Co jakiś czas Straż Graniczna informuje o kiepskich żartownisiach z polskich lotnisk. Ci, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji, żartują na temat niebezpiecznych przedmiotów w bagażach. Jednak warto pamiętać, że pracownicy portów lotniczych biorą kwestie bezpieczeństwa bardzo poważnie, a za tego typu dowcipy czekają nas konsekwencje. Tak też stało się i tym razem.
Do zdarzenia doszło na lotnisku Kraków-Balice w trakcie odprawy biletowo-bagażowej lotu do Dublina. Jeden z pasażerów został wówczas zapytany, czy posiada w swojej walizce niebezpieczne przedmioty. Nie spodziewał się jednak, że jego odpowiedź nie tylko nie rozśmieszy pracowników, a w dodatku przysporzy mu problemów.
Nieodpowiedzialny podróżny tłumaczył, iż chciał zażartować sobie z pytań zadawanych przez obsługę rejsu. Na pytanie pani odprawiającej "czy ma pan jakieś niebezpieczne przedmioty", pasażer miał odpowiedzieć - "tak granat w bagażu"
- relacjonował w komunikacie Tomasz Jarosz z Karpackiego Oddziału Straży Granicznej. Służba Ochrony Lotniska zgłosiła sprawę Straży Granicznej, która natychmiast pojawiła się na miejscu. Funkcjonariusze sprawdzili bagaże żartownisia, jednak nie znaleźli w nich żadnych zabronionych rzeczy.
Jak donosi wp.pl, 46-letni mężczyzna został ukarany grzywną w wysokości 500 zł, a w dodatku musiał zapomnieć o podróży. Kapitan zadecydował o niewpuszczeniu go na pokład samolotu. Straż Graniczna przypomina pasażerom, że słowa takie jak "bomba" czy "granat" na lotniskach nie są najlepszym tematem do żartów.
Każdy sygnał o możliwości stworzenia zagrożenia jest natychmiast sprawdzany. Wiąże się to z wszczęciem odpowiednich procedur, a co za tym idzie, zakłóceniem pracy portu lotniczego, opóźnieniem odlotów, jak również sankcjami w postaci mandatu karnego
- zaapelował Tomasz Jarosz.
Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.