W liście do naszej redakcji pani Teresa przyznała, że przebywała poza granicami kraju przez 50 lat. Powróciła siedem lat temu i od tego czasu stara się nadrabiać zaległości oraz odwiedzać dawno niewidziane miejsca. Tym razem postanowiła wybrać się do Ustronia, urokliwego miasta w województwie śląskim, a z nami podzieliła się wrażeniami.
Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
W odpowiedzi na jeden z naszych artykułów pani Teresa przyznała, że nie rozumie niezadowolenia turystów. Ona sama była usatysfakcjonowana z wizyty w Beskidach, gdzie nie spotkała się z wygórowanymi cenami.
Byłam na majówce w Ustroniu, tym nie Morskim i nie rozumiem, dlaczego te narzekania!
- napisała.
Następnie nasza czytelniczka zaczęła wyliczać. Obiad w restauracji hotelowej składający się z rosołu, sznycla cielęcego z młodą kapustą oraz kompotu to wydatek rzędu 40 zł. Z kolej za śniadanie typu bufet szwedzki zapłaciła 35 zł. Do wyboru były m.in. jajka sadzone, na twardo z majonezem, wędliny, sery, twarożek, warzywa, parówki, naleśniki oraz oczywiście kawa i herbata.
Wszystko świeżutkie. Nie wiem, gdzie ta narzekająca pani była
- zakończyła.
Odpowiedź pani Teresy dotyczyła historii pani Ilony, którą niedawno opisywaliśmy w jednym z artykułów. Kobieta postanowiła spędzić majówkę w Beskidach i była oburzoną powszechnie panującą drożyzną.
W liście do naszej redakcji kobieta wyjaśniła, że obecnie w restauracjach można spotkać się z popularną praktyką. W menu widnieje cena jedynie za samego kotleta, a za każdy dodatek trzeba zapłacić osobno. Tym samym podczas urlopu za schabowego zapłaciła 25 zł, 9 zł za ziemniaki i 9 zł za buraki. Koszt pierogów to 37 zł.
Pani Ilonie nie przypadło do gustu takie rozwiązanie i jak dodała:
Później jeszcze kilka razy spotkaliśmy się z tym, że dodatki nie były wliczone w cenę [...] Jak zwykle w Polsce naciągają ludzi, a potem dziwią się, że turyści wolą jeździć za granicę.