Nietypowy "paragon grozy" z Krakowa. Tyle zapłacił czytelnik biblioteki publicznej. Dyrektor wyjaśnia

Paragony grozy z polskich miast już nie budzą powszechnego zaskoczenia. Niezadowoleni klienci restauracji często publikują zdjęcia horrendalnych cen w mediach społecznościowych. Jednak tym razem do sieci trafił dość nietypowy kwitek. Pochodził z jednej z krakowskich bibliotek publicznych.

W poniedziałek na profilu blogerki Anety Korycińskiej, znanej pod nazwą "Baba od polskiego" pojawiło się zaskakujące zdjęcie. Przedstawiało paragon wystawiony przez Wojewódzką Bibliotekę Publiczną w Krakowie. Jej czytelnik musiał uiścić opłatę w wysokości 209 złotych. 

Takiego paragonu grozy jeszcze nie widziałam. Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Krakowie może się poszczycić prawdziwym mecenasem. Ktoś przebije?

- napisała na Facebooku. 

Zobacz wideo Biblioteka Katarzyny Pakosińskiej robi wrażenie. Czy przeczytała wszystkie książki z kolekcji?

"Paragon grozy" z biblioteki w Krakowie

Paragon, który szybko obiegł media społecznościowe, został wystawiony za przetrzymywanie wypożyczonych książek. Roztargniony czytelnik wyjaśnił w rozmowie z TVP Kraków, że zapomniał, że znajdował się w ich posiadaniu. Zorientował się dopiero podczas porządkowania prywatnej biblioteki. Wówczas postanowił je zwrócić, a jego oczom ukazała się pokaźna suma. 

Absolutnie nie mogę mieć pretensji i tak jak pan Umberto Eco powiedział, biblioteka jest dobrem wspólnym i powinna być dostępna dla każdego, więc jako czytelnik nie powinienem utrudniać innym czytelnikom dostępu do książek

- powiedział właściciel paragonu, Krzysztof Sadowski. 

Biblioteka zabiera głos 

Wielu internautów uważało, że kwota, jaką musiał zapłacić czytelnik, jest zbyt wysoka. Z wyjaśnieniami pośpieszył im Jerzy Woźniakiewicz, dyrektor Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie. Mężczyzna wytłumaczył, z czego tak naprawdę wynika kara za przetrzymywanie książek. 

Opłata za przetrzymanie to nie kara, tylko kwota rekompensująca w pewnym stopniu koszty społeczne, które wynikają z tego przetrzymania. Zasila ona budżet biblioteki utrzymywanej przez społeczność, do której należą też osoby ponoszące owe koszty społeczne czyjegoś zaniedbania

- wyjaśnił Woźniakiewicz w poście na Facebooku. 

Dyrektor dodał, że każdy czytelnik może trzykrotnie prolongować wypożyczoną książkę, co sprawia, że daje mu prawo do korzystania z niej przez nawet cztery miesiące. Oznacza to, że jeśli trzymamy daną publikację przez maksymalny czas, to w ciągu roku mogą skorzystać z niej trzy osoby. W przypadku jej przetrzymania liczba ta spada jeszcze bardziej. 

Następnie Woźniakiewicz wyliczył "koszty społeczne" przetrzymania książek. Jeśli dana pozycja nie jest oddana w terminie, czytelnicy często zmuszeni są do jej zakupienia. Według jego wyliczeń kwota ta jest znacznie wyższa, od ustalonej kary. 

Zapytacie: a ile zapłaciła osoba, która przez rok przetrzymywała tę książkę? Tylko 35 gr za każdy dzień przetrzymania. Po roku przetrzymywania jej należność wobec biblioteki wyniosła 127,75 złotego. Czy dalej uważacie, że to wysoka opłata za przetrzymanie książek?

- zapytał.  

Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

Więcej o: