Chaos, odwołane loty i tłumy zdezorientowanych pasażerów. Polacy przeżyli majówkowy powrót z piekła rodem

Majówka to czas, w którym wielu Polaków wyrusza w podróże nie tylko po Polsce, ale i za granicę. Jednak jak się okazuje, wyjazdy i powroty bywają prawdziwym koszmarem nie tylko ze względu na wszechobecne korki. Przekonali się o tym turyści wracający w ostatnim czasie z Włoch.

Wielu Polaków postanowiło spędzić długi weekend majowy we Włoszech. Jednak mimo wyjątkowych chwil w stylu włoskiego "dolce vita" nie powrócili do kraju wypoczęci. Ich humor został skutecznie zniszczony w środę, 3 maja na lotnisku w Bolonii

Zobacz wideo Miasto kochanków, jezioro marzeń i... ekstremalna niespodzianka. Skuś się na włoskie wakacje [TRIP WE DWOJE]

Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Chaos na włoskim lotnisku

Jak poinformowali czytelnicy serwisu wprost.pl, 3 maja w bolońskim porcie lotniczym rozpoczął się kilkugodzinny strajk pracowników. Akcja poważnie odbiła się na pasażerach znajdujących się w tym czasie na lotniskach. Na miejscu były problemy ze światłem i wodą, nie działały bramki, a odprawa odbywała się ręcznie.

Na lotnisku są przeogromne tłumy zdezorientowanych pasażerów, co trochę gaśnie światło, w łazienkach brakuje nie tylko światła, ale również i wody

- relacjonował pan Dariusz w rozmowie z wprost.pl

Mieli problemy z wejściem do samolotu

Podróżni otrzymali również informacje o opóźnieniach lotów, a to jeszcze nie wszystko. Ogromne problemy napotkali pasażerowie czekający na lot Ryanaira z Bolonii do podwarszawskiego Modlina. Jak wyjaśnił pan Dariusz, na pokład miało wówczas nie wejść nawet 80 osób. 

Na lotnisku panowała duża dezinformacja. Komunikaty informowały o zakończeniu odprawy, podczas gdy tablice informacyjne wskazywały, że boarding wciąż trwa. W końcu część pasażerów otrzymała wiadomość od przewoźnika, że samolot wyleci o 11:20, a oni mogą powrócić... innymi liniami do Krakowa. Dodatkowy koszt wynosił wówczas około 100 euro od osoby.

Panu Dariuszowi udało się zarezerwować lot na kolejny dzień, a noc musieli spędzić na lotnisku. Jak dodał, nikt nie chciał wziąć winy za zaistniałą sytuację. "Ryanair zwala na lotnisko, lotnisko na przewoźnika" - mówił. Na ten moment linia lotnicza nie zabrała głosu w sprawie. 

Więcej o: