O godzinie 6.32 czasu lokalnego w Seulu uruchomiono system alarmowy. Przez publiczne głośniki nawoływano do ewakuacji. Alerty pojawiły się również w telefonach komórkowych. "Alarm wojenny" został rozesłany do dziesięciomilionowej populacji Seulu oraz do turystów przebywających w mieście. Po niespełna półgodzinie seulczycy otrzymali powiadomienie o "pomyłkowej" wysyłce komunikatu.
Władze Seulu stanowczo podkreśliły, że "wystrzelenie przez Koreę Północną rakiety z satelitą szpiegowskim jest naruszeniem rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ". Rakieta w wyniku awarii rozbiła się nad Morzem Żółtym. Armia Korei Południowej poinformowała, że zlokalizowała szczątki satelity około 200 km na zachód od południowo-zachodniej wyspy Eocheongdo i jest w trakcie ich wydobywania.
"Prosimy o przygotowanie do ewakuacji. Pozwólcie ewakuować się najpierw dzieciom i osobom starszym", usłyszeli w środę rano przerażeni mieszkańcy Seulu. Wystrzelenie rakiety spowodowało uruchomienie systemu ostrzegawczego na japońskiej wyspie Okinawa oraz w stolicy Korei Południowej, Seulu. Oba alarmy zostały po niedługim czasie zniesione, jednak zanim do tego doszło, mieszkańcy Seulu przygotowywali się na najgorszy scenariusz, czyli rozpoczęcie wojny ze swoim sąsiadem - totalitarną Koreą Północną. Była to już szósta z kolei próba wystrzelenia pocisku rakietowego przez reżim Kim Dzong Una. Ostatnia miała miejsce w 2016 roku.
Oburzeni seulczycy żądają w mediach społecznościowych dymisji burmistrza Oh Se-hoona. Twierdzą, że takie "pomyłki" nie powinny mieć miejsca w tak rozwiniętym mieście jak Seul. "Zgodnie z zaleceniami zabrałem dwójkę moich małych dzieci na podziemny parking. Teraz nikt nie uwierzy w prawdziwy alarm, tak jak w bajce o chłopcu, który wołał wilka", cytujemy za portalem Guardian wypowiedź jednego z mieszkańców.
Korea Północna kilka dni wcześniej poinformowała Międzynarodową Organizację Morską o planie wystrzelenia rakiety między 31 maja a 10 czerwca tego roku. Określiła przy tym morskie strefy zagrożenia wokół miejsc wodowania na zachód od Korei Południowej. Biorąc pod uwagę to oczywiste ostrzeżenie, wielu ekspertów z zakresu pocisków i rakiet twierdzi, że decyzja o wszczęciu alarmu i wysłaniu komunikatów była pozbawiona sensu. "Syrena wydaje się nieprzydatna w Okinawie, a w Seulu po prostu głupia, bo miasto nawet nie znajdowało się w trajektorii lotu rakiety", komentuje w rozmowie z portalem NK News astronom Jonathan McDowell.
Więcej podobnych tematów znajdziesz na Gazeta.pl