzw. medium. Kobieta stwierdziła, że "nawiązała kontakt", tym "wykrywając obecność" mężczyzny w wieku około 40 lat, odpowiadającego powyższemu opisowi.
Wszystko wskazuje więc na to, iż budynek, w którym mieściła się kiedyś Komenda Policji w Konstancinie nawiedzany jest przez ducha oficera NKWD lub UB, który najprawdopodobniej wykonywał wyroki, a teraz pokutując, szuka wybaczenia
- można było przeczytać na łamach serwisu.
Warto oczywiście z całą mocą podkreślić, że powyższe opowieści o duchach i rzekomym nawiedzeniu są po prostu ciekawym elementem folkloru okolicy, ale równie mocno należy poddawać je w wątpliwość. Żadna dziedzina nauki do tej pory nie "udowodniła" obecności duchów, a historia opowiadane z ust do ust mają to do siebie, że często z czasem nabierają zupełnie nowego przekazu i formy.
Ten niepozorny budynek wzniesiony z czerwonej cegły, jest obecnie całkiem opuszczony i z roku na rok niszczeje. Postać 40-letniego oficera UB, który ma straszyć w starym komisariacie, stała się motywem przewodnim wielu artykułów i filmów w Internecie. Zresztą to tajemnicze miejsce przyciąga już nie tylko amatorów zjawisk paranormalnych, ale też fotografów, podróżników i popularyzatorów historii. Stara willa jest już tak popularna, że stała się po prostu lokalną atrakcją turystyczną. Jeśli lubicie dreszczyk emocji, jedźcie zobaczyć ją na własne oczy.
Źródła: Gazeta.pl/Podroze.gazeta.pl/wyborcza.pl/intotheshadows.pl/4wymiar.pl/gazeta.policja.pl