W najpopularniejszych kurortach na świece możemy spotkać się z jednym, dość uciążliwym problemem. Natarczywi sprzedawcy chodzą między plażowiczami, nachalnie zagadują i za wszelką cenę próbują przekonać ich do zakupu towaru. Kolorowe chusty, ręczniki, okulary, pamiątki, gadżety do telefonów czy przekąski - czego tylko dusza zapragnie. Nie zniechęcają ich jednak odmowy, co sprawia, że pobyt na plaży staje się niezwykle uciążliwy. Z tego też powodu w niektórych miejscowościach władze zaczęły wprowadzać surowsze przepisy.
Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Naprzeciw turystom wyszła m.in. najpopularniejsza imprezowa plaża na Bali - Kuta Beach. Miejsce oceniło już ponad 38,5 tys. użytkowników Google, które pozwoliły mu zdobyć łączną ocenę 4,5. Turyści doceniają tam ciepłą i czystą wodę, przestrzenność, delikatny piasek, a także dużo fal dla surferów. Jednak przez długi czas musieli oni stawać oko w oko z nagabującymi handlarzami. Jak pisał jeden z internautów trzy lata temu, namawiali urlopowiczów za zakupu nie tylko napojów, odzieży czy desek do surfingu, ale i do... masażu czy usługi manicure.
W marcu lokalne władze doszły do wniosku, że na miejscu pojawia się zbyt wielu sprzedawców, co utrudnia turystom korzystanie z kultowej lokalizacji. Jak zwrócił uwagę onet.pl, zgodnie z oficjalnymi danymi działa ich tam łącznie 1200, co daje... 30 handlarzy na 100 metrów. Miejscowi uznali, że ograniczenie ich liczby (do co najmniej 800) jest konieczne ze względu na przeludnienie i zmniejszenie obszaru plaży z powodu naturalnej erozji linii brzegowej. Dodatkowo mają oni teraz otrzymywać specjalne licencje.
Jak dodał onet.pl ograniczenia obowiązują też w Tunezji. Tam handlarze mogą chodzić wyłącznie wzdłuż linii brzegowej, nie od ręcznika do ręcznika. Co ciekawe, w Kenii sprzedawcy biorą udział w szkoleniach na temat etykiety i noszą specjalne uniformy.