Do tej pory Godre'r Graig była uznawana za niezwykle spokojną wioskę w południowo-zachodniej części Walii. Mieszkańcy i turyści doceniali liczne tereny zielone, urokliwe domki z kamienia czy majestatyczny zamek wznoszący się na wzgórzu - innymi słowy idealne warunki do odprężenia i relaksu. Jednak w ostatnim czasie spokój ten został zaburzony przez nietypowych oprawców!
Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Jak donosi serwis WalesOnline, "wojna" z owcami Godre'r Graig trwa co najmniej od czterech lub pięciu tygodni. Od tego czasu stado kilkudziesięciu osobników błąka się po ulicach, niszczy ogródki, żywopłoty czy przebija przez lekki, gipsowo-kartonowe ściany budynków! Wielu mieszkańców nawet zrezygnowało już z ich przeganiania, ponieważ czują, że jest to walka z wiatrakami.
Pewnego ranka wstałem i w ogrodzie były dwie owce, więc odganialiśmy je, a one po prostu wracały i wracały [...]. Rozbijają obozy na różnych posesjach. Cała wioska jest ich teraz pełna, jest tu prawdopodobnie ponad 30 zdziczałych owiec
- mówił 37-letni Stephan Jones w rozmowie z WalesOnline.
Są wszędzie. Dwa osobniki szczególnie lubią mój ogród, ale inni ludzie też mają z nimi problem. U sąsiadów są kolejne stada, które zawładnęły ich domem. Rozbijają obozy na różnych posesjach
- dodał Jones. Mieszkańcy zwracają także uwagę na dość śmierdzący problem. Całą wioskę pokryły sterty owczych odchodów - ogrody, podjazdy, a nawet... domy są otoczone fekaliami. Niektórzy nieświadomie przenoszą kał pod butami i orientują się, dopiero gdy nieprzyjemny zapach zaczyna unosić się po mieszkaniu. Jeden z miejscowych poskarżył się, że jego dzieci nie mogą bawić się na zewnątrz z powodu "kopców owczego łajna" na posesji.
Jednak wielu mieszkańców jest zaniepokojonych przede wszystkim inną, dość poważną kwestią. Zwierzęta błąkają się po lokalnych drogach, a nawet w pobliżu ruchliwej obwodnicy, co stwarza zagrożenie zarówno dla kierowców, jak i dla nich samych. Stephan Jones wyznał, że niedawno prawie zderzył się z owcami, które biegały za zakrętem po środku drogi. Jak mówi mężczyzna:
Jechałem z prędkością około 20 mil na godzinę [ok. 32 km/h - red.], gdy zauważyłem, jak owca i jagnię biegną środkiem ulicy! Prawie w nie wjechałem.
Szczerze mówiąc, jestem zaskoczona, że jeszcze nie doszło do wypadku
- przyznała radna Rosalyn Davies z okręgu Godre'r Graig. Radni usiłowali odnaleźć właściciela owiec, jednak bezskutecznie. Pomimo licznych szkód miejscowi martwią się o ich dobro - niektóre z nich są w bardzo złym stanie.
Chociaż są szkodnikami, współczuję im. To nie ich wina, że nie mają gdzie się podziać. W końcu właściciel musi wziąć odpowiedzialność i to uporządkować
- zakończył Stephan.