Mykonos jest jedną z najpopularniejszych greckich wysp, co roku odwiedzana przez tłumy turystów z całego świata. Przyciągają ich tu kolorowe łódki, plaże, malownicze dzielnice portowe, eleganckie jachty i oczywiście piękna pogoda. Jednak oprócz wspaniałych widoków na miejscu czeka ich także pewne owiane złą sławą miejsce.
Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
DK Oyster, bo o nim mowa, to restauracja, o której od kilku miesięcy jest głośno w mediach i na portalach społecznościowych. W serwisie TripAdvisor miejsce uzyskało jedynie 2 gwiazdki i aż 1775 komentarzy... w większości negatywnych. Internauci skarżą się na jakość jedzenia i horrendalne ceny, o których nie informuje się na początku.
Unikaj za wszelką cenę. Zwabią cię "darmowym leżakiem", jeśli zamówisz drinka, ale nie powiedzą ci, że ceny napojów zaczynają się od 58 euro
- pisał jeden z użytkowników.
Oszustwo. Zapłaciłem 957 euro za jedną sałatkę, przystawkę, danie główne i dwa kieliszki wina. Personel próbuje cię zastraszyć, menu wprowadza w błąd i nie są dostarczane szczegółowe paragony
- ostrzegał inny.
Wielu turystów podzieliło się przykrymi doświadczeniami w mediach, o czym pisaliśmy już m.in. w lutym. "The Mirror" opisał wówczas historię Jessiki Yarnall i Adama Hagauna z Montany w Stanach Zjednoczonych. Para wyznała, że kelnerzy od samego początku byli bardzo natarczywi, a później zaczęli im przynosić jedzenia, którego nie zamawiali. Trudno było się z nimi porozumieć przez barierę językową, więc ostatecznie zgodzili się przyjąć to, co im zaproponowano.
Prawdziwy szok nastąpił, kiedy otrzymali rachunek. Na nim widniała szokująca kwota w wysokości ponad 800 euro, czyli około 3,8 tys. zł. Okazało się, że ceny na paragonie nie zgadzały się z tymi zaprezentowanymi w menu. Przykładowo za mojito mieli zapłacić 100, zamiast 25 euro, a obsługa tłumaczyła to faktem, że otrzymali "specjalną" wersję drinka.
Jak zwrócił uwagę serwis podroze.wprost.pl, po burzy w mediach i dochodzeniu przeprowadzonym przez dziennikarzy "Daily Mail", szybko wyszło na jaw, że restauracja naciąga jedynie turystów, a miejscowym proponowane są znacznie niższe ceny. Przykładowo jeden z pracowników lokalnego sklepu na wyspie zamówił sześć ostryg i zapłacił jedynie 30 dolarów.