Zaletą mojego pierwszego nauczyciela niemieckiego było to, że oprócz przekazywania wiedzy o języku starał się mnie uczyć o Berlinie. Wiedział, że w moim domu graffiti jest otoczone swego rodzaju kultem, bo jestem związana z grafficiarzem. Pewnego razu Jenz podesłał mi zupełnie niespodziewanie książkę Odem: on the run […], czyli kultową pozycję w berlińskiej scenie graffiti, opowiadającą o działalności nieżyjącego już artysty Odema. Jej lektura pomaga zrozumieć fascynację tym rodzajem twórczości. Historia opowiedziana jest z perspektywy nastoletniego chłopaka, który dorastał w Berlinie lat dziewięćdziesiątych i rozwijając swą pasję do graffiti, jednocześnie konfrontował się z brudnym wymiarem berlińskich ulic tamtej dekady. Jest to wciągająca opowieść, oddająca surowość klimatu miasta i obrazująca charakter ówczesnej sceny. Od Jenza otrzymałam jeszcze kilka innych tytułów związanych z graffiti, w tym album o twórczość muralowej wschodnioberlińskiego streetartowca i wspinacza Lake’a.
W tym rozdziale postaram się nie zarzucać was nadmiernie szczegółowymi informacjami, a raczej zwrócić uwagę na pewne istotne kwestie. Przede wszystkim ważne jest, że określenie "graffiti" w rozumieniu osoby, która się nim zajmuje, odnosi się jedynie do napisów (style writing); wszystko inne jest szeroko pojętą sztuką ulicy. Nie każdy się z tym zgodzi, ale dla mnie graffiti jest czymś więcej niż zwykłym mazaniem po ścianach i aktem wandalizmu. Po latach osobistych obserwacji uważam, że jest to przejaw artystycznej ekspresji w naznaczonych kapitalizmem miejskich realiach i wyraz buntu wobec niego.
Zaraz po wzniesieniu muru pojawiły się na nim pierwsze hasła o zabarwieniu politycznym. Powtarzały się napisy "DDR=KZ" (DDR – NRD, Konzentrationslager – obóz koncentracyjny) i Schandmauer (mur wstydu). Stopniowo dodawano inne slogany i tagi, aż betonowe ściany w niektórych miejscach niemal całkowicie pokryły się kolorem. Dziś resztki muru obejrzeć można w East Side Gallery, ciągnącej się nad Sprewą po stronie Friedrichshainu, na długości ponad kilometra. Malowidła powstały jednak dopiero po jego upadku. Bodaj najbardziej znana jest reprodukcja zdjęcia socjalistycznego braterskiego pocałunku Leonida Breżniewa i Ericha Honeckera, wykonana przez Dmitrija Vrubela w 1990 roku. Inni artyści, którzy znaleźli się w tej miejskiej galerii sztuki, to także Thierry Noir, Thomas Klingenstein, Gabriel Heimler, Birgit Kinder, Christine Kühn i Kani Alvi.
Wracając do berlińskiego graffiti, jego prawdziwej genezy należy szukać w latach osiemdziesiątych, kiedy w alternatywnych środowiskach z zainteresowaniem przyglądano się temu, co działo się już w innych ważnych ośrodkach miejskich, a zwłaszcza w Nowym Jorku, Paryżu i Amsterdamie. Inspirował styl i technika prac z tamtych miast, stanowiących przez długi czas punkt odniesienia dla lokalnej sceny. Z oczywistych względów rozkwit nastąpił, gdy znacznie przybyło wolnych ścian do zagospodarowania. Szare fasady pustostanów w dawnym Berlinie Wschodnim zachęcały, aby uczynić je ciekawszymi. Do wschodnich dzielnic miasta przenieśli się artyści z Berlina Zachodniego. Tworzenie nowych rzeczy okazało się sposobem na odnalezienie siebie w nowych realiach. We wszechogarniającym chaosie tamtych czasów z łatwością można było pozwolić sobie na więcej. Oprócz budynków zabrano się też za malowanie wagonów komunikacji miejskiej. Bezproblemowo udawało się nawet robić tak zwane wholecars, czyli całe zasprejowane pociągi.
Okładka książki 'Taki jest Berlin. O mieście kontrastów i ciągłych zmian' Justyny Burzyńskiej Wydawnictwo MUZA S.A.
