Właściciele psów muszą mieć oczy dookoła głowy bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Coraz częściej zdarza się, że zwyrodnialcy rozrzucają zatrute mięso lub przysmaki w miejscach, gdzie najczęściej spacerują ludzie z psami. Tłumaczą to tym, że psy zanieczyszczają okolicę lub hałasują. Tego sadyzmu nie da się jednak w żaden sposób usprawiedliwić, a za znęcanie się nad zwierzętami grozi do trzech lat pozbawienia wolności. Niestety, nie raz sprawcy pozostają anonimowi i tak jest w przypadku osoby, która na warszawskiej Pradze-Północ zostawiła na chodniku kawałki kiełbasy pełne szpilek.
Pani Anna, jak co wieczór, spacerowała ze swoim psem przy ulicy Stalowej w Warszawie. W drodze na skwerek jej pupil o imieniu Jackie zaczął zajadać się znalezionym kawałkiem mięsa. Kobieta natychmiast zareagowała i zaczęła wyciągać psu jedzenie z pyska. Jak się okazało, wszystko nafaszerowane było dużymi szpilkami. Wypowiedź właścicielki poszkodowanego psa przytoczył Miejski Reporter na Facebooku:
Poszłam z psem, na smyczy o 21.30 na spacer i idąc ulicą Stalową na skwerek, zauważyłam, że leży kawałek kiełbasy, do którego natychmiast się mój pies wyrwał. Kiedy się schyliłam, żeby mu wyrwać z pyska, zobaczyłam, że leży tego mnóstwo na chodniku. Jednego kawałka nie zdążyłam mu wyrwać [...]. My wylądowaliśmy na pogotowiu weterynaryjnym na Książęcej. I dzięki wspaniałym paniom doktorkom udało się bez endoskopii.
Jak podała również pani Anna, w każdy kawałek były wepchnięte co najmniej dwie szpilki. Wszystko z pomocą syna pozbierała z ziemi, a sprawę zgłosiła na policję oraz straż miejską.
Pani Anna nie zwlekała z zabraniem psa do gabinetu weterynaryjnego. Wiedziała bowiem, że psu udało się zjeść jedną z nafaszerowanych kiełbasek. Lekarze stymulowali psa do wymiotów i na całe szczęście skutecznie. Gdyby nie udało się zmusić czworonoga do tego, by samodzielnie zwrócił zjedzony kawałek mięsa, konieczne byłoby przeprowadzenie zabiegu endoskopii. Polega on na włożeniu endoskopu, czyli wziernika z własnym źródłem światła, do przewodu pokarmowego psa. Dzięki temu ocenia się, w jakim stanie jest układ pokarmowy oraz czy jest konieczność wykonania operacji. Na szczęście w przypadku Jackiego obyło się bez tego, a pies zwrócił treść pokarmową. Dziś ma się dobrze i wyszedł z całej sytuacji bez szwanku, jednak wcale nie musiało się tak skończyć. Dodatkowo warto również wspomnieć, że ratunek czworonoga wyniósł 550 złotych.
Kobieta postanowiła powiadomić swoich sąsiadów i mieszkańców Pragi-Północ na sąsiedzkiej grupie na Facebooku. Opisała całą sytuację, zamieściła również zdjęcia zebranego przez nią mięsa pełnego szpilek. Odzew był jednak zaskakujący. Inni mieszkańcy zauważyli, że w kamienicy, przy której rozrzucono wspomniane mięso, mieszka kobieta, która od razu stała się podejrzaną w sprawie. Według relacji internautów, przytoczonej przez radiozet.pl, rzuca ona nie raz w ludzi kamieniami ze swojego balkonu, a z okna wyrzuca własnego kota. Podobno w pobliżu mieszka również inna kobieta, która uprzykrza życie swoim sąsiadom. Wybija ona bowiem szyby w autach. Niestety, policja, według relacji poszkodowanych, nie reaguje w sprawie. Mimo to mieszkańcy Pragi-Północ nie zamierzają pozostawić tej sprawy bez reakcji. Wszystkie sytuacje zgłoszone zostaną na policję.
Niestety, historii o sadystach, którzy tylko pragną cierpienia niewinnego zwierzęcia, nie brakuje. Jedną z podobnych sytuacji przeżyli również właściciele czworonoga w Sokółce. Sprawa działa się na początku maja 2020 roku. Właściciele psa zauważyli, że mięso nafaszerowane szpilkami znajduje się wewnątrz posesji, a dokładniej porozrzucane jest dookoła budy pupila. Ten na szczęście nie zdążył niczego zjeść, a czujne małżeństwo natychmiast zgłosiło sprawę na policję. Sprawcą okazał się inny mieszkaniec wsi, 67-letni mężczyzna, którego zatrzymano jeszcze tego samego dnia.
Z podobnym problemem zmagał się również pan Radek z Piotrkowa Trybunalskiego. Pewnego letniego dnia musiał wyjść na zakupy do pobliskiego sklepu. Ponieważ podróż wraz z powrotem nie miała zająć mu wiele czasu, a pogoda dopisywała, postanowił zostawić psy na podwórku. Gdy wrócił, czworonogi wymiotowały krwią i miały problemy z oddychaniem. Pan Radek natychmiast pojechał z nimi do weterynarza i rozpoczęła się walka o ich życie. Psy były w ciężkim stanie o wiele dłużej, niż każdy się spodziewał. Choć uratowano je na tyle, że mogły wrócić do domu, to nadal wymagały regularnych wizyt w gabinecie. Psiaki chudły z dnia na dzień, traciły apetyt oraz pragnienie. Na szczęście po kilku tygodniach regularnych kroplówek, przyjmowania leków i częstych wizyt u weterynarza, psy wyzdrowiały i wróciły do pełni sił. Co jednak sprawiło, że niemalże straciły życie?
Pan Radek uważnie przeszukał swoją posesję i to, co znalazł, zmroziło mu krew w żyłach. Tuż pod płotem leżały kawałki mięsa. Jedne nafaszerowane były trutką, a inne gwoździami. Ktoś najprawdopodobniej podszedł do ogrodzenia i rozsypał zatrute mięso za siatką. Na całe szczęście większość kawałków znalazła się poza działką pana Radka, lecz zatruć się nimi mogły inne psy, z którymi właściciele spacerowali w okolicy.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl