Więcej wiadomości przeczytasz na Gazeta.pl.
Pociąg zatrzymał się w okolicach miejscowości Toszek. Jak informuje Wprost.pl, postój spowodowany był awarią sieci trakcyjnej i połamania pantografu na lokomotywie. Z relacji pasażerów wynika, że przez długi czas nie poinformowano ich, co jest przyczyną zatrzymania się pojazdu. Nawet osoby, które regularnie jeżdżą koleją, nie spotkały się wcześniej z taką sytuacją.
Długo czekaliśmy na jakiekolwiek wyjaśnienia. Żaden z pasażerów nie wiedział tak naprawdę co się stało, ale po pół godzinie stania doszliśmy do wniosku, że musiało dojść do awarii. Później było już tylko gorzej
- mówiła jedna z poszkodowanych w rozmowie z nto.pl.
Początkowo pasażerowie mieli zostać przesadzeni do składu nowego pociągu, który pojawił się na torach. Jednak z powodu panujących na zewnątrz warunków pogodowych odstąpiono od tego pomysłu. Jak tłumaczyli później pracownicy kolei, na zewnątrz było ciemno i zbyt niebezpiecznie na takie manewry. Osoby, które utknęły w zepsutym pojeździe, widziały, jak pusty pociąg odjeżdża, a wraz z nim oddala się szansa na ratunek. Do tego w składzie zgasło światło i wyłączono ogrzewanie, a obsługa poinformowała pasażerów, że czynna jest tylko jedna toaleta. Ostatecznie po 239 minutach opóźnienia, pociąg ruszył dzięki pomocy lokomotywy spalinowej, która odciągnęła wagony do stacji w Toszku.
Biuro prasowe PKP Intercity wydało oświadczenie, w którym potwierdzono, że "zgodnie z pierwotnym założeniem pasażerów miał zabrać pociąg TLK Rozewie. Od tego odstąpiono ze względu na warunki uniemożliwiające ewakuację podróżnych – była to już późna pora, a ponadto podmokły teren w miejscu zatrzymania stwarzał zagrożenie".
Drużyna konduktorska poinformowała o tych warunkach, a także uprzedziła, że pociąg stoi na wysokim nasypie i stąd idących trudnościach z wyjściem i poruszaniem się po torowisku. Ze względów bezpieczeństwa poprosiła więc o nieopuszczanie składu
- czytamy w komunikacie.