Train writing uznawany jest za najciekawszą i najbardziej złożoną z form graffiti. Wymaga odpowiedniego przygotowania i umiejętności, a także przeważnie i pracy zespołowej. Sama faza wykonania jest na ogół ekspresowa, zdarza się, że odbywa się w niebezpiecznych warunkach. Poświęcony temu tematowi film dokumentalny Unlike U […] pokazuje, dlaczego writerzy szukają adrenaliny w malowaniu pociągów w Berlinie. Przekonuje on również o tym, że jeśli chodzi o undergroundowe graffiti, Berlin jest Nowym Jorkiem Europy. Właściwie wszystko wokół kolei i miejskiej sieci transportowej stało się atrakcyjne, również mury i wszelkiego rodzaju powierzchnie wielkoformatowe widziane od strony przejeżdżających S-Bahnów. Pojawiły się też pierwsze halls of fame – legalne ściany, na których writer może pracować bez zakłóceń i presji czasowej, zatem ma szansę w pełni zaprezentować swoje umiejętności. Aktualnie takich ścian jest w Berlinie znacznie mniej niż na początku, znajdują się między innymi w Mauerparku, przy Südgelände, w parku Gleisdreieck, na elewacji squatu Tommy Weisbecker Haus, przy Alte Feuerwache czy na Northside Gallery.
[...] Ciekawą postacią jest Martha Cooper – fotografka z Nowego Jorku, która od ponad czterdziestu lat podąża śladami grafficiarzy, dokumentując ich pracę (i wciąż robi to z wielkim optymizmem i energią). Wraz z innym artystą – Ninją K. – przez rok towarzyszyła berlińskiej ekipie 1UP podczas przeprowadzanych przez nią akcji. Efektem wspólnych wysiłków jest zbiór zdjęć opublikowany w albumie One week with 1UP (2021). W rozumieniu artystki graffiti to "ulotna sztuka", która pojawia się na chwilę i zaraz znika, jedynie dzięki fotografiom można ją trwale zachować. Każdy grafficiarz i tak stara się sfotografować swoje dzieła, ale nie zawsze się to udaje po fakcie (bo na przykład nie sposób już namierzyć pomalowanego pociągu), dlatego zdjęcia z akcji są wyjątkowo cenne. Cooper posiada ogromne archiwum zdjęć z całego świata. Starsza już kobieta wciąż jest prawdziwą ikoną sceny, a jej książka Subway Art, ukazująca działalność writerów w nowojorskim metrze, jest biblią każdego grafficiarza. Jej nazwiskiem nazwano bibliotekę w Berlinie przy muzeum Urban Nation, dysponującym zbiorami w tematyce graffiti i street artu. Berlińskimi odpowiednikami Marthy Cooper są Kevin Schulzbus (@kevin_schulzbus_original) i Sven Scholz (@sven.scholz.berlin).
Do sceny należy też Rocco und seine Brüder. Kolektyw rozszerza zakres swojej aktywności na street art, tworząc kontrowersyjne instalacje w sieci komunikacji miejskiej, na ulicach i w galeriach (choć, jak sami piszą na murach berlińskich stacji, "sztuka wstawiona w ramę jest jak ptak w klatce"). Do ich popisowych numerów należało przykładowo ustawienie klęcznika i krzyża przed bankomatem i przyglądanie się reakcjom ludzi, wyciągnięcie płyt chodnikowych i przekształcenie odkrytej ziemi w nagrobek z hasłem "6,20 €/m²", zamontowanie trzydziestu atrap kamer w wagonie U-Bahnu oraz ogromnej liczby znaków i naklejek informujących, że obiekt jest monitorowany. Zobojętniali pasażerowie nawet nie zwrócili uwagi na ten nadmiar kontroli. Najbardziej spektakularną akcją ekipy było zaaranżowanie pokoju w podziemnym korytarzu należącym do BVG, czyli miejskiego przedsiębiorstwa transportowego. Do prasy na całym świecie trafiły później zdjęcia tego wymyślonego wnętrza z łóżkiem, kwiatkiem, fotelem i telewizorem, a dziennikarze zastanawiali się, kto w ten sposób urządził się w podziemiach. Podejrzewano, że ulokował się tam jakiś uchodźca. Nikomu nie przeszło przez myśl, że jest to artystyczny prank. Rocco und seine Brüder otwarcie poddają krytyce niemieckie społeczeństwo, państwo i wielkie przedsiębiorstwa. Głównym antybohaterem jest dla nich Deutsche Bank, który jako instytucja kredytowa pośrednio finansuje w miliardach produkcję broni jądrowej. Na znak protestu twórcy oświetlili nocą czerwonym światłem reflektorów siedzibę banku.
[...] Bez graffiti Berlin byłby nieskazitelny jak Monachium. Spontanicznie powstająca twórczość w miejskich realiach stanowi o charakterze niemieckiej stolicy. Im jej więcej, tym bardziej czuć, że miasto należy do jego mieszkańców, a nie inwestorów. Wykorzystywanie przestrzeni poza ramami kapitalizmu wpisuje się w ruch "odzyskiwania miasta" ("Reclaim Your City"). Oczywiście niektórym zdarza się kwestionować zakres ulicznej działalności artystycznej, uznając ją za nielegalną, jednak jest ona magnesem, który przyciąga twórców i turystów z całego świata, tworząc unikatowy kapitał kulturowy.
Fragment książki "Taki jest Berlin. O mieście kontrastów i ciągłych zmian" Justyny Burzynski opublikowaliśmy dzięki uprzejmości wydawnictwa MUZA S.A